Wakacje się kończą, a na początek okresu powakacyjnego przypada 80 rocznica wybuchu II wojny światowej. Może w innej sytuacji nie wywołałaby ona aż takiego rezonansu, bo wiadomo, że dzisiaj przyjaźnimy się z Niemcami, w czym przoduje Wolne Miasto Gdańsk pod dyrekcją pani prezydent Dulkiewicz, która z tej okazji zaplanowała „radosny pochód”. Nawiasem mówiąc, ta formuła trochę przypomina zarzut pewnego niemieckiego publicysty, który podczas II wojny światowej zarzucał Anglikom, że swoje imperium zbudowali podstępem, zdradą i fałszem, podczas gdy Niemcy swoje tworzą metodą „radosnej wojny”. Oczywiście radosny pochód to jeszcze nie wojna ale tak czy owak od czegoś radosnego trzeba zacząć, tym bardziej, że 8 października przypada 80 rocznica dekretu Adolfa Hitlera o wcieleniu Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy, a – jak powtarzał Bolesław Piasecki – jeśli coś istnieje, to znaczy, że jest możliwe. Wprawdzie legalność przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy również i dzisiaj budzi wiele wzruszających wątpliwości, podobnie jak przynależność Wolnego Miasta Gdańska do Polski – ale po co rozdrapywać stare rany? Więc ta 80 rocznica może nie wywołałaby takiego rezonansu, gdyby nie zapowiedź wizyty w Warszawie amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, któremu towarzystwa będzie dotrzymywał niemiecki prezydent Walter Steinmeier, no i oczywiście tubylczy prezydent Andrzej Duda, który najwyraźniej musiał sobie przypomnieć starą rzymską zasadę, że tres faciunt collegium, co się wykłada, że trójka tworzy zespół, zgodnie zresztą z inną rzymską zasadą, że omne trinum perfectum, co z kolei oznacza, że wszystko co potrójne jest doskonałe. Dlatego być może zimny ruski czekista Putin zaproszony nie został – i słusznie – bo Związek Sowiecki 1 września, kiedy to Niemcy za Polskę napadły, to jeszcze nic nie zrobił, zaś Armia Czerwona „wkroczyła” do Polski dopiero 17 września. Ale 17 września to już wszelki ślad po prezydencie Trumpie wystygnie, więc nie ma po co zimnego czekisty do Warszawy zapraszać. Rozwodzę się nad tym specjalnie obszernie, żeby pokazać całą finezję, jaka towarzyszy naszej dyplomacji, dzięki czemu z każdej sytuacji wychodzimy obronnie – jak to się śpiewało w piosence bardzo popularnej za moich czasów w kołach wojskowych. Za to na sojuszników możemy liczyć w kazdej sytuacji, więc naszej dyplomacji w sukurs przyszedł izraelski prezydent Reuven Rivlin, który zimnego ruskiego czekistę Putina zaprosił do Oświęcimia, jakby już występując w roli gospodarza miejsca. Wszystko to być może, bo 75 rocznica zajęcia przez Armię Czerwoną obozu Auschwitz przypada dopiero 27 stycznia przyszłego roku. Kto wie, jak do tego czasu będzie wyglądała realizacja żydowskich roszczeń majątkowych przez Polskę? Być może ktoś to wie, więc dlaczego na przykład nie pan prezydent Rivlin, który z pewnością nie bez kozery wystąpił tu w roli gospodarza?
Jestem pewien, że prezydent Trump nie będzie szczędził nam komplementów, że mianowicie jesteśmy „małym, ale bardzo dzielnym narodem” – jak w swoim czasie w nowojorskiej siedzibie ONZ strażnik przywitał przedstawiciela UNESCO. Być może nawet obieca, że zrobi, co w jego mocy, by znieść wizy dla obywateli polskich – bo pani Żorżeta też już nam to obiecała – ale obawiam się, że sprawa ustawy nr 447 JUST zostanie pominięta milczeniem. Prezydent Donald Trump nie ma bowiem żadnego interesu, by nie pytany miał w tej sprawie się wypowiadać, a z kolei prezydent Duda na pewno się na taką samowolkę nie odważy, czego dowody złożył podczas dwóch swoich wizyt w Białym Domu. W tej sytuacji nic nie zakłóci pomyślnego przebiegu wizyty Dostojnego Gościa – bo chyba prezydent Steinmeier też nie będzie tego tematu poruszał?
Nie oznacza to, że prezydent Trump podczas swego pobytu w Polsce będzie zbijał bąki. Co to, to nie, choćby dlatego, że oto właśnie szajka 23 byłych polskich dyplomatów napisała do niego list zwracając mu uwagę, iż przyjeżdża do kraju „w którym praworządność nie jest już respektowana (…) prawa człowieka są ograniczane, a nasilające się represje wobec przeciwników politycznych i różnych mniejszości, zarówno etnicznych, religijnych, jak i seksualnych, są tolerowane nie tylko przez rząd, ale nawet przez niego inspirowane.” Przypomina to do złudzenia suplikę Konfederacji Targowickiej do Katarzyny przeciwko królowi Stanisławowi Augustowi, w których czytamy m.in.: „same prawa rozkazywały przy królach obieralnych obywatel cieszył się wolnością. Tym byliśmy. Wielka Monarchini, dziś straciliśmy i nie pozostaje nam nic innego, jak umrzeć, albo powrócić do stanu dawnego.” Szkoda, że szajka 23 byłych ambasadorów nie dopisała do swego listu konkluzji wieńczącej manifest Sewetyna Rzewuskiego z 14 maja 1992 roku: „Z tych powodów Sejm niniejszy za Sejm gwałtu i za illegalny” – zmieniając tylko słowo „Sejm” na słowo „Rząd”. Warto podać nazwiska sygnatariuszy tego listu, żeby prawdziwa niecnota nie pozostała bez nagrody. Oto one: Jan Barcz, Iwo Byczewski, Maria Krzysztof Byrski, Mieczysław Cieniuch, Tadeusz Diem, Grzegorz Dziemidowicz. Urszula Gacek, Adam W. Jelonek, Maciej Klimczak, Tomasz Knothe, Maciej Kozłowski (TW „Witold”), Maciej Koźmiński, Andrzej Krawczyk, Andrzej Krzeczunowicz, Henryk Lipszyc, Piotr Łukasiewicz, Jerzy Maria Nowak, Piotr Nowina-Konopka, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Piotr Ogrodziński, Ryszard Schnepf, Grażyna Sikorska i Wojciech Tomaszewski.
Ciekawe jestem, co prezydent Trump powie na takie dictum? Możliwe, że zachowa się tak samo, jak Katarzyna, która dla uciśnionych przez despotyzm, zwłaszcza w wydaniu Stanisława Augusta, zawsze miała czułe serce. Taki manifest może być mu nawet na rękę w obliczu „śmiałych kroków”, których podjęcie wobec Polski zaleciło sekretarzowi Pompeo 88 senatorów. Te „śmiałe kroki” mają skłonić rządców naszego bantustanu do przeforsowania „kompleksowego ustawodawstwa”, które żydowskim roszczeniom nadal pozory legalności i otworzy drogę do okupacji Polski.
W takiej sytuacji każdy kolaborant się przyda, a tu zgłasza się 23-osobowa szajka, która w dodatku z niejednego komina wygartywała. Nie sądzę bowiem, by im poradził, że skoro nie będą mogli „powrócić do stanu dawnego”, to nie pozostaje im nic innego, jak „umrzeć”, najlepiej w trybie samoobsługowym. Inna sprawa, że w takim przypadku dziury w niebie z pewnością by nie było, a kto wie, czy świat, uwolniony od tylu osobistości, z których każda reprezentuje tak poważny ciężar gatunkowy, nie odetchnąłby z ulgą?
Nie jest jednak wykluczone, że Donald Trump zrobi z tego listu użytek toaletowy, bo jego sygnatariusze z właściwym sobie taktem nie zauważyli słonia w menażerii. Chodzi o to, że wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych był zwycięstwem demokracji spontanicznej nad demokracją kierowaną. W demokracji kierowanej obywatele, znaczy się – suwerenowie – głosują, jakże by inaczej – ale zgodnie ze wskazówkami Pani Wychowawczyni, podczas gdy w demokracji spontanicznej, głosują, jak chcą. Niewątpliwie szajka 23 byłych ambasadorów skupia zwolenników demokracji kierowanej, podobnie jak szajka „byłych współpracowników Tadeusza Mazowieckiego”. I jedni i drudzy nie mogą przeboleć, że niektórzy suwerenowie nie posłuchali Guwernantki, podobnie jak zwolennicy demokracji kierowanej w Stanach Zjednoczonych, którzy przez całą kadencję próbowali Donalda Trumpa podsrywać. Ale o to mniejsza, bo od losu zawiedzionych dzierżycieli praw nabytych do przewodzenia narodowi, ważniejsze są następstwa ustawy nr 447 JUST, które zostaną nam objawione najpóźniej w październiku, kiedy pan Pompeo będzie Kongresowi składał sprawozdanie. Jakie jest stanowisko Senatu, to już wiemy i z tej strony żadnej wyrozumiałości, ani nawet zrozumienia Polska spodziewać się nie może, a obawiam się, że i Izba Reprezentantów zachowa się podobnie, bo w przeciwnym razie całe masy dzieci zaczną sobie przypominać, jak to przed 40 laty były molestowane. I pomyśleć, że od czegoś takiego zależą losy całych narodów!
Stanisław Michalkiewicz