Początek czerwca nie tylko obfituje w rocznice, ale w dodatku są to rocznice kontrowersyjne.
Nie mówię oczywiście o Dniu Dziecka, bo postępactwo już postanowiło („W Londynie, w Wielkiej Loży, już postanowiono…”), że trzeba je „seksualizować” od niemowlęctwa, oczywiście w sposób postępowy, to znaczy – z uwzględnieniem wszystkich możliwych zboczeń, zwanych elegancko „orientacjami”. Jak już takie dziecko zostanie odpowiednio zseksualizowane, to będzie z nim sto pociech, prawdziwy raj dla pedofilów – a jak się już wyeksploatuje, to zostanie przerobione na konserwy dla psów.
Właśnie z Ameryki dochodzą skrzydlate wieści, że w stanie Waszyngton wprowadzona została możliwość „kompostowania” ludzkich zwłok. Wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler Żydów wprawdzie nie „kompostował”, ale przerabiał na inny nawóz, z czego – jak informuje „Historia medycyny SS” – Rzesza miała nawet dochód; niewielki, bo jakieś 10, czy może 15 fenigów – ale jak to mówią, dobra psu i mucha. Widać na tym przykładzie, że idea raz rzucona w przestrzeń, prędzej czy później znajdzie swego amatora. To prawda – ale żeby akurat w stanie Waszyngton? Wreszcie – skoro można ludzi kompostować, to dlaczego nie przerabiać na konserwy dla psów? Pies przecież też człowiek, to znaczy – pardon – na razie jeszcze tylko „istota czująca”, ale jak trochę poczekamy, to doczekamy się Marszów Równości, podczas których sodomici będą kopulować z suczkami, a gomorytki – oddawać się psom. Jak Równość, to równość – bo przecież nie ma żadnego powodu, by psa, czy, dajmy na to, kozę wykluczać czy stygmatyzować.
Wracając tedy do rocznic, to 2 czerwca obchodzona była 40 rocznica pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Tak nawiasem mówiąc, była to pierwsza wizyta papieża w Polsce od początku świata, więc chociaż ta okoliczność powinna sprzyjać podniosłemu nastrojowi, ale gdzie tam! Panowie Sekielscy pokazali, że to całe duchowieństwo to dotknięta priapizmem banda pedofili, których ofiary nawet po 40 latach moczą się w nocy i z tego tytułu należy im się consolamentum, oczywiście finansowe, przy pomocy złotego plastra, bo inne – wiadomo – jest człowiekowi potrzebne, jak psu piąta noga. Co prawda nie wszystkie przypadki są do końca pewne, bo właśnie żydowska gazeta dla Polaków zdemaskował pana Lisińskiego, do niedawna prezesa fundacji „Nie bzykajcie się!”, czy jakoś tak. Okazało się, że pod pozorem choroby żony próbował naciągnąć jakiegoś księdza, a kiedy ten dowiedziawszy się, że żona jest zdrowa, jak rzepa, zażądał zwrotu pieniędzy pan Lisiński oskarżył go o molestowanie.
Jestem pewien, że w jego ślady pójdą inni, więc nic dziwnego, że „Gazeta Wyborcza” go zdemaskowała, bo przemysł molestowania mógłby zacząć robić konkurencję przemysłowi holokaustu, a to jest przecież surowo zakazane. Więc panowie Sekielscy nastraszyli Episkopat, który został zepchnięty do defensywy tym bardziej, że musi wojować na dwa fronty: na krajowym froncie pedofilii i na międzynarodowym – z „dewojtylizacją” Kościoła, którą chcą przeprowadzić jacyś watykańscy purpurates.
Oczywiście były śpiewy i koncerty, ale były też parodie katolickich obrzędów, w których celowały zwłaszcza gdańskie „Dziewuchy”. Komunistyczna rewolucja robi konkietę, a tu jeszcze wisi nad nami miecz Damoklesa w postaci żydowskich roszczeń.
Dwa dni później przypadły aż dwie rocznice: „obalenia komunizmu”, czyli tak zwanych „kontraktowych” wyborów, w których wywiad wojskowy PRL wynegocjował wyniki ze starannie wyselekcjonowaną uprzednio „stroną społeczną”, nad którą komendę objęła „Lewica laicka”, ukrywająca się za parawanem „Drogiego Bolesława”.
Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że większość ludzi myślała, że to wszystko naprawdę i skreślała „listę krajową”, na której Razwiedupr umieścił swoich największych faworytów.
Wtedy generał Kiszczak zagroził, że te całe wybory rozgoni, a znany z postawy służebnej Tadeusz Mazowiecki na taki dictum powiedział, że „umów należy dotrzymywać”. Oczywiście nie umów z wyborcami, tylko z generałem Kiszczakiem. Tedy Rada Państwa w trakcie wyborów zmieniła ordynację, dzięki czemu faworyci do Sejmu się dostali.
Nazywane jest to „upadkiem komunizmu”, a najlepszym świadectwem tego upadku był wybór przywódcy owych upadłych komunistów, generała Wojciecha Jaruzelskiego, na prezydenta „wolnej Polski”. Normalnie nie byłoby żadnego powodu, by celebrować uroczyście rocznicę tego szwindlu – ale Polsce do normalności daleko, a najlepszą tego ilustracją jest przypadająca tego samego dnia, czyli 4 czerwca, rocznica obalenia rządu premiera Olszewskiego z powodu lustracji.
28 maja 1992 roku Janusz Korwin-Mikke zaproponował uchwałę lustracyjną – żeby minister spraw wewnętrznych dostarczył Sejmowi informacji, który z posłów, senatorów, ministrów i wojewodów, był w przeszłości konfidentem UB lub SB. Uchwała została przyjęta i 4 czerwca 1992 roku minister Macierewicz dostarczył klubom i kołom parlamentarnym koperty z karteczkami z nazwiskami osób zarejestrowanych jako tajni współpracownicy, albo kontakty operacyjne UB lub SB. Niezależnie od tego wszystkim parlamentarzystom dostarczył „Informację o zasobach archiwalnych MSW, w której można było przeczytać, że przed rozpoczęciem niszczenia dokumentacji MSW, wszystkie dokumenty zozostały zmikrofilmowane co najmniej w trzech kompletach, z których dwa są „za granicą”, a jeden – „w kraju”.
Wreszcie – prezydium Sejmu dostało kopertę w których były informacje o agenturalnej przeszłości prezydenta Lecha Wałęsy i marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego.
Lewica laicka i cały obóz nieubłaganego postępu podniosły straszliwy klangor i rząd premiera Olszewskiego został jeszcze tego samego dnia, na wniosek „Drogiego Bolesława” obalony w atmosferze zamachu stanu.
Zatem 4 czerwca może być obchodziny jako Dzień Konfidenta tym bardziej, że trudno nie zauważyć związku między „obaleniem komunizmu”, a obaleniem rządu premiera Olszewskiego.
Krótko mówiąc, Trzecia Rzeczpospolita narodziła się z piętnem grzechu pierworodnego w postaci szwindlu i nieprzecięcia pępowiny, jaka łączy ją z PRL-lem i przez którą komunistyczna trucizna nadal się tamtędy sączy, zatruwając atmosferę społeczną, polityczną i moralną.
I chociaż po wyborach do Parlamentu Europejskiego nastąpiła kolejna rekonstrukcja rządu „dobrej zmiany”, to niezależnie od tego głęboki kryzys przywództwa nęka nasz mniej wartościowy naród tubylczy, który wskutek tego może już niedługo stać się łatwym łupem starszych i mądrzejszych.
Stanisław Michalkiewicz