“Mielno zapada w sen” – zauważa Filovera Septima na swoim blogu, opisując posezonowe walory nadmorskiego miasteczka, ale też zwracając uwagę, że właścicieli pewnego tamtejszego pubu dotknęła “nostalgia za peerelem”.

Mianowicie oni to, zainspirowani “sockulturą tamtego okresu” oraz “pewną poznańską knajpą”, wyremontowali przed paroma laty ów lokal “w duchu peerelowskiego baru”.

 

KLIMATY PRL-u

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Filovera Septima: “Rzeczywiście, pub robi wrażenie dopieszczonego w detalach. Kolorystyczne tło tworzą brązy, szarości i złamane biele, na których czerwone akcenty stają się szczególnie wyraziste, wręcz dominujące. Klimat nadają czarno-białe zdjęcia – scenki z peerelowskiego życia, jak choćby pochód pierwszomajowy, czy sklepowa kolejka, do których to zjawisk dziś można nawet podejść z pewnym przymrużeniem oka”. Innymi słowami jest pięknie, niestety “mieszane uczucia” wywołują w narratorce “duże, oprawione w ramy i dobrze wyeksponowane zdjęcia Lenina, Breżniewa i Bieruta”.

“Niektórzy mówią mi, że to niewłaściwe, ale to jest przecież historia. Oni byli, mieli wpływ, rządzili i kto, jak nie oni, mają przywoływać klimat PRL-u? A przecież w tym duchu jest ta knajpa – wyjaśnia właściciel”. Aż chciałoby się zakrzyknąć: “Mało, mało, idź pan na całość!”. Każdy wchodzący witany powinien być obowiązkowo flintą w nos, a to za pomocą symulacji uderzenia pięścią oficera Służby Bezpieczeństwa, pięścią przystrojoną w gustowną służbową rękawiczkę. Czy tam oberwać winien po uszach metodą “na głuchego zbója”. Ewentualnie po plecach pałą zomola. To ci dopiero byłyby peerelowskie klimaty. Krwiste niczym samo życie, życie w PRL-u. Ze szczególnym uwzględnieniem realiów stanu wojennego, dajmy na to. Realiów pełnych krwi, połamanych siekaczy, obitych nerek, a na koniec zmiażdżonych charakterów i życiorysów poplątanych raz a dobrze, bo na zawsze.

W OPINIACH NIEULĘKLI

Pozostając w wątku zbliżonym: oto wiceminister Wojciech Skurkiewicz (Ministerstwo Obrony Narodowej) zapowiedział zmiany związanych z PRL-em patronów polskich jednostek wojskowych.

Weźmy członków Gwardii Ludowej, działaczy PPR i PZPR, tej ostatniej do dni jej ostatnich, weźmy absolwentów moskiewskich szkół. Skurkiewicz: “Jesteśmy w trakcie prowadzenia przeglądu patronów jednostek wojskowych i sukcesywnie usuwane są postacie wywodzące się z komunizmu lub z nim związane. Na ich miejsce wybieramy nowych patronów” – powiedział wiceminister w rozmowie z “Naszymi Dziennikiem”, co z kolei zbulwersowało nie na żarty samych żołnierzy, w każdym razie zdaniem pewnego portalu.

Gazeta.pl przytoczyła zuchwałą, brawurową oraz zaiste bezkompromisową opinię “jednego z żołnierzy” 6. Brygady Powietrznodesantowej. Brawurową i zuchwałą, powtarzam, wręcz nieulękłą, aczkolwiek anonimową: “Na użytek polityczny chcą miotłą ślepej dekomunizacji dopaść ludzi najbardziej zasłużonych dla polskiego spadochroniarstwa. Otaczanych czcią i prawie kultem przez pokolenia spadochroniarzy”.

