„Wielkie święto dziś u Gucia” – to znaczy – u „wszystkich”, bo „my wszyscy” zachwycamy się panią Olgą Tokarczuk, która właśnie dostała ubiegłoroczną Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury.
A zachwycamy się „wszyscy”, bo taki jest rozkaz, więc kto się nie zachwyca, to jest albo odrażającym prymitywem, a prawdopodobnie – faszystą, a nawet świętokradcą.
Że „faszystą”, to rzecz oczywista, bo tylko faszysta może nie zachwycać się panią Olgą Tokarczuk, która przecież napisała „Księgi Jakubowe”, co to – tylko patrzeć – jak zostaną nagrodzone również w Ameryce – bo podobno i tam padły już rozkazy.
A do tego dochodzi jeszcze świętokradztwo. Taki wniosek można, a nawet koniecznie trzeba wyciągnąć z apologetycznego artykułu pani red. Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin, która po wysłuchaniu przemówienia Nagrodzonej napisała, że „Ona była boginią”.
To ładnie, że pani redaktor tak panią Olgę Tokarczuk chwali, zwłaszcza, że taki jest rozkaz – ale nawet jak się chwali, to trzeba uważać, żeby nie przechwalić. Bardzo dobrym przykładem takiego przechwalenia jest tytuł „Geniusza Karpackiego”, jakim został udelektowany rumuński pierwszy sekretarz Mikołaj Ceaucescu, u progu transformacji ustrojowej rozstrzelany razem z żoną Eleną. Bo z jednej strony niby „geniusz”, ale z drugiej – tylko „karpacki”, zatem jakiś taki prowincjonalny, można by powiedzieć – parafiański – gdyby taki przymiotnik pasował do pierwszego sekretarza Rumuńskiej Partii Komunistycznej. Nie da się ukryć, że tytuł „Geniusza Karpackiego” można by uznać za rodzaj zakamuflowanego, wyrafinowanego szyderstwa – podobnie jak tytuł „bogini” – jakim panią Tokarczuk udelektowała pani redaktor Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin. Niby „bogini” – ale tylko jednodniowa, niczym jętka jednodniówka.
Jestem oczywiście pewien, że pani redaktor chciała jak najlepiej, zwłaszcza, że był stosowny rozkaz, ale właśnie przy takich okazjach ryzyko przechwalenia jest bardzo duże. A przecież nie jest to pochwała jedyna, bo panią Tokarczuk chwalą wszyscy, a każdy na swój sposób.
Na przykład bojownicy z globalnym ociepleniem są zachwyceni, że wyjaśniła przyczyny nadejścia małej epoki lodowcowej. Oto roślinność, wybujała w następstwie globalnego ocieplenia, pochłonęła wielkie ilości dwutlenku węgla, osłabiając efekt cieplarniany. Zrobiło się zimno dlatego, że było ciepło, no i wtedy, zamiast rolnictwa, zaczęto „rozwijać handel i przemysł”. No a przemysł – wiadomo: emituje gazy cieplarniane, co powoduje głobalne ocieplenie i w rezultacie „świat umiera”, a na domiar złego „my tego nie zauważamy”.
Słowem – i tak źle i tak niedobrze; jak się rozwija przemysł, to robi się ocieplenie, w następstwie którego bujnie rozwija się roślinność, pochłania dwutlenek węgla i robi się zimno, więc nie ma innej rady, jak znowu rozwijać „handel i przemysł”, no ale od przemysłu robi się przecież globalne ocieplenie – i tak w kółko Macieju.
Od razu widać, że „świat umiera” – ale czy my naprawdę tego nie zauważamy? Myślę, że aż tak źle to nie jest, bo przypominam sobie, jak w roku 1971, kiedy pani Olga Tokarczuk miała zaledwie 9 lat, a partia raczej mobilizowała wszystkich do walki klasowej, pożyczała od kapitalistów cenne dewizy i budowała fabryki, od których wprawdzie przybywało gazów cieplarnianych, ale wtedy rozkazy były inne, bo chodziło o to, by „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” – więc przypominam sobie, jak to właśnie w roku 1971 wpadło mi w ręce pismo „Strażnica”, wydawane przez Świadków Jehowy. Numer otwierał artykuł, a na początku było następujące zdanie: „Świat nasz zmierza ku katastrofie – jak powiedział pewien Murzyn z Atlanty.” Okazuje się, że ten „Murzyn z Atlanty” wszystko przewidział już wtedy, ale skoro już pani Tokarczuk dostała Nagrodę Nobla, to nie wypada odbierać jej palmy pierwszeństwa, zwłaszcza że jest rozkaz, by się zachwycać i w ogóle.
