Uff! Odetchnęłam z ulgą. Poniedziałek wielkanocny, czyli nasz śmigus dyngus, albo lany poniedziałek, popołudnie. A ja nareszcie mogę siąść na moim ulubionym fotelu i wyciągnąć nogi na ławę, bo nikt nie widzi. A przepraszam, widzą moje koty i pies, ale im to bardzo odpowiada, i wcale nie są oburzone moimi domowymi manierami. Nareszcie u siebie i z sobą.
Tak to już jest, że przygotowujemy te święta, i duchowo, i żywnościowo, ale w którymś momencie cieszymy się, że wracamy do normalnego stylu życia. Do normalnego? Szczególnie po świętach Wielkiej Nocy powinniśmy być rozbudzeni w wierze i nadziei. I tak jest. Dookoła pomimo burego deszczu zaczyna przebłyskiwać nieśmiała zieleń. Ptaki urzędowały od samego rana. Moja znajoma ornitolog, twierdzi, że zdecydowanie powróciły.
Ubywało ich co roku, co wiadomo z ilości ptaków przelatujących w południowych punktach Ontario, takich jak Point Pelee, czy Sandbanks w okolicach Belleville, gdzie się te przylatujące ptaki liczy.
Takie najbardziej na południe wysunięte przyczółki Ontario stanowią naturalny przystanek powracających ptaków z południa do domu. Muszą odpocząć po długim i często niebezpiecznym locie. Moje kolibry jeszcze nie wróciły, ale pewnie będą lada moment, bo pojawiły się już amerykańskie dzięciołki wydłubujące dziurki w korze, i potem zbierające z tych dziurek soki. Te dzięciołki nazywają się ‘sapsuckers’, po łacinie ‘Sphyrapicus’. Występują tylko w Ameryce Północnej. Więc może dlatego nie ma koliberków w Polsce, bo i tych dzięciołków nie ma? Dzięciołki supsuckers z reguły pojawiają się dwa tygodnie przed kolibrami. Powrót kolibrów jest uzależniony od soku z drzew, właśnie z tych dziurek w korze, w których się zbiera nektar drzewa. Inaczej kolibry by nie przeżyły, bo ich głównego pożywienia – nektaru z kwiatów – jeszcze nie ma. Kolibry to nie tylko najmniejsze ptaszki świata, ale i bardzo mądre.
Otóż wracają do swoich gniazd na północy w linii prostej, ale wylatują na zimę drogą okrężną, aby ominąć wielkie zbiorniki wodne, i w razie burzy czy huraganu (wrzesień jest miesiącem huraganów na Florydzie i w Meksyku) móc się zatrzymać na lądzie i przeczekać nawałnicę. A jak się kolibry zjawią, to mam zwyczaj wywoływania ich skoro świt do poidełek.
Jak muszę wyglądać dla sąsiadów wywołująca z rana ‘Kolibry, kolibry’ w towarzystwie pieska i kotów nie chcę nawet myśleć. Ale cóż, każdy z nas ma swoje dziwactwa. A mnie się zdaje, że po moim wywoływaniu, te malutkie cudeńka przylatują do poidełek. Zawsze te same wracają do gniazda. Jak my. Pod koniec lata jest ich więcej, bo pisklęta muszą nabrać siły do przelotu na Florydę i do Meksyku. Czasem wraca więcej niż jedna para, i wtedy można obserwować walki terytorialne o dostęp do poidełek. Zawieszenie więcej niż jednego poidełka nic nie daje, bo one dalej walczą. Tak jak ludzie, czy też ludzie walczą tak jak ptaki? Więc te amerykańskie dzięciołki sapsuckers się już pojawiły, bo na brzozie pojawiły się w rządku równe małe dziurki – znak że maleńkie dzięciołki pracują. To tak jak my. I my musimy żyć w symbiozie z naszym otoczeniem. I warunkiem naszego przetrwania w zdrowiu duszy i ciała jest nie nie tylko biologiczne zabezpieczenie naszego bytu ale i zabezpieczenie naszych duchowych potrzeb.
Katolicki cykl roczny, w którym Zmartwychwstanie Pańskie właśnie obchodziliśmy jest naszą nadzieją. Po burzach i sztormach, niesprawiedliwościach i cierpieniu nadchodzi czas spokoju.
A w życiu codziennym, po święconkach, śniadaniach i obiadach, następuje odpoczynek. Nie zapominajmy o nim, bo to on pozwala nam wszystko właściwie poustawiać. Spokojnie, pogodnie i wiosennie. Z radością i nadzieją.
Michalinka