 

Łup! Przepraszam za tę onomatopeję, ale powstrzymać się nie zdołałem, a moja lewa dłoń oraz prawe ramię odpadły i zdaje się zamierzają pod biurkiem takie odpadnięte pozostać na zawsze. Że wypowiadający się “spadochroniarz” dodał zaraz potem, iż: “dorobek pokoleń spadochroniarzy jest źródłem ich siły”, a zapowiedź wiceministra zmierza do stworzenia “luk w historii i tradycji”, czy tam do “gumkowania faktów i ludzi w miarę doraźnych potrzeb”, nie wierzę już wcale. Nawet między zindoktrynowanymi ludźmi głupimi, nie trafiają się ludzie aż w takim stopniu zidiocieli. Na mój rozum do coraz głębszych pokładów rzecznego mułu sięgają ideolodzy z Czerskiej, by swój świat ocalić.

CIĄGNĄĆ WĄTEK

Teraz sondaż. Wigilijne tematy tabu, czyli jakich tematów Polki i Polacy unikają przy stole wigilijnym.

“Okres bożonarodzeniowy to czas, który umacnia więzi, lecz idealny obraz jak z familijnego filmu burzy komunikacja” – głoszą interpretatorzy badań. “Większość spędza Boże Narodzenie w domu, wśród najbliższych. Jednak niemal 60 proc. obawia się niektórych tematów przy wigilijnym stole. Zwłaszcza rozmów o polityce, historii i wrażliwych kwestiach, jak chociażby aborcja”. Dalej “eksperci” konkludują: “Wpadliśmy w “młyn”, brakuje umiarkowanych opinii, a pytania na przykład o to, na kogo głosowałeś w wyborach, wprowadzają ogromne napięcie. Rozumiem zaangażowanie i emocje polityków, ale przy stole, w rodzinie takie spory dziwią”.

Opis rzeczywistości zaliczony, przechodzimy do edukacji. “Warto pamiętać, żeby nie rozpoczynać życzeń od słów “żebyś” i unikać trybu rozkazującego w rodzaju “znajdź” czy “popraw”. Taka forma brzmi jak nakaz, co nie będzie odebrane pozytywnie” – radzi Katarzyna Grabiec-Clark”. Jak podkreśla autor tekstu: “ekspert językowy”.

Komu ekspertów mało, niech posłucha tego: “W polityce nie można kłamać” – oznajmił na tydzień przed Świętami kandydat na szefa Platformy Obywatelskiej w styczniowych wyborach przewodniczącego tegoż ugrupowania, jak raz oskarżony przez kolegę partyjnego o propozycję wręczenia pieniędzy za coś tam, coś tam.



PIĄTE PRZEZ DZIESIĄTE

“W polityce nie można kłamać”. Pięknie. Że też stawy Budce Borysowi nie zatrzeszczały. Że też nie wypadły mu zęby. Że choćby wydął mu wnętrzności gaz. Może wówczas nie pociągnąłby dalej wątku. Niestety, dla siebie niestety, pan Budka wziął i wątek pociągnął: “Jeżeli w przestrzeni publicznej ktoś posługuje się kłamstwem, w dodatku w sposób nieprzyzwoity…”. Oto, w co człowieka inteligentnego stres potrafi przemienić. W ułamku sekundy. Dosłownie.

Stres nie stres, zabrakło jednakowoż dopowiedzenia, zatem uzupełnijmy co należy. Bo niby że co, że wzmiankowany Budka Borys “robi w polityce”? Gadanizna. Pan platformer Budka, jak setki innych tak zwanych polityków, nie wyłączając dowolnej opcji intelektualnej od prawa do lewa, więc pan platformer Budka nawet nie ociera się o politykę. Oni wszyscy o polityce słyszeli piąte przez dziesiąte, niemniej polityki na oczy nie widzieli.

W polityce nie można kłamać, owszem, ale to przykazanie dotyczy polityka, a nie politykiera, zakłamanego zdawać się może, że od kołyski, ze szczętem i rajtuzami chyba już w młodości, a na pewno ze skarpetkami i doszczętnie w wieku starszym. Polityk rozumnie troszczy się o dobro wspólne, a nie startuje w wyścigu do stanowisk, pensji i tak zwanych możliwości. Owszem, ludzie budkopodobni oczekują, że politykami będziemy ich nazywać, albowiem żadne miano lepiej niż wspomniane, nie uprawomocnia poczynań nie mających z polityką nic literalnie wspólnego. Jakby “bycie politykiem” i “robienie w polityce” rozgrzeszało automatycznie z wszelkich niegodziwości.