•••
Tymczasem, gdy my się tu zachwycamy, narasta kryzys w wymiarze sprawiedliwości. Okazuje się, że sędziowie zasiadający w „nadmiernie upolitycznionej”, a przez to „niedostatecznie niezależnej” Krajowej Radzie Sądownictwa, jak gdyby nigdy nic rekomendują panu prezydentowi nowych sędziów do mianowania. Toteż pani Małgorzata Gersdorf upomniała ich, by wzięli sobie na wstrzymanie, bo rzeczywiście – po co tu jeszcze jacyś nowi sędziowie, jak ci starzy, to znaczy – mianowani przez poprzednich prezydentów, a zwłaszcza pana Aleksandra Kwaśniewskiego, który przecież najlepiej wiedział, kogo mianować, a kogo nie, czy przez faworyta Wojskowych Służb Informacyjnych, pana Bronisława Komorowskiego – doskonale funkcjonują do tego stopnia, że Polska stała się sławna na całym świecie nie tylko za sprawą literatury, ale i sędziowskiej niezawisłości.
Cały świat zazdrości nam pięknych wyroków, zwłaszcza tych zaocznych, więc rzeczywiście – ci nowi sędziowie są tu potrzebni, jak psu piąta noga. Cóż jednak będzie, jeśli Krajowa Rada Sądownictwa nie posłucha upomnienia pani Gersdorf, za nic mając orzeczenie Sądu Najwyższego, który prawomocnie ustalił, że ta cała Rada to właściwie jest nielegalna? Wyrok bez sankcji, to jak Cygan bez drumli, więc trzeba będzie jakoś na te bezeceństwa zareagować i niepoprawnych sędziów aresztować. Ale oni też mogą wydać prawomocne postanowienia o zastosowaniu aresztu wobec sędziów, którzy kazali ich aresztować i co wtedy będzie? Jestem pewien, że Nasza Złota Pani coś tam już na tę okoliczność wymyśliła, więc na pewno cała sprawa zakończy się wesołym oberkiem, od którego zakipią nam w głowach gersdorfiny.
Ale to nie koniec paroksyzmów, bo polowanie na prezesa Najwyższej Izby Kontroli, pana Mariana Banasia, weszło w nową fazę. Na polowaniu – jak to na polowaniu; psy gonią wilka, on niby ucieka, ale nagle się odwraca i zahacza paszczą któregoś z gończych. Ugodzony podnosi lament i całe polowanie na moment się odwraca.
Coś podobnego zrobił pan prezes Banaś, składając do niezależnej prokuratury aż 16 zawiadomień o przestępstwach, na początek nieubłaganym palcem wskazując na Wielce Czcigodnego Patryka Jakiego, który wprawdzie nie podniósł jeszcze lamentu, ale na wszelki wypadek chroni się za murami polityczności – że zarzuty są niby „polityczne”, a wiadomo, że jak zarzuty są „polityczne”, to nie ma co się nimi przejmować, tylko pominąć wzgardliwym milczeniem.
Ale to dopiero początek polowania odwróconego i jak tak dalej pójdzie, to może polać się posoka, chyba że niezależna prokuratura powinność swej służby zrozumie, a pan minister Ziobro udowodni, że sytuację trzyma w garści. Bo wygląda na to, że z tych 16 zawiadomień, wszystkie dotyczą Prawa i Sprawiedliwości, więc sytuacja jest poważna.
Z jednej strony, niezawisłe sądy, a z drugiej – prezes Banaś.
Co tu ukrywać; święta Bożego Narodzenia nie zapowiadają się wesoło, więc w tej sytuacji Nagroda Nobla dla pani Olgi Tokarczuk może być dla nas jedyną pociechą, bo przecież tyle naszego, co się trochę pośmiejemy.
Stanisław Michalkiewicz