Aż trudno uwierzyć, że za kilka dni 1 maja. Właśnie od tego miesiąca wchodzą w życie zapowiadane w budżecie federalny upusty na zakup samochodów elektrycznych – ale – jak się okazuje (informacje przedstawione z chwilą ogłaszania budżetu były wstępne) nie tylko. Nowy program oferuje zachętę finansową dla tych, którzy zdecydują się na zakup lub lease. Rząd przedstawił w poniedziałek szczegóły dotyczące programu, teraz określanego jako iZEV. Zacznie on obowiązywać właśnie w dniu 1 maja.
Program obejmie także hybrydowe silniki elektryczne typu plug-in i te na wodorowe ogniwa paliwowe. Jest to poważna zmiana ponieważ dodaje znaczną liczbę pojazdów do listy kwalifikacyjnej.
Aby otrzymać pełną dopłatę w leasingu trzeba będzie podpisać „cyrograf” na 48 miesięcy. W przypadku leasingu krótkoterminowego zachęty będą proporcjonalnie mniejsze. Kwalifikują się też demo dealera, o ile ich licznik nie przekroczył 10 000 kilometrów. Podawany wcześniej limit cenowy w wysokości 45 000 dol. ma zastosowanie do pojazdów o sześciu lub mniejszej liczbie miejsc, ale każdy ZEV SUV z siedmioma lub więcej miejscami może mieć cenę do 55 000 dol. Są to ceny podstawowe danego modelu.
Pełny upust wynosi 5 tys. dol. Tyle, jako podatnicy będziemy się dokładali do tych samochodów. Co ciekawe, lista jest tak skonstruowana że nie obejmuje nawet najtańszego modelu Tesli – wspierając dotychczasowe koncerny. W ogóle program daleki jest od prostoty i z pewnością zaowocuje wieloma miejscami pracy w urzędach. Przysługuje jeden upust na obywatela rocznie, niezależnie od liczby kupionych aut.
Tymczasem Tesla – która już dzisiaj oferuje autopilota na wyposażeniu samochodu – twierdzi, że w pełni zautomatyzowana aktualizacja autopilota będzie bezpieczna i do roku 2020 zobaczymy na ulicach pierwsze robo-cars. Czy tak będzie trudno powiedzieć, bo decydują nie tylko czynniki techniczne, ale przyznać trzeba że firma Elona Muska stworzyła rynek na elektryczne samochody i w 2019 ma mieć już 3 proc. całości sprzedaży smochodów w USA.
Całkowicie zautomatyzowany system kierujący mieści się w tej samej obudowie, co starszy Autopilot, który potencjalnie może zostać zmodernizowany. Nowy sprzęt mieści się w małej wnęce między zaporą ogniową a schowkiem na rękawiczki.
Nowy sprzęt jest montowany w modelach 3 od kwietnia, a w modelu S i X od lutego. Tesla pracuje nad systemem od trzech lat.
Producent podkreśla olbrzymią liczbę dublujących się systemów bezpieczeństwa. Prawdopodobieństwo awarii komputera sterującego autem jest znacznie niższe niż w przypadku utraty świadomości przez kierowcę – zapewnił Musk. Wszystkie produkowane obecnie samochody Tesla są gotowe do pełnej samodzielnej jazdy – wystarczy tylko ulepszyć oprogramowanie. System Tesli w przeciwieństwie do prób podejmowanych przez konkurencję nie opiera się na tzw lidarze lecz na ośmiu kamerach wizualnych, i 12 czujnikach ultradźwiękowych (które są zwykle używane do parkowania) i jednym radarze skierowanym w kierunku jazdy. Tymczasem lidar, wykorzystuje impulsy światła wysyłane dookoła do stworzenia wirtualnej mapy otoczenia pojazdu. Obecnie wirujące jednostki lidarowe są duże, ciężkie i drogie. Robo-cars mają zrewolucjonizować cały transport pozwalając na zrobotyzowane taksówki odbierające i dostarczające nas do celu, zamawiane z aplikacji.
To zaś pozwoliłoby znacznie ograniczyć liczbę prywatnie posiadanych samochodów oferując wygodę porównywalną do tej, a nawet większą niż ta z której korzystają dzisiaj właściciele samochodów.
W ten sposób dobiegnie końca stworzona w Ameryce era kultu motoryzacji i posiadania własnego samochodu będąca przedłużeniem podejścia, jakie mieliśmy do koni…
o czym z żalem donosi
Wasz Sobiesław