Robert Suski odszedł nagle dwa tygodnie temu zaskakując setki ludzi osamotnionych w niespodziewanej żałobie.
Tydzień temu w Oshawie odbyły się uroczystości pogrzebowe: sobota wizytacji w domu pogrzebowym De Stefano i niedziela z mszą świętą w kościele św. Jadwigi, złożeniem do grobu na cmentarzu Thornton, i stypą w Domu Stowarzyszenia Weteranów Polskich im. Generała Władysława Sikorskiego. Obrzędy i miejsca, gdzie się odbywały, uderzały rzadko spotykanym pięknem uroczystości, spokojem i udziałem wielkiej ilości uczestników.
Robert był człowiekiem wyjątkowym. Był uosobieniem nie tylko pogodnego optymizmu i naturalnego spokoju, lecz także racjonalnej radości aktywnego życia codziennego. Życia codziennego “starej daty” czyli w pełnym kontekście przeszłości – np. wiara, nieskazitelna polskość) – z wnioskami na przyszłość, w przeciwieństwie do tylko “tu i teraz” proponowanej nam obsesji chyba coraz bardziej gubiącego się świata. Był odporny na prześladujące nas dziś gorsze cechy natury ludzkiej z ekstremizmami na czele.
Robert miał niespotykane poczucie humoru sytuacyjnego. Zawsze będę go widział w małej wnęce kuchennej, przygotowującego ekspreso kilku rozweselonym uczestnikom w czasie przerwy na kawę, z okazyjnymi interwencjami smutniejszego otoczenia: “prosimy ciszej, my tu przecież pracujemy”.
Robert był bardzo kompetentnym inżynierem w stacji 8 reaktorów nuklearnych w Pickeringu, Ontario Power Generation, części produkującej elektryczność po likwidacji Ontario Hydro, zakładu energetycznego Ontario. Zawsze uczynny, bez wahania udzielał rady i pomocy potrzebującym.
Robert był także współzałożycielem i duszą “wirtualnego” klubu narciarskiego Polmeden przy Stowarzyszeniu Inżynierów Polskich w Kanadzie prowadzonego przez Oddział Toronto. Aktywny od 2002-go roku wirtualny klub narciarski Polmeden jest kontynuacją-wznowieniem Polmedu, pierwowzoru z lat 90-tych. Polmeden działał przy polskich medykach aktywnych pod egidą niedawno zmarłego słynnego doktora Zdzisława Kryńskiego. Polmeden demonstruje udany eksperyment samoorganizacji, której cichym założeniem było i jest utrzymanie “sanktuarium spontaniczności i jaknajbardziej możliwego uniezależnienia jednostki”.
Robert kochał szybkość nart zjazdowych, którą zacięcie demonstrował na stokach ulubionego ośrodka Brimacombe w Kirby, Ontario. W pierwszych latach spotkania w gronie przyjaciół odbywały się najczęściej w długie zimowe wieczory po pracy. Były też wyjazdy jednodniowe i weekendowe; wszystko skrzykiwane przez inicjatorów. Robert monopolizował skrzykiwanie do Brimcombe.
Życie towarzyskie kwitło także w przerwach między nartami. Pamiętam przekomiczne rozważania np. jak zachować w klubie spontaniczność i niezależność jednostki, nie używać w działaniu ani jednego świstka papieru itp.
Robert Suski należał do tych, co gdziekolwiek by się nie znaleźli, zostają otoczeni przez przyjazne grono przyciągniętych naturalną, wesołą bezpośredniością wyjątkowej osobowości. Trudno sprecyzować istotę rzeczy zjawiska, jakim był Robert: człowiek szczęśliwy, który rozumiał sens życia jako wielki dar istnienia; dar, który celebrował swoją racjonalnie radosną aktywnością na co dzień.
Robert pozostanie w pamięci przykładem do naśladowania poza wiarą i nieskazitelną polskością wzór optymizmu, ludzkiej przyjaźni, humoru i rodzinności. Cześć Jego Pamięci.
Jan Jekiełek, 16 Marzec 2020