Ludzkość kroczy „drogą postępu” – to oczywiste, ale jest to droga dookoła – dlatego dożyliśmy takich czasów, że aby powiedzieć trochę prawdy publicznie trzeba być komikiem; podobnie, jak na dworach despotycznych książąt, prawdę mógł mówić tylko błazen, a i to czasem nie uchodziło mu na sucho.
Elity Hollywoodu wysłuchały sobie podczas rozdania Golden Globów tyrady brytyjskiego komika Ricky Gervaisa, który powiedział wprost co powszechnie jest wiadome, wzbudził sensację – o Boże to tak można? Gervais hollywodzkim „manekinkom” postawił przed oczami obraz ich własnego gnicia i zepsucia kultury w której rzekomo twórczo uczestniczą. Ten niezwykły wyczyn trafił, jako „wydarzenie” na czołówki dzisiejszych mediów.
Wygląda na to, że w obecnej Ameryce prawdę można mówić tylko żartem.
Postęp dokonał się tak wielki, że dzisiaj światowy przywódca mieniący się liderem wolnego świata grozi innemu państwu uderzeniem w jego pamiątki kulturowe, tak żeby zabolało…
Problem w tym, że do tej pory w naszej zachodnioeuropejskiej cywilizacji pamiątki innych kultur traktowane były, jak nasze własne; do tej pory potępialiśmy barbarzyńców ISIS czy Talibanu, którzy wysadzali w powietrze cudze świątynie niezależnie od tego, ile tam lat temu je pobudowano.
Dzisiaj wszystko się zmieniło i pewnie gdyby ten sam przywódca chciał nam coś zbombardować, „żeby nas zabolało” to pewnie Wawel czy Jasna Góra byłyby na górze listy nalotów.
Zatem wszystkie bazgraniny o „zabytkach UNESCO” można między bajki włożyć. Bo chodzi o to, żeby „moje plemię zgniotło twoje plemię”.
I tak właśnie mamy tego całego postępu mamy biblijną retorykę. Musi być, że liczymy na paruzję…
Pokazuje to, jak mało człowiek się zmienia na przestrzeni tysięcy lat.
Zapachniało więc wojną na Bliskim Wschodzie i o krok przybliżyły się plany realizacji przebudowy tego regionu. Duzi gracze zmarnieli. Egipt nie istnieje, Libia nie istnieje, Syria nie istnieje, „ostał nam się” tylko Iran; zostali Persowie.
Iran jest jednak „w miarę duży”, „w miarę zasobny”, „w miarę uzbrojony”, a do tego może stanowić bardzo dobre narzędzie do przetestowania woli walki dzisiejszego hegemona z tymi, którzy do nowej hegemonii pretendują.
Jeśli zaś na Bliskim Wschodzie będziemy mieli do czynienia z wojną zastępczą no to wyjątkowo blisko teatru działań leży Izrael, państwo dosyć mikre i łatwe do „tknięcia”. A, jeśli tak się stanie, no to czyż jego mieszkańcy nie pomyślą o wycofaniu się na „z góry opatrzone pozycje”, gdzieś w Europę Środka; gdzieś między Kijowem, a Berlinem? Pomysł samorzutnie się na rzuca. Nowy Rok zaczęliśmy więc z przytupem; ktoś na szachownicy zrobił ruch dużą figurą. Powinniśmy zapiąć pasy, bo zaczyna się ostra jazda.
Andrzej Kumor