Roman Kazimierz Kluska (ur. 5 lipca 1954 w Brzesku) – polski przedsiębiorca, twórca i były prezes giełdowej spółki Optimus SA. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Firmę Optimus założył w 1988 praktycznie bez żadnego kapitału. Początkowo komputery były składane w warunkach chałupniczych. Pod kierownictwem Kluski Optimus stał się nie tylko czołowym producentem komputerów w Polsce, ale także liderem rynku kas fiskalnych oraz współtwórcą największego polskiego portalu internetowego Onet.pl. Firma odniosła duży sukces finansowy i Kluska był zaliczany w latach 1997 roku był ósmy na liście najbogatszych Polaków. Z prowadzenia firmy zrezygnował w 2000 r., sprzedając udziały w Optimusie BRE Bankowi. Jako powody podał m.in. korupcję oraz atmosferę zastraszenia, nie pozwalającą na prowadzenie w ówczesnej Polsce uczciwych interesów. Po odejściu z Optimusa zaangażował się w działalność filantropijną. W 2001 r. założył wydawnictwo i księgarnię wysyłkową Prodoks, wydające i dystrybuujące książki i filmy – zwykle o tematyce religijnej. Ponadto poświęcił się promocji hodowli owiec oraz zdrowej żywności sprzedawanej przez niego pod marką Prawdziwe Jedzenie. Jest prezesem zarządu spółki Dobre jedzenie Sp. z o.o., będącej własnością jego i jego żony. Zajmuje się eksperymentalnym wytwarzaniem biopaliw z lnicznika siewnego. Jest również głównym sponsorem budowy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
Spisany zapis nagrania z I Pielgrzymki Przedsiębiorców na Jasną Górę, która odbyła się 6 X 2019.
Szanowni Państwo Pan Bóg obdarzył mnie życiem bardzo bogatym w rozliczne wydarzenia. Niektóre były trudne.
Pracę zawodową rozpocząłem w Sądeckich Zakładach Naprawy autobusów; 1300 zatrudnionych, bardzo skomplikowany proces technologiczny i 30 takich zakładów w Polsce. Nasz, w Nowym Sączu był najnowocześniejszy, jeden z największych i zawsze 30. najgorszy w jakiejkolwiek statystyce którą zjednoczenie czy ministerstwo robiło.
W takim przedsiębiorstwie dyrekcje zmieniały się co kilka miesięcy, bo nikt sobie nie dawał rady z zarządzaniem. Po paru latach taki młody chłopak, jak ja pomimo braku przynależności do partii, dostał propozycję zostania zastępcą dyrektora. Wtedy, pamiętam, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego powiedział mi, daję panu wolną rękę, niech pan robi co pan chce, tylko niech pan ten zakład uratuje.
Jako młody chłopak po studiach byłem pod wrażeniem rozwoju i dynamiki gospodarki japońskiej. Ona rozwijała się pod hasłem „małe jest piękne”. Nie patrząc na nic dostałem całkowicie wolną rękę wdrożyłem autentycznie japoński model gospodarowania w czasach PRL-u. Po prostu, sprowadzało się to do płacenia za pracę. Tylko i wyłącznie.
Po trzech miesiącach zakład z ostatniego miejsca wyszedł na drugą pozycję w zjednoczeniu. Tylko , że przy okazji płacąc za pracę naraziłem się wszystkim działaczom, którzy nic nie robili, a w tamtych czasach najwięcej zarabiali. Bardzo szybko doprowadzili do mojego wyrzucenia z zakładu pracy.
Wtedy moja wiara była, powiedzmy uczciwie, letnia, przekazana przez rodziców uczestniczyłem w niedzielnej Mszy świętej, korzystałem z sakramentów, ale nie było praktycznie żadnej relacji z Panem Bogiem. Przeżycie tej krzywdy tej niesprawiedliwości; cierpienie, cierpienie i cierpienie…
W ramach jakiegoś aktu ratunku założyłem firmę Optimus. Bez grosza, nie mając nic. Firmę oparłem na pracy, na poszanowaniu każdego człowieka każdego klienta, w tym pracownika wyrzuconego z pracy. Firmę opartą o kulturę.