WSPIERANIE ZŁA

“Żyjemy dzisiaj w demokracji”, powiada w innym miejscu niejaki Rozenek Andrzej. Milion czy dwa oglądających program nie wie prawdopodobnie, że Rozenek łże. Być może nieświadomie, ale jednak. I nie dowie się tego, bo Gozdyra Agnieszka, znana przeciwniczka hejtu, skonfrontowana z oczywistym kłamstwem, zaprotestować nie odważy się. Kłamstwo oczywiste słysząc, obruszyć się nie zdoła. Pani Gozdyra (symbolicznie, boć również setki innych tak zwanych dziennikarzy), zafiksowana na opatrznie rozumianym, bo zakłamanym do cna “obiektywizmie”, nie rozumie, że odżegnując się od podejmowania działań na rzecz dobra i prawdy, nie obiektywizm czci, lecz zło wspiera. Dlatego (między innymi dlatego) powiadam: chwalmy hejt. Sprzyjajmy mu. Do końca świata. Tak długo w każdym razie, jak długo na hejt psiocząc, nasi nadzorcy hejtu nie zabraniają wprost. To jest dopóki nie będzie za późno. Ho-ho, tak-tak. Hejtu pożądajmy, niańczmy hejt, chuchajmy nań, wspierając. Żebyśmy zrozumieli się właściwie, podkreślę: chwalmy hejt, nie hejterów. Lecz chwalmy, koniecznie, po pierwsze albowiem: wolność słowa. Po drugie: wolność słowa. Po trzecie: wolność słowa. I tak dalej, i tak dalej, po ostatnie ente. Każda inna wolność z wolności słowa wywodzi się, na wolności słowa się wspiera, wolności słowa wszystko swoje zawdzięcza. Każda inna wolność, powtarzam. I co najważniejsze w niniejszym kontekście: mowy nie ma o wolności słowa bez apriorycznego przyzwolenia na ewentualne wolności słowa nadużycie.

MAŁA APOLOGIA HEJTU

Kto powyższego ogarnąć nie chce, kto uparcie a dobrowolnie w pęta tresury medialnej wpycha siebie i bliźnich, kto w kajdanach medialnego szaleństwa nadal poruszać się zamierza, kto rozsądek odrzuciwszy – wejdźmy w oczywistości jeszcze głębiej – kto rozsądek odrzuciwszy sam sobie zakłada na głowę chomąto tresury podtrzymującej, kto wreszcie samego siebie solidnym, trwałym spawem na zawsze związać z rozumnością nie chce, bo nie i już, tego i tę – na bok. Do kadzi ze smołą takiego, taką, w pierze, w ostracyzm wieczny ich oboje, ich wszystkich. Idźcie stąd precz, natychmiast. I nie wracajcie, bo kandelabrami tłukąc, szczuć będziemy psami.

Jeszcze raz, dla zapamiętania: chwalmy hejt, za hejtem opowiadajmy się, póki możemy hejt chrońmy. Hejt, podkreślam ponownie dla uspokojenia emocji, hejt nie hejterów. Wolność słowa albowiem ważniejsza jest od naszego samopoczucia, od samopoczucia tej czy innej gwiazdy, tamtego czy innego gwiazdora, od nastrojów owamtego czy owamtej, od emocji kogokolwiek i gdziekolwiek. A to, ponieważ każda inna wolność z wolności słowa wywodzi się, na wolności słowa się wspiera, wolności słowa wszystko swoje zawdzięcza. I nie istnieje bez wcześniejszego przyzwolenia na wolności słowa nadużycie.

***

…A teraz już popędzajmy konie, by przed północą zdążyć, wszak rodzi się nam Boży Syn. Przy tej okazji głośmy pokój zatem, pokój wszystkim ludziom dobrej woli. Cała reszta przynajmniej w tych paru dniach niechaj głosu zabierać nie próbuje, kandelabrów albowiem znajdziemy ile potrzeba, gdyby trzeba było. Za co też Bogu dziękować należy i powinniśmy.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl