Za przykładem niebieskim, wszystko się zmieniło – można by strawestować słowa Adama Mickiewicza z „Pana Tadeusza”, komentując sytuację w naszym nieszczęśliwym kraju.
Zazwyczaj na tydzień przez Bożym Narodzeniem na polach i drogach zalegał śnieg, z którym walczyła służba drogowa, a życie polityczne, a potem wszelkie z wolna zamierało i zaczynał się okres świątecznej nirwany, trwający aż do Trzech Króli, których pan Ryszard Petru, ongiś pieszczoch co najmniej 11 procent naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, naliczył aż sześciu.
Dzisiaj ani nie ma śniegu, którego za Gomułki było więcej, niż nawet za Gierka, ani nie widać oznak nirwany. Pan Ryszard przestał już być naszą duszeńką, a nawet odwróciła od niego swoje oblicze moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, która postanowiła bisurmanić się w fundacji broniącej ofiar pedofilii. Sic transit gloria mundi – mawiali starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji, która w tym przypadku oznacza, że tak przemija sława świata. Zresztą zaszła nie tylko gwiazda pana Ryszarda, bo słychać, że i Wielce Czcigodna Katarzyna Lubnauer też się znudziła kierowaniem tą całą „Nowoczesną”, która w związku z czym pewnie umrze śmiercią naturalną z powodu braku zainteresowania, podobnie jak to było z formacjami jednorazowego użytku w przeszłości: Partią Przyjaciół Piwa, Akcją Wyborczą „Solidarność”, Ligą Polskich Rodzin, Samoobroną, Ruchem Palikota, ruchem Pawła Kukiza – że wymienię tylko ugrupowania mające reprezentację parlamentarną.
Zgasły one jeszcze szybciej, niż ich wspaniałe plany, pozostawiając w politycznej atmosferze trochę swędu, który – jak wiadomo – jest istotnym składnikiem smogu, co to na rozkaz Unii Europejskiej nęka nasz nieszczęśliwy kraj.
Wspominam o tym, bo właśnie pan Marian Kowalski, co to z niejednego komina już wygartywał, ogłosił powstanie kolejnej formacji pod nazwą Konfederacja Narodowa, z którą pamiątkowe zdjęcie zrobił sobie Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz. „Zachodzim w um z Podgornym Kolą”, ilu działaczy tej nowej formacji było w swoim czasie współpracownikami Wielce Czcigodnego ministra Antoniego Macierewicza, ma się rozumieć – niekoniecznie jawnymi.
Najwyraźniej po zdymisjonowaniu Wielce Czcigodnego Antoniego Macierewicza w ramach tak zwanej „głębokiej rekonstrukcji rządu”, Naczelnik Państwa zleca mu coraz niewdzięczniejsze i – co tu ukrywać – coraz brudniejsze zadania. Z kim przestajesz, takim się stajesz, więc trochę mi szkoda Wielce Czcigodnego, którego pamiętam z konspiracji lat 70-tych, jako człowieka pomysłowego i odważnego – że teraz musi afiszować się z tą nową formacją. Ale mówi się: trudno, skoro jest rozkaz, by w ten sposób robić dywersję Konfederacji Wolność i Niepodległość, którą Naczelnik Państwa najwyraźniej uważa za zagrożenie większe i od pogrążającej się w kryzysie Platformy Obywatelskiej i Lewicy, to nie ma rady; ktoś musi się poświęcić, więc dlaczego nie Wielce Czcigodny? Czego to się nie robi dla Polski, a w każdym razie – dla Naczelnika Państwa? Nawiasem mówiąc w Zjednoczonej Prawicy rozpoczęła się walka o schedę po Naczelniku, która przypomina walkę diadochów po śmierci Aleksandra Wielkiego, tyle, że w skali nieporównanie mniejszej. Ciekawe w jakim stopniu w promocję nowej partii zaangażują się jeśli nawet nie stare kiejkuty, to przynajmniej ABW – bo rządowa telewizja już to zrobiła.
Tymczasem coraz lepiej możemy domyślać się przyczyn, dla których Donald Tusk nie stanął do przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Sytuacja jest trochę podobna do tej z roku 2010, kiedy premier Donald Tusk dostał szlaban na prezydenckie wybory, do których niecierpliwie przebierał wszystkimi nogami. Wtedy jednak stare kiejkuty, których obróżkę chciał sobie trochę poluzować przy pomocy wsadzenia do aresztu wydobywczego pana Petera Vogla, postawiły mu szlaban, w efekcie czego prezydentem został ich faworyt, Bronisław Komorowski. Wygrał on „prawybory” w Platformie z Księciem Małżonkiem, czyli Radosławem Sikorskim, który po 9 latach właśnie przypomniał sobie, że była to „ustawka”. Więc teraz znowu Donald Tusk dostał szlaban na przyszłoroczne wybory prezydenckie, ale tym razem Nasza Złota Pani dała szlaban nie za karę, tylko dlatego, by nie zużył się moralnie, próbując opanować narastający w naszym nieszczęśliwym kraju chaos. Bo Nasza Złota Pani najwyraźniej zmierza do wywołania w naszym bantustanie narastającego chaosu, wykorzystując w tym celu wszystkie posiadane atuty, w postaci instytucji Unii Europejskiej a zwłaszcza – Europejskiego Wymiaru Sprawiedliwości – no i Stronnictwo Pruskie w kraju. Skoro tak, to niech się buja z tym wszystkim Andrzej Duda, podczas gdy Donald Tusk bezpiecznie przeczeka to wszystko za granicą, co wcale nie przeszkadza mu w rozpoczęciu już teraz kampanii wyborczej na wybory prezydenckie w roku 2025. Właśnie wezwał do czegoś w rodzaju powstania w obronie praworządności, w myśl strategii „ulica i zagranica”. Wy tu róbcie uliczne zadymy, podczas gdy ja załatwię, by miały one za granicą pożądany rezonans. Toteż na dźwięk znajomej trąbki natychmiast poderwał się Kukuniek, odgrażając się, że „stanie na czele” milionowego „marszu na Warszawę”, żeby zrobić raz na zawsze porządek ze znienawidzonym reżymem Kaczyńskiego. Jak padnie taki rozkaz, to Kukuniek oczywiście „stanie na czele”, nawet gdyby uczestnicy marszu mieli go transportować na taczkach. Z panem Władysławem Frasyniukiem takich problemów nie będzie, bo czego jak czego, ale wigoru mu nie brakuje, skoro nawołuje, by „PiS jebać i się nie bać!” PiS liczy sobie kilkadziesiąt tysięcy działaczy, więc pan Frasyniuk stawia sobie bardzo ambitne zadanie i esperons, że jakoś mu sprosta.
