Pojawiają się kolejne niepokojące sygnały związane z pomysłem licencjonowania i regulacji mediów internetowych.

Wielu publicystów w Kanadzie i za granicą skrytykowało raport Broadcasting and Telecommunications Legislative Review (BTLR) nazywając go bezprecedensową próbą regulowania internetu. Panel ekspertów, pod przewodnictwem Janet Yale, miał poradzić rządowi federalnemu, jak przebudować przestarzałe prawo o nadawaniu treści.

Zarekomendował znaczne rozszerzenie kompetencji CRTC (czyli kanadyjskiej komisji ds. radiofonii i telewizji) i przemianowanie jej na Canadian Communications Commission. “Główne zalecenie dotyczyło rozszerzenia obowiązku uzyskiwania licencji, o które obecnie musza ubiegać się stacje telewizyjne i radiowe, na wszystkie podmioty, które zajmują się nadawaniem treści”, pisał John Ivison z National Post. Proponowane rozwiązanie okazało się tak restrykcyjne, że nawet dwóch byłych członków CRTC znalazło się w gronie najbardziej zagorzałych krytyków raportu.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Peter Menzies, były wiceprzewodniczący CRTC, napisał, że licencjonowanie pociągnie za sobą mnóstwo biurokracji, a zakres prawa byłby niewyobrażalny.

Przedmiotem rządowych regulacji byłyby wszelkie media internetowe, we wszystkich językach.

Rekomendacje panelu nazwał nieuzasadnionymi i napastliwymi.

Podobnie wypowiadali się były komisarz CRTC, Timothy Denton, a także komentator polityczny Andrew Coyne. Coyne stwierdził, że czegoś takiego nikt nigdzie nie proponuje, bo pomysł jest zwyczajnie szalony.

Oliwy do ognia dolał minister dziedzictw narodowego Steven Guibault, który najpierw poparł pomysł licencjonowania stron informacyjnych, a następnego dnia się z tego wycofał.

Premier Trudeau też powiedział, że nie będzie licencjonował wiadomości internetowych.

Ivison zauważa, że nie jest to do końca to, o czym pisze panel ekspertów.

Tam czytamy, że rejestracja w Canadian Communications Commission będzie wymagana od firm nadających treści medialne przez internet. Nie ma mowy o wyjątkach.

Coyle dodaje, że twórcy raportu przewidują coś na otarcie łez. Piszą o tym, że “rząd może pomagać nadawcom wiadomości, którzy nie radzą sobie z internetową konkurencją”.

Media internetowe, które musiałyby się rejestrować w nowej CRTC musiałyby oczywiście płacić, a fundusze zasilałyby wybrane media. Nadawcy internetowi musieliby także obowiązkowo zamieszczać link do bazowej informacji z agencji prasowej, która byłaby uznana za “wiarygodną i zaufaną”.

“Liberałowie i ich beneficjenci uważają, że chronią dziennikarstwo najwyższej jakości, gdy tymczasem wszyscy inni powtarzają, że to zwyczajne przekupstwo”, podsumowuje Ivison.