Tak na dobrą sprawę dzisiejsza demokracja jest manipulowana od zewnątrz i od wewnątrz na co dzień. Jeżeli popatrzymy na działalność tak zwanych organizacji pozarządowych no to czymżesz się one zajmują, jak nie wpływaniem na wynik wyborczy poprzez futrowanie różnego rodzaju organizacji społecznych, które „tworzą klimat do zmiany na lepsze”.
Czyż nie jest to ingerencja w wybory krajowe?! To samo tyczy wyborów do europarlamentu.
Po prostu, jeśli się ma pieniądze nadsyłane z zewnątrz to można manipulować życiem politycznym danego kraju – to chyba dla każdego dziecka jest oczywiste. Dlatego takie duże misie, jak prezydent Putin, a nawet prezydent Orban zakazały działalności tego rodzaju narzędzi wpływu. W Polsce tymczasem organizacje te są jak najbardziej hołubione, panoszą się po całym państwie i nie ma politycznej woli, by im skracać smyczkę. A to dlatego, że leci z nich kasa. Tymczasem zwykły Polak mieszkający za granicą nie może poprzeć partii politycznych w Polsce no bo zabrania mu tego ustawa wprowadzona ad hoc jeszcze po sukcesie wyborczym Stanisława w Tymińskiego. Tak więc organizacje wrogie Polakom i usiłujące ich rozpinać na politycznie poprawnym stelażu mogą sobie robić co chcą, a nam nie wolno się wtrącać.
Oczywiście NGO nie wspierają partii politycznych wprost, ale też chyba każde dziecko może się domyślić, jak się to robi.
Zatem mój pomysł jest na to taki, żeby podpiąć się pod kasę płynącą z zagranicy. Siły polskie powinny pozakładać sobie różne „dobrze brzmiące”, towarzystwa w rodzaju „do walki z nierównością i uprzywilejowaniem”; fundacje, które mogłyby następnie ubiegać się o dofinansowanie tak polskie jak i europejskie. W momencie wyborów szłyby one w sukurs propolskim kandydatom, na przykład, wieszając na billboardach hasła podobnie brzmiące, lub zatrudniając osoby „ochotniczo” pracujące przy kampanii. Trzeba po prostu kopiować skuteczne rozwiązania.
Generalnie zaś, chodzi o polityczną partyzantkę; wiadomo że przeciwnik jest bardzo silny i dysponuje wieloma środkami nie tylko finansowymi. Dlatego należy go podgryzać i uderzać w czułe miejsca. Pamiętam bardzo dawno temu, porucznik Tadeusz Siemiątkowski, który był szefem oddziału specjalnego Narodowych Sił Zbrojnych w Warszawie i wykonywał wyroki śmierci na agentach Gestapo, z dużym zadowoleniem opowiadał mi, że pierwszy wyrok wykonał przy pomocy broni pożyczonej od komunistów… I właśnie o to chodzi żeby ich wykańczać ich własną bronią, a przynajmniej siać zamęt w szeregach…