Chamstwo i drobnomieszczaństwo – tak się mówiło żartem w moim pokoleniu o takich zagrywkach, jak zastosowana przez CUPE podczas negocjowania kontraktu dla dużej liczby ontaryjskich pracowników szkolnych, w tym woźnych i nauczycieli przedszkolnych.
Posłużono się rodzicami, jako zakładnikami wyznaczając na poniedziałek rozpoczęcie strajku; wcześniej negocjacje przerwano na kilka dni (trwał strajk włoski) i wznowiono dopiero w sobotę – właśnie po to, by wzrósł “dramatyzm” chwili.
No i w niedzielę wieczorem nagle okazało się, że uzyskano wstępne porozumienie i dzieci idą jednak do klas. Z dnia na dzień wszystko się zmieniło, tysiące rodziców trzymanych w niepewności będzie mogło “wrócić do zwykłych zajęć”, a nie zastanawiać się z kim, jak, i gdzie zostawić dzieci.
Kością niezgody, która pozostawała na stole była ponoć kwestia jednego dnia chorobowego. Dla większości z nas to niewiele znaczy, ale pracownikom związkowym dni wolne się kumulują czasem za cały okres zatrudnienia…
W każdym razie jest oczywiste, że gdyby życie było normalne to najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłby bon edukacyjny, który szedłby za uczniem i równy byłby opłacie za szkołę publiczną. W przypadku szkół prywatnych możliwa byłaby dopłata albo może zwrot. Nauczyciele powinni być zawodem nieregulowanym, państwo powinno jedynie wyznaczać standardy egzaminacyjne – poprzeczki dopuszczające na poszczególne poziomy nauczania.
Oczywiście w Kanadzie jest to marzenie ściętej głowy indoktrynacja poszła zbyt daleko, by ludzie chcieli być wolni. W Polsce bon edukacyjny proponuje Konfederacja. Czy się uda?
Andrzej Kumor