Wprawdzie zbrodniczy koronawirus robi postępy, przewalając się przez świat na podobieństwo tornada, ale w miarę postępów koronawirusa niepodobna nie zauważyć, że wraz z nim, albo zaraz tuż za nim postępuje też nieubłagany postęp.
Oczywiście nikt tego nie zaplanował, to tylko taki spontan i odlot, jak w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy pana Jerzego Owsiaka, ale niepodobna nie zauważyć, że nieubłagany postęp postępuje zgodnie ze swoją naturą, czyli w kierunku postępu. A co wyznacza kierunek postępu? Cały czas to samo, to znaczy – awangarda komunistycznej rewolucji, w której z kolei niepodobna nie zauważyć dominacji żydokomuny. Ona już i dawniej pochylała się z gospodarską troską nad rozmaitymi aspektami życia społecznego, na przykład – nad anachronicznymi i niepotrzebnymi historycznymi narodami. Może nie wszystkimi, co to, to nie – a tylko z narodami mniej wartościowymi, które wskutek samego swego istnienia wywołują na świecie potworne paroksyzmy. Tako rzecze Altiero Spinneli, włoski komuszek, którego zbawienne sentencje umieszczono przy głównym wejściu do administracji Eurokochozu, która – mówiąc nawiasem – akurat teraz schowała się w mysią dziurę i nawet nie walczy o praworządność w naszym nieszczęśliwym kraju. Ale Spinelli, można powiedzieć, miał pecha, podobnie jak inni wybitni przedstawiciele postępu, bo jakże tu likwidować mniej wartościowe narody, kiedy mogłyby się jeszcze odwinąć, ze szkodą dla rewolucji światowej? Aż wreszcie doczekaliśmy się epidemii zbrodniczego koronawirusa, dzięki której rewolucja komunistyczna może nabrać tempa, jakby popychał ją, albo pociągał sławny parowóz dziejów.
Ponieważ epidemia zbrodniczego koronawirusa ma charakter globalny, to jest rzeczą oczywistą, że i walka z nią też musi nabrać globalnego rozmachu. A skoro tak, to któż tę nieubłaganą walkę będzie organizował i koordynował? To jasne, że rząd światowy. A któż powinien stworzyć taki rząd światowy? To też proste, jak budowa cepa: awangarda postępu, co to spenetrowała nieubłagane prawa rozwoju dziejowego.
A ponieważ najtwardszym jądrem tej awangardy jest żydokomuna, no to odpowiedź na to pytanie też wydaje się oczywista. Któż lepiej, a przede wszystkim – sprawniej od niej przeprowadzi likwidację mniej wartościowych narodów tubylczych? Nikogo takiego na horyzoncie nie ma i nie będzie – chociaż i tutaj panuje pewna niejasność – czy mianowicie powstanie jeden rząd światowy pod kierownictwem partii, czy też powstaną co najmniej trzy – każdy dla swojej części świata. Już teraz bowiem można wyobrazić sobie co najmniej trzy takie polityczne centra: jedno z USA na czele, drugie – na czele z Chinami i trzecie – arabskie, którego politycznym kierownikiem mogłaby być Arabia Saudyjska.
W ten sposób świat upodobniłby się do obrazu nakreślonego w „Roku 1984” Jerzego Orwella, a jeśli epidemia koronawirusa potrwa jeszcze trochę, to i społeczności zdążą się tak wytresować, że „nowy wspaniały świat” znajdzie się w zasięgu ręki.
Ale polityka, to tylko jeden aspekt komunistycznej rewolucji.
Drugim segmentem jest gospodarka. Tutaj przyszłość rysuje się jeszcze wyraźniej. Już teraz rządy skwapliwie wykorzystują epidemię, by całą gospodarkę i wszystkie jej segmenty sobie podporządkować, a wygląda na to, że po ustaniu epidemii już tak zostanie.
Pierwszym powodem będzie to, że prywatne firmy zostaