Zapalnikiem, który o mało nie odpalił i nie spowodował 3-ciej wojny światowej był amerykański dron, zestrzelony przez Irańską Armię Rewolucyjną nad cieśniną Ormuz (Hormuz). Jest to cieśnina pomiędzy Zatoką Perską od zachodu, a zatoką Omańską od wschodu. Północne wybrzeże tej cieśniny należy do Iranu, a południowe do Zjednoczxonych Emiratów Arabskich i Omanu. Cieśnina w najwęższym miejscu ma 54 km. Jest to główny szlak morski używany do transportu ropy naftowej z Zatoki Perskiej. Cieśnina ta ze względu na transport ropy (szacuje się, że drogą tą przepływa 40% ropy) ma kluczowe znaczenie strategiczne. Nawigacja w cieśninie Ormuz odbywa się zgodnie z przepisami ujętymi w Konwencji Praw Morza ONZ. Statki pokonujące cieśninę poruszają się po morzu terytorialnym Iranu i Omanu na podstawie prawa przejścia tranzytowego, które nie może być zawieszone dla żeglugi państw neutralnych (handlowej i wojennej) nawet w przypadku wojny, w której uczestniczy państwo położone nad cieśniną.
Historycznie jednak, cieśnina ta była miejscem różnych zaczepek, czy to Irańsko-Irackich, czy też Irańsko-amerykańskich. Od wielu już lat amerykańska marynarka donosiła o prowokacjach amerykańskich jednostek przez irańskie łodzie patrolowe.
Dlaczego to takie ważne?
Zablokowanie cieśniny (a tym samym pogwałcenie przepisów Konwencji Praw Morza ONZ o ruchu tranzytowym) spowodowałoby, że duża część światowej ropy byłoby zakładnikiem jednego państwa. A to miałoby kolosalne skutki na ceny ropy, a także globalnie odbiłoby się niekorzystnie na gospodarce, szczególnie krajów opartych na ropie. Co jakiś czas w Zatoce Perskiej zaznaczają swoją obecność najnowcześniejsze i najpotężniejsze okręty marynarki brytyjskiej i amerykańskiej. Mają one przyhamować i ostudzić wojownicze zapędy Iranu.
To tyle tytułem krótkiego wstępu do amerykańskiego drona monitorującego (nazywanego też wywiadowczym) zestrzelonego przez irańską rakietę ziemia-powietrze.
Irańczycy twierdzą, że dron naruszył ich terytorium; Amerykańnie, że był na wodach neutralnych. Jeśli doda się do tego cały zestaw różnych zaczepek i prowakacji, jak na przykład tydzień wcześniejsze uszkodzenie dwóch tankowców, to sytuacja nabiera grozy.
A wojna była już tuż, tuż. Prezydent Trump odwołał amarykański atak na Iran w odwecie za zestrzelony dron, na 10 minut przed rozpoczęciem działań wojennych. Z tym, że gotowość wojenna była już obwieszczona globalnie, i na przykład linie lotnicze zmieniały kursy samolotów, aby nie latać nad zagrożonym terenem. Na 10 minut przed czasem ataku, prezydent Trump odwołał uderzenie. Ale tylko to tradycyjne. Takie jakie my, zwykli zjadacze chleba rozumiemy.
Nie odwołał rozprawki z Iranem, zastępując atak bezpośredni wojną cybernetyczną i innymi rodzajami walki. Dokładnie co to ta wojna cybernetyczna znaczy nie wiadomo.
To co wiadomo, to że wyścig technologiczny trwa, i nabiera pędu. I tu koło się zamyka. Samoloty F-35 jakie Polska nabędzie dla polskich sił obronnych będą najnowszej (albo prawie najnowszej) generacji 5-tej. Są to dalej samoloty załogowe (pilotowane przez człowieka), ale niewidoczne dla radarów. Czyli są niewykrywalne, zgodnie z tym co my rozumiemy. Czy nie są naprawdę wykrywalne?
Są. Tylko to są dalej informacje zastrzeżone. To tak jak z wirusami komputerowymi, hakerzy byli zawsze a jedno oczko wyżej, niż wykrywacze.
W końcu zmieniono defensywę, i zamiast reagować na wirusy, stworzono systemy, które nie wpuszczają niczego co nie ma pozwolenia. Podobnie i tutaj, samoloty 5-tej generacji nie są wykrywalne przez radary, ale to nie znaczy, że ich nie ma.
Natomiast ten biedny zestrzelony dron, choć bezpilotowy i bardzo kosztowny, to poprzednia generacja technologii, wykrywalnej przez radary. I dlatego też był wykryty, i irańska rakieta ziemia-powietrze mogła go i zestrzelić. I pomyśleć, że całkiem niedawno armia udostępniła nam sieć i technologię Internetu jako przestarzałą.
Co to ma za znaczenie dla nas? Obojętnie dokąd nie zmierzamy, to lepiej być w sojuszu z tymi, którzy widzą w nas wartościowych sojuszników, i należą do przodujących w obronie i siebie i swojego interesu i interesu swoich sojuszników, niż w sojuszu, który widzi w nas tylko zasoby taniej siły roboczej. Mamy nadzieję, że tym razem nie będziemy rozdrapywaną Syrią, na której terenie roztacza się bitwa o wpływy świata, czy też Polską z 1939 roku.
Alicja Farmus