Jeżeli dzisiaj wykonałeś jakąś pracę, to powinieneś być niezadowolony twórczo, bo przecież można to było zrobić lepiej, jutro dołożę wszelkich starań, żeby tę pracę wykonać lepiej. Ta etyka i ten można powiedzieć standard żeby codziennie być lepszym spowodowały, że firma od zera, bo przecież startowałem jako jedyny pracownik nie mając ani grosza, po paru latach była na rynku podstawowym Giełdy Warszawskiej, a po następnych 2 czy 3 była w WiG 20.
Tworzyło ją 30 przedsiębiorstw, trzy były liderami w swoich branżach; Optimus, Onet, i – dzisiaj to się nazywa Novitus – kasy fiskalne, a także szereg innych. Byliśmy tak dobrzy w pracy, że byliśmy jedną z dwóch firm na świecie, którą wybrał Lockheed Martin. Ten od F-16. Jedną w Australii, drugą w Polsce i powiedział, robimy z wami joint venture po 50%; my dajemy wam całą naszą technologię i doświadczenie i wiedzę techniczną organizacyjną, a wy dajcie swoją pasję. Razem będziemy zdobywać Europę.
Dostać od Lockheeda taką propozycję w tamtych czasach… Wydawało się, że nic nas nie zatrzyma. Współpracujący z Lockheedem nasi pracownicy wyjechali do Stanów, nauczyli się bardzo dużo. Firma była potężna, trzeba było zacząć współpracować ze rządem, z największymi przetargami, byliśmy duzi, proszę mi wierzyć.
Każdy przetarg to propozycja korupcji.
Wtedy było wtedy takie popularne czasopismo komputerowe w jednym z numerów był na okładce znak drogowy „stop” i napis „Stop korupcji – wszystkie przetargi w branży są skorumpowane” i nikt za to ich nie zaskarżył, ani nie krytykował.
Takiego świata dotknąłem. Przegrywamy wszystko, bo nic nie dajemy.
Wreszcie przychodzi taki potężny przetarg, gdzie technologię ma tylko Lockheed; myślę, że przynajmniej to dostaniemy. Dwa tygodnie przed przetargiem przychodzi z ministerstwa delegacja; panie prezesie, ile pan daje, jak Pan wygra. Ja mówię, nic.
W dniu przetargu przychodzi ta sama delegacja czy da pan 5000? Mówię, nie, pewny, że akurat ten przetarg dostaniemy, bo go nikt na świecie, poza nami nie zrobi. Potężny przetarg, potrzebny przetarg dla Polski; technologia i system.
Efekt – oczywiście przegraliśmy. Zwycięskiej firmie Lockheed technologii nie dał. Pieniądze przepadły, Firma go oczywiście nie zrealizowała.
Spoczywa na mnie odpowiedzialność za tysiące rodzin, jestem przecież szefem firmy, mam pakiet kontrolny jestem w zasadzie jedynym skutecznym decydentem w grupie 30 firm, można powiedzieć, „imperium”. Ponieważ dojście do tej sytuacji to było bardzo wiele trudnych wyzwań, więc Pan Bóg, pomału poprowadził mnie coraz bliżej do Niego.
Już wtedy, w trudnych decyzjach to już nie było inaczej, jak: spowiedź, Msza święta, modlitwa, Komunia święta i szukanie rozwiązania.
Przeogromna odpowiedzialność za 1000 rodzin, a ja nie wiem, co robić w tej sytuacji. Bo albo firma padnie pod takim prezesem z takimi zasadami, albo co? Wtedy proszę państwa, szukając odpowiedzi słyszę taki spokojny głos, „tak wiele osiągnąłeś nie brudząc sobie rąk”. Proszę państwa, wiedziałem już co mam robić, dałem szybką odpowiedź na rynek, sprzedaję całość akcji, nieważne jaka cena. Wtedy Optimus na giełdzie był po 440 zł, dostałem ofertę od banku po 124 zł momentalnie sprzedałem, będąc przed ogromną szansą rozwoju, jako przedsiębiorca.
Za Onet banki amerykańskie dawały mi wtedy pół miliarda dolarów. Sprzedając za taką kwotę wykupiłbym całą branżę. Pod względem biznesowym coś pięknego.
