W moich młodych latach, przeważnie ojcowie, których obowiązkiem było materialne zabezpiecznie rodziny, po odpracowaniu 25 lat dostawali nagrodę za wysługę lat.
Różne to były nagrody. Górnicy i hutnicy dostawali złoty zegarek. Jeśli górnik tak długo przepracował, codziennie z narażeniem życia, i nie dał się przysypać na dole, to dostawał złoty zegarek. Nie wiem po co? Co miał mierzyć? Czas jaki mu został z chorobą zawodową płuc pylicą? Praca na kopalni przy urobku węgla – czyli na dole, była tak niebezpieczna i ciężka, że zwalniała z obowiązku służby wojskowej. Przed wskrzeszeniem Polski, śląscy chłopcy, którzy nie chcieli ginąć za kajzera Wilusia w wojnie światowej, szli do pracy na kopalni na dole. Jeśli taką pracę dostali, bo polskich Ślązaków pruscy administratorzy niechętnie zatrudniali. Pierwszeństwo mieli Niemcy, i niemieccy Ślązacy. Prusacy jeszcze wtedy nie wiedzieli, co piszczy w historycznej trawie. Sromotny dla Prus, koniec 1-szej Wojny Światowej (nazywanej ‘Great War’), powstanie Polski, Powstania Śląskie, Powstanie Wielkopolskie, wstrzymanie czerwonej zarazy przez Bitwę Warszawską, a wkrótce – po krótkiej odsapce historii – 2-go Wojna Światowa. I znów sromotna klęska Niemiec i poprzestawianie granic.
Mój rodzinny Bytom był albo polski, albo pruski, albo niemiecki, albo czeski. Podobnie Wrocław, gdzie pracowałam przed wyjazdem do Kanady.
Tereny poniemieckie były zasiedlane przez Polaków przesiedlonych ze Wschodu, którym powiedziano, że ich tereny dzięki zakończeniu wojny i dzięki nowym traktatom, które określają nowy układ sił w świecie, już nie są polskie.
Najpierw z tych byłych terenów niemieckich, jak np Bytom i Wrocław, wysiedlono Niemców. Odbywało się to z całą propagandą tworzenia nowej historii, wtedy toporną i szytą grubymi nićmi, ale przez to bardzo czytelną. Nie to co teraz, że tak z cicha-puk, niby to niechcący nas urabiają w wojnie hybrydowej, że nawet nie wiemy w jakiej machinie manipulacyjnej się kręcimy.
Na ‘terenach odzyskanych’ zainstalowano wielu POP-ów (Pełniących Obowiązki Polaka) radzieckich komunistów. Większość wróciła do Rosji po 1956, co ważniejsi weszli w struktury polityczne i administracyjne. A ich potomkowie do dziś nami ‘rządzą’ – taki inny zegarek za wysługę lat w ciemiężeniu ludu tubylczego.
Taki zegarek za wysługę lat na kopalni, miał być rodzinnym skarbem przekazywanym z pokolenia na pokolenia. Ale nie był. Za moich czasów to była jakaś licha robota, jeszcze nie chińska, ale zegarek marki ruhla wyprodukowany w komunistycznych wschodnich Niemczech (NRD). Mój ojciec zegarka nie doczekał, bo zginął na kopalni, gdy miałam lat 11-ście. Tradycja nagrody za wysługę lat była długa, i respektowana po stronie polskiej, niemieckiej i czeskiej. Granice państw były płynne, ale ludność i zakłady pracy nie. Czasem były polskie, potem znów niemieckie, a może nawet i czeskie. Nie wchodząc w to co się historycznie i politycznie działo, lud, określany przez mojego ulubionego felietonistę Stanisława Michalkiewicza, ludem tubylczym, pozostawał ten sam. I znam z opowieści, że wysługę lat respektowały zmieniające się państwa. I tak ktoś zaczynał w kopalni niemieckiej (bo nie było Polski), po Powstaniach Śląskich w polskiej, potem znów w niemieckiej, a na koniec znów w kopalni polskiej. Te wszystkie lata liczyły mu się do wysługi lat. No chyba, że nie miał szczęścia, i już po wojnie w 1946 roku został wysłany do Rosji Sowieckiej (najczęściej do ośrodka węglowego na Kołymę) z grabionymi maszynami górniczymi z terenów byłego niemieckiego Śląska. Ten sprzęt był wywożony w ramach odszkodowań wojennych od Niemców. I jak taki nieszczęsny Ślązak mieszkał po niemieckiej stronie Śląska był zakwalifikowany jako Niemiec i jako zakładnik wyjeżdżał na roboty to Rosji. Było ich wielu, kilka tysięcy. Z samych Szombierek (dzielnica Bytomia) wywieziono do nadzoru kradzionych maszyn, a potem ich uruchomiania blisko 800 górników. Mniej niż połowa wróciła po 1956.
Wtedy o tym się nie mówiło. Jeszcze w latach 70-tych docierały wiadomości od innych z Syberii, że żyją. Ale nigdy nie wrócili. Dlaczego nie wrócili? Dlaczego nie mogli pisać? Dlaczego ich rodziny się o nich nie dopominały? Nie znam odpowiedzi na te pytania. Tym wywiezionym już po wojnie na Syberię górnikom ich lata spędzone na niewątpliwie najcięższym posterunku pracy górniczej do wysługi lat się nie zaliczały.
A piszę o tym, bo w Polsce hucznie obchodzono 100. rocznicę Powstań Śląskich. Powstań, których celem była polskość. Podobnie jak i Powstanie Wielkopolskie miało taki sam cel. I nie zapominajmy o tych ważnych aktach, bo zbyt łatwo postrzegamy to co się dzieje przez filtr centrum A Polacy to 60 milionów rozsianych po świecie. Ze swoją niepowtarzalną historią, ze swoimi radościami i nieszczęściami. Nie pozwólmy, aby ta nasza historia została rozwiana przez wiatr, albo była pisana przez innych i przez pochlebny dla tych innych – a nie dla nas – filtr.
Alicja Farmus