Grzybobranie. Kto z was nie lubi grzybów? To jeden ze znaków rozpoznawczych naszej polskiej kuchni. Co prawda niektórzy twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak ‘polska kuchnia’, ale to zapewne ci sami, którzy twierdzą, że nie mam prawa brać udziału w głosowaniu w wyborach w Polsce, jak i ci, którzy pouczają mnie na jakim paszporcie wolno mi podróżować do Polski, jak i zapewne ci, którzy od kilku dekad próbują mnie zawstydzić nazywając katolem, oszołomem, ciemnogrodem, moherem – wymieniając tylko niektóre z epitetów jakimi się próbuje mnie zdołować. Ostatnio niejaki błazen Jerzy Stuhr wyzwał wyborców PiS od potomków chłopów folwarcznych. Nie wiem co w tym złego? On niby taki lepszy, bo synalek komunistycznego prokuratora? A ja powtórzę to jeszcze raz, że nic złego ze mną nie było i nie ma, bez względu na obelgi, jakimi się mnie obrzuca. I nazwanie mnie ciemnogrodem, ciemnogrodem mnie nie czyni. A może ten aktor komedialny Stuhr tak powiedział do śmiechu?
I Polska ma swoją kuchnię, bo jest to nie tylko zestaw polskich potraw, ale przede wszystkim smak i sposób podania. A pokażcie mi inny kraj, gdzie zupa grzybowa tak dobrze smakuje, bądź grzyby na gęsto podane z ziemniakami (albo kaszą gryczaną, mniam, mniam!) mają taki smak, nawet jeśli się go nazwie siermiężny. No jaki? No polski. Wspólny nam. Tak jak kiełbasa. Niby ta sama, ale polska smakuje inaczej. Ja tam wolę mój smak, i nic w tym złego nie ma, nawet jeśli inni tego mojego smaku nie podzielają. Wracając do grzybów. Moja babcia w Wielkopolsce zbierała w swoim lesie takie grzyby, których inni by się nie tknęli. Uchodziła w okolicy za grzybową ekspertkę. Ja poza maślakiem, rydzem, sitkiem, podgrzybkiem i borowikiem, nie zbieram nic innego. Pamiętam pierwsze grzybobranie w Kanadzie, gdzie każda grupa etniczna zbierała ‘swoje’ grzyby. Napotkani Słoweńcy w lesie naprowadzili mnie na moje grzyby (były to późne gąski), których oni nie zbierali. Już nigdy potem nie znalazłam takiej ilości gąsek. Może dlatego, że nie spotkałam w lesie nigdy więcej Słoweńców?
A grzybów jest w Kanadzie w bród, tylko trzeba wiedzieć gdzie, kiedy i jakie zbierać. Generalnie Kanadyjczycy już grzybów nie zbierają. Mój domek letniskowy w północno-wschodnim Ontario jest dosłownie otoczony grzybami, bo nikt ich nie zbiera. A ja, z jedną z moich córek, buszujące po chaszczach z koszyczkami jesteśmy postrzegane jako czarownice zbierające zioła na urok.
No i dobrze. Dzięki temu mamy św.ięty spokój i jesteśmy darzone niebywałym szacunkiem wśród lokalnych górali z przedgórza. Wiadomo, z takimi, co się włóczą z koszyczkami po lasach i kniejach, to lepiej nie zaczynać. Moja córka należy także do towarzystwa mykologicznego (mykologia to dział biologii o grzybach). A ja z ostatniej wizyty w Polsce przywiozłam sobie atlas grzybów jadalnych. I nareszcie dowiedziałam się, że zbierane przez nas na wsi przy drodze w kwietniu morele to polskie smardze. A także, że niektóre grzyby rosną nawet zimą. A mam takie na dzikiej łące. Nazywają się płomienica zimowa (łac. flammulina velatipes). Spróbuję zimową porą, ale póki co będę się delektować mieszanką grzybków na gęsto z duszonymi ziemniakami. Po polsku, z naszymi polskimi smakami. Po prostu pycha!
Michalinka