Bardzo szybko po takiej niskiej cenie dochodzi do transakcji, sprzedaję wszystko i wtedy prawnicy mówią do mnie szefie, jak ktoś w Polsce tyle zarabia, bo sprzedając wprawdzie tylko po 120 zł, ale to i tak były ogromne pieniądze, jak ktoś tyle zarabia, to zgodnie z prawem nie płaci podatku dochodowego. Ja mówię, czy wyście zwariowali?!
Napiszemy pisemko do urzędu skarbowego zobaczymy co odpowiedzą. Piszą, po dwóch tygodniach przychodzi pismo od naczelnika urzędu skarbowego do mnie – oczywiście załączyliśmy całą umowę sprzedaży, żeby nie było wątpliwości w zakresie spraw finansowych – bardzo krótkie pismo z urzędu skarbowego podpisane przez naczelnika w Nowym Sączu; „W odpowiedzi na wasze pismo informuję, że w zaistniałej sytuacji podatek dochodowy nie występuje”. Szok. Po kilku dniach dostałem zaproszenie telefoniczne do naczelnika urzędu skarbowego. Wchodzę, stół zastawiony, jak na ucztę, obok naczelnika siedzi bardzo ważny polityk. „Panie Romanie, pan wie, mogliśmy podjąć taką decyzję albo taką w sprawie pana pisma, pan wie, że dzisiaj prawo jest takie nieprecyzyjne, że w zasadzie do urzędnika należy decyzja, myśmy poszliśmy panu na rękę..”. Chcę powiedzieć uczciwie, nie było żadnej propozycji, że mam komuś w teczce przynieść jakieś pieniądze. Natomiast rozmowa zmierzała w tym kierunku, że mają w regionie potrzeby, tutaj tomograf, tam boisko sportowe tam szpital, za małą część zaoszczędzonych pieniędzy przecież pan mógłby to sfinansować. Można powiedzieć taka korupcja w białych rękawiczkach.
Proszę państwa, wracam do siebie podejmuję krótką decyzję, mówię prawnikom, zróbcie taką umowę, żeby podatek na pewno występował. „Zwariował pan, przecież ma pan taki papier, że chociażby podatek był to pan jest nietykalny”.
Prawnicy zmieniają umowę, płacę, całe 40% od zarobionych pieniędzy. W tym czasie było to 2,6% przychodu budżetu państwa z tytułu podatku PIT
I co? I pycha! W młodym wieku nie brudząc się podejmuję decyzję „współczesnego bohatera” płacę podatek, pomimo tego że nie muszę, pycha. Jaki to ja jestem ważny, jaki to ja jestem dobry. Niemalże unoszę się nad ziemią w swoich wyobrażeniach. Mistrzostwo świata. W zasadzie i tak mogę wszystko; to, co mi zostało to i tak są ogromne pieniądze, mogę założyć każdą firmę, kupić sobie wszystko po ziemsku.
Proszę Państwa, Pan Bóg się zlitował pewnego dnia, przyjechałem bardzo późno w nocy z rodziną do domu. Ledwo się położyłem spać dzwoni domofon; podnoszę, „Policja otwierać!”. Patrzę przez kamery, dom otoczony ogromną liczbą policjantów uzbrojonych; przychodzi taki jeden, my się szybko ubieramy, przynosi taką karteczkę, mówi, jest pan groźnym przestępcą, tutaj jest decyzja o doprowadzeniu pana siłą do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, wydział przestępczości zorganizowanej; ponieważ jest pan tak groźnym przestępcą musimy pół naszej ekipy tutaj zostawić, zabezpieczą cały pana majątek, bo musi posłużyć do spłaty krzywd, jakie wyrządził pan państwu polskiemu. Skuwa mnie, tłumacząc że groźni przestępcy uciekają z konwojów. Skutego wiozą mnie do Krakowa, tam jestem takim groźnym przestępcą, że w prokuraturze mają taką klatkę, jak się w cyrku lwy trzyma z prętów fi 30, chyba; siedzę w tej klatce z prętów stalowych.