Ciekawe, że tym wszystkim planom i oczekiwaniom jakby wychodził naprzeciw również Naczelnik Państwa, zapalając zielone światło dla ustawodawstwa zmierzającego do przejścia na ręczne sterowanie sądami przez rząd. Niezawisłe sądy w odpowiedzi nie tylko podejmują stosowne uchwały i protesty, ale inspirują też pożytecznych idiotów, by urządzali zadymy, a paliwa do tego wszystkiego dostarcza rząd, próbując przejść na ręczne sterowanie sądami i sędziami. Nie przypuszczam, by była to jakaś samowolka ministra Ziobry, tylko akcja podjęta za aprobatą Naczelnika Państwa. A jaki on ma w tym interes? Ano właśnie 17 grudnia ogłoszona została podwyżka ceny prądu, a przecież nie jest to bynajmniej ostatnie słowo. Oznacza to, że czar „dobrej zmiany” powoli dobiega końca i wkrótce nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości. W tej sytuacji – o czym wspominałem już dawno temu – Naczelnik Państwa zaczyna starannie reżyserować swój upadek, by pozostawić wrażenie, że padł pod ciosami przemocy zewnętrznej, co może nie być tak całkiem odległe od prawdy, za to, że chciał, by „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Na podobnej przecież zasadzie funkcjonuje kult prezydenta Lecha Kaczyńskiego – że padł ofiarą zbrodniczego zamachu, a nie po prostu zginął przy niefortunnym lądowaniu. Tedy prezydent Kaczyński ma już swoje pomniki, place i ulice, podczas gdy Naczelnik Państwa wznosi pomnik trwalszy od spiżu (exegi monumentum aere perenius), w sercach i wdzięcznej pamięci swoich wyznawców, którzy w nocnych rodaków rozmowach będą wzdychali: „za Kaczyńskiego to dopiero było; prawie tak samo, a może nawet lepiej, niż za Gierka!”
Tymczasem przygotowania do żydowskiej okupacji Polski posuwają się naprzód. Niedawno odbyła się narada z udziałem ministra finansów, pana Tadeusza Kościńskiego oraz arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, poświęcona wprowadzeniu obrotu bezgotówkowego w Kościele, kiedy już padnie rozkaz, by zlikwidować w Polsce obrót gotówkowy – czego domaga się właśnie pan minister. Pan minister uzasadnia konieczność likwidacji obrotu gotówkowego z jednej strony tym, że produkcja pieniędzy i czynności związane z obrotem gotówką kosztują państwo 17 mld złotych rocznie, a poza tym gotówka jest szkodliwa dla środowiska. Ciekawe, że od czasów, gdy Fenicjanie wynaleźli pieniądze, bicie monety, a potem – produkcja pieniądza papierowego uchodziły za przedsięwzięcia nader intratne i królowie często toczyli o to walki. Najwyraźniej tyko w Polsce nie opłaca się nawet produkcja pieniędzy, bo argument o dewastacji środowiska można spokojnie włożyć między bajki. Natomiast tak naprawdę, to likwidacja obrotu gotówkowego nie tylko otwiera możliwość totalnej inwigilacji każdego człowieka przez banksterów, ale w dodatku – co jest o wiele groźniejsze – możliwość wyłączenia każdego człowieka i każdej instytucji, np. Kościoła katolickiego i to w sensie dosłownym. Ciekawe, że jeszcze w starożytności pisał o tym w „Apokalipsie” święty Jan – że kto nie będzie miał znamienia Bestii, nie będzie mógł ani niczego sprzedać, ani niczego kupić.
Zanim jednak to nastąpi, zanurzmy się w świątecznej nirwanie, podczas której, niespiesznie, przy kupionej za gotówkę wódeczce, możemy w gronie przyjaciół obmyślić sposoby zapobieżenia temu zagrożeniu – na przykład stawiając prezydentowi Andrzejowi Dudzie ultimatum, że jeśli nie doprowadzi do odwołania pana ministra Tadeusza Kościńskiego, to niech nie liczy na głosy w przyszłorocznych wyborach. Jak się okazuje, wyjście z sytuacji jest, więc mimo zagrożeń jeszcze te Święta mogą być wesołe, czego wszystkim życzę.
Stanisław Michalkiewicz