Po paru godzinach wypuszczają mnie z tej klatki wchodzę do pokoju, tam pani prokurator. Oczywiście dostaję nowe imię: „podejrzanego skuć”, „podejrzanego wyprowadzić”, mam nowe imię „podejrzany” i pani prokurator mówi do mnie, za chwilę tutaj udowodnię pana przestępczą działalność. W pokoiku, gdzie mnie zaprowadzili zobaczyłem trzech moich byłych pracowników z firmy Optimus, którą sprzedałem szereg miesięcy wcześniej. Odbywała się tak zwana konfrontacja, nikt nic nie mówi chyba przez 15 min., całkowita cisza, wreszcie jeden z pracowników odezwał się i wypowiedział słowa: „prezes Kluska miał charyzmę”.
Pani prokurator zakończyła konfrontację, powiedziała, że to jest dowód mojej przestępczej działalności i dała mi papierek o zatrzymaniu. Powiedziała, jutro panu wręczę trzymiesięczną sankcję, ale wiele lat pan posiedzi; ile, to się okaże i na papierku dała mi zarzut – wprowadzenie w błąd urzędów skarbowych i celnych co do miejsca produkowanych komputerów Optimus.
Proszę państwa, na każdym kartonie, na każdym komputerze, na każdej fakturze, na każdym dokumencie jest pieczątka, „Nawojowska 118”. Absurdalny zarzut. Pani prokurator oświadczyła, że jestem tak groźnym przestępcą, a sprawa jest tak poważna, że zostaje utajniona i ani ja, ani moi obrońcy nie będą mieli dostępu do akt sprawy. Cały majątek mój zostaje zajęty na potrzeby wynagrodzenia krzywd, jakie wyrządziłem państwu.
Żeby było jeszcze ciekawiej, ja mieszkam trochę poza miastem, ci panowie, którzy przyjechali stwierdzili, że rekwirują nasze samochody. Że jak ja będę w więzieniu, żeby żona nie miała nawet środków transportu; szybko ściągnięta moja prawniczka mówi, to są przecież samochody firmowe, decyzja o zajęciu jest na Romana Kluskę, składam protest.
Minęło parę godzin przychodzi decyzja Wojskowej Komisji Uzupełnień z Nowego Sącza, że samochody „zostają zajęte dla potrzeb obronności w czasie pokoju na czas nieokreślony”.
Całkowity absurd. Nie ma takiej możliwości w prawie.
To tylko pokazuje, co może się dziać w dzisiejszym świecie, przecież to się dzieje po transformacji.
Teraz mój prawnik mówi, zaraz się odwołam do prezydenta Nowego Sącza, to jest mój kolega ze studiów na UJ-ocie, przecież on to zaraz anuluje.
Mój prawnik pisze odwołanie, a prezydent Nowego Sącza przybija pieczątkę, „Podtrzymuję decyzję Wojskowej Komisji Uzupełnień”. Jest prawnikiem! Wie dobrze, że podejmuje decyzję całkowicie niezgodną z prawem. Mój prawnik w akcie desperacji jedzie do wojewody małopolskiego; ten przynajmniej powinien znać prawo i się nie bać. Wojewoda przybija pieczątkę: „podtrzymuję decyzję wojska”. Pokazuję tutaj państwu, jak to działa.
Pani prokurator mówi mi, idzie pan teraz do aresztu. Tam mi zdejmują sznurówki, pasek…
Zajmują mi cały majątek, nie mam dostępu do akt, ale sąd ma, odwołuję się dwukrotnie do sądu od tej decyzji. Po odtajnieniu sprawy ja wiem, że w aktach zgromadzonych przeciwko mnie nie było nic, nawet ustnego zeznania pracownika, nic. Wszystkie tomy akt to były losowo skserowane dokumenty, co im w ręce wpadło. Nic więcej, żadnego nawet oskarżenia ustnego, nic. Sądy dwukrotnie widząc to podtrzymuje decyzję prokuratora o zajęciu całego majątku na potrzeb szkód, jakie wyrządziłem państwu. Ja wtedy tego nie widziałem, bo sprawa była tajna, ale sąd wiedział. Dwukrotnie sąd w Krakowie podjął taką decyzję.
Wchodzę do celi, taki herszt celi pyta, a ty za co? Ja mówię, nie wiem. Byli bardziej ludzcy niż ci inni oprawcy, uznali nie chcesz mówić, to nie, tam jest prycza, jest koc przykryj się, bo w nocy tu jest zimno.
Tyle miałem kontaktu, ze współosadzonymi.
Proszę sobie wyobrazić co się dzieje w mojej głowie; jak wszystkie wartości pryskają, jak bańka mydlana; że jest jakaś sprawiedliwość, że jest jakiś sens bycia uczciwym, myślę, co będzie z rodziną, ile lat będę w więzieniu. Prokurator mi mówi, że poinformowali media o mojej przestępczej działalności.
Wszystkie dzienniki pokazują całkowitą fikcją, jak jakieś komputery przemycam, jako największą prawdę. Tu muszę powiedzieć jedną rzecz, po pewnym czasie tylko jeden z tych dziennikarzy zapytał się: „czy jak pana przeproszę, a przepraszam, to poda mi pan rękę i wybaczy?”.
Wiecie państwo kto to był? Ktoś na kim dzisiaj najbardziej się psy wiesza, to był Kamil Durczok. Jedynie on mnie przeprosił. Muszę to powiedzieć właśnie dlatego, że teraz mówi się o nim negatywnie.
Proszę państwa do mnie przyjechały setki, a może więcej ludzi z podobnymi zdarzeniami. Przedsiębiorcy z Polski, wraki, po paraliżu, po wylewie, rozbite rodziny; takiej presji nie wytrzymuje organizm, takiej krzywdy.
Mój zastępca, którego pani prokurator wezwała, mówiąc, powie pan, cokolwiek na Kluskę, albo ma pan te same zarzuty. Darek oczywiście nic na mnie nie powiedział; wylew, zawał, paraliż; organizm tego nie wytrzymuje.
Proszę państwa czy sobie wyobrażacie co się ze mną w tej celi dzieje? Byłbym dzisiaj tak samo sparaliżowany, gdyby Pan Bóg mnie do tego nie przygotował poprzez różne trudy pracy przedsiębiorcy, spowodował, że w pewnym momencie, wcale nie chcąc, ale zacząłem czytać Dzienniczek siostry Faustyny. I gdy tak w tym więzieniu kłębią mi się myśli przerażające, co będzie, nikną wszystkie wartości, to zostaje tylko treść słów Pana Jezusa do siostry Faustyny; wszystko, co mi zostało w tym więzieniu.
Co takiego było w tym dzienniczku i w tych słowach Pana Jezusa, że to było silniejsze od tego wszystkiego, co się wydarzyło?
Pan Jezus mówi – ja powiem to swoimi słowami – do siostry Faustyny mniej więcej tak: ty jesteś marnym człowiekiem, ja cię stworzyłem, ja znam twoją marność, ty marny człowieku, gdybyś ty wiedział, jak ja ciebie kocham, pomimo twojej marności marny człowieku, ja tobie dałem wolną wolę. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, wszystko możesz; nawet w ramach tej wolnej woli, którą ci raz dałem i nigdy nie odbiorę, możesz nawet wystąpić przeciwko mnie, marny człowieku nawet wtedy ja cię kocham. Wy, jako ludzie to macie deale; kto jest dla ciebie dobry, ty jesteś dobry, jak ktoś jest zły, to ty jesteś zły, a ja ciebie kocham miłością Boską, bezwarunkowo i ty marny człowieku gdybyś ty potrafił odpowiedzieć na moją miłość.
Właśnie dlatego że jesteś tak marny, to to jest tak wielki twój wysiłek, który ja docenię, gdybyś potrafił na moją bezwarunkową miłość odpowiedzieć bezwarunkowym zaufaniem do mnie, obojętnie co się z tobą dzieje; jeżelibyś potrafił mi bezwarunkowo zaufać jako odpowiedź na moją miłość, to ja wtedy twój Bóg biorę na siebie twoje problemy i ja je rozwiązuję. A mogę wszystko.
Proszę państwa, zostało mi tylko to; zaufać, a moje problemy, które mnie całkowicie zmiażdżyły pan weźmie na siebie i je rozwiąże. W takim stresie nic więcej nie wymyśliłem, tylko tyle, że będę powtarzał Panu Bogu bez przerwy; Jezu, ufam Tobie, Jezu, ufam Tobie, Jezu ufam Tobie; żeby nie dopuścić złych myśli, które rozsadzają mój umysł.
Całą noc powtarzałem Jezu ufam Tobie. Mieli mi rano na drugi dzień dać to trzymiesięczne aresztowanie, a już jest wieczór następnego dnia. W celi było takie małe okienko, zaczyna się ciemno robić, ja całą noc „Jezu ufam Tobie”, cały następny dzień „Jezu ufam Tobie”, wreszcie wieczorem; „Kluska, ręce”; to już wiem, że to do skucia; wiozą mnie skutego, wchodzę do mojej pani prokurator, żeby dostać to trzymiesięczne aresztowanie, próbuję wejść do mojej klatki, bo już mnie wytresowali, gdzie jest moje miejsce, wchodzę do klatki, a pani prokurator, ależ panie prezesie tutaj, dla pana gabinet przygotowany, kawki herbatki, oniemiałem; dzień wcześniej byłem potwór, przestępca, podejrzany w klatce, a teraz kawa, herbatka… Ten „herszt”, który wczoraj robił ze mną co chciał, mówi „panie prezesie”, pan wie, że ja tutaj nic nie mogę…
Zaraz, zaraz, pani mnie wczoraj aresztowała i chciała na wiele lat wsadzić do więzienia, a pani mi teraz mówi, że pani nic nie może. Panie prezesie, poinformowaliśmy media, musimy jakoś z tego wyjść, gdyby Pan prezes podpisał tu karteczkę, że zgadza się na kaucje, to jest pan wolny i podsuwa mi tam karteczkę. Podpisuję karteczkę. Dziękujemy, panie prezesie, dziękujemy proszę bardzo. Oniemiałem.
Wychodzę, całe szczęście, że trwa procedura odwoławcza i jeszcze tych samochodów nie wzięli, więc mój kierowca – żona kazała mu stać pod prokuraturą i czekać dzień i noc – ja wychodzę, tam mój pan kierowca z mercedesem, wsiadam ledwom wsiadł dzwoni akurat marszałek Borowski, panie prezesie, co tam się z panem dzieje? Mówię nic, jakaś pomyłka, nie wiadomo co.
Przed chwilą Pan Bóg pokazał mi jaka jest droga do rozwiązywania problemów ledwom wyszedł z tego więzienia, z tej prokuratury już ekspertyzy, już prawnicy, przecież ja znam połowę ministrów będąc szefem tak dużej firmy…
Wszyscy eksperci, wszyscy prawnicy, jednoznaczne ekspertyzy, a do mnie przychodzą mili panowie i mówią tak:
– Panie prezesie, myśmy zostali przysłani przez pana prześladowców, podają mi fragment rozmowy z panią prokurator, gdzie ja byłem sam na sam, pytają się czy się uwiarygodnili?
– Mamy do przekazania: jak pan nie zapłaci to się sprawa nigdy nie skończy. Dziękujemy, czekamy na pana decyzję.
Proszę państwa, układ pokazał co ich to obchodzi, że ja nie skorzystałem z ich oferty i że zapłaciłem podatek? To im płacić trzeba!
Ekspertyzy, prawnicy, a pani prokurator przysyła mi pisma, że jestem coraz większym przestępcą i ma na to dowody.
Wszyscy mnie bronią, sprawa trwa.
Zaczynam codziennie uczestniczyć we Mszy świętej, codzienna modlitwa, codzienna praca nad sobą; Panie, przecież Ty wiesz, jaka jest prawda, ja Ci ufam, a sprawa trwa miesiąc, drugi, trzeci, rok, półtora roku i nie widać jej zakończenia.
Ileś modlitw, ileś Mszy świętych, modli się ileś znajomych kapłanów nic.
Panie, przecież Ty znasz krzywdę, przecież znasz prawdę – nic. Wreszcie razem z żoną – ta pycha już istotnie skruszona – zamykamy się w klasztorze w Bieszczadach i żona ja potrafimy Panu Bogu powiedzieć, Panie niech się dzieje twoja wola, jeżeli Twoją wolą jest, żebym ja do końca życia był przestępcą to ja to akceptuję. Całkowicie Panie przyjmujemy wszystko, co nam dopuścisz.
Po paru dniach potrafiła to samo Bogu powiedzieć moja żona.
I dokładnie w dniu, kiedy moja żona potrafiła to Panu Bogu wreszcie powiedzieć nagle zbiera się sąd NSA w składzie 7 sędziów – tak zwany wyrok pewny – i ogłasza, że niejaki Roman Kluska w najmniejszym stopniu nie naruszył prawa; wszystkie naruszenia prawa były po stronie Urzędu Skarbowego. Sprawa się kończy.
I ja już jestem tutaj istotnie innym człowiekiem.
Oczywiście dalej jestem człowiekiem, czyli najpierw, jak dzieje się trudna sytuacja w firmie czy w życiu, próbuję po swojemu, ale coraz szybciej do Pana Boga; Panie, Panie, ja marność, ty Bóg, ja Ci ufam. Ty prowadź!
I życie staje się coraz ładniejsze; następują i problemy w firmie i cierpienia, które trwają rok dwa… Przez dwa lata nie mogę chodzić, przez równie długi okres nie mogę mówić; staram się żyć, jak najpobożniej; Pan Bóg dopuszcza cierpienie, wiem o tym, robię wszystko co mogę, cierpienie dalej trawa, modlę się, problemy w firmie dalej trwają i pojawia się tutaj taka refleksja z całego życia; Panie, czy Ty będąc tak dobry naprawdę dajesz mi cierpienie, dla cierpienia?! I zaczynam myśleć i wyciągać wnioski z całego życia, że zawsze cierpienie było koniecznym narzędziem Stwórcy, abym ja się zmienił. Bo innego sposobu na mnie marnego, pysznego człowieka nie ma!
Proszę państwa, zaczynam myśleć, co Pan Bóg chce, abym zmienił, no w zasadzie nic złego nie robię, ale jak się tak dokładniej przyjrzeć, w sercu każdego jest wiele do zrobienia, żeby Pan Bóg uznał, że to jest droga przez niego pożądana; a to jakaś niepełna prawda, a to jak żona się krzywo popatrzy, to nie krzywo się popatrzyć, tylko powiedzieć dobrocią, A to, jak dziecko coś tam zrobi nie tak, to z delikatnością – tak, jak zalecał Pan Jezus siostrze Faustynie; jeżeli komuś musisz zwrócić uwagę, to zwróć tak, jakbyś chciała, aby tobie tę uwagę zwrócono.
Czyli odpowiadać na zło dobrem. Praca nad swoimi wadami nad swoimi ułomnościami, nawet tymi niewielkimi jest dużo trudniejsza, niż sponsorowanie budowy, chociażby Sanktuarium Miłosierdzia w Łagiewnikach.
Trud pracy nad sobą, codzienny trud, również poświęcenie dużej przyjemności takiej największej, Panie dla Ciebie; ja sobie tego odmawiam…
Po wejściu na tę bardzo trudną, z mojego punktu widzenia najtrudniejszą, drogę pracy nad sobą nad swoimi większymi i małymi ułomnościami, doznałem tyle miłości, tyle czułości i dobroci Pana Boga, tyle Łask.
Dzisiaj bez najmniejszego bólu chodzę, mówię bez najmniejszego problemu.
Proszę państwa bycie człowiekiem ogarniętym miłością Stwórcy bezwarunkową do tego stopnia, że Pan oddał za nas swoje życie i daje nam siebie w Komunii świętej. Wyobrażacie sobie! Stwórca świata! Ja tego nie potrafię pojąć! A radość bycia człowiekiem kochanym daje szczęście, którego nie dają żadne pieniądze ani nic innego.
Życzę wam, żebyście byli nie mniej szczęśliwi jak ja, ogarnięci miłością Stwórcy. Dziękuję.
Za: zapis video
Duszpasterstwo Przedsiębiorców i Pracodawców “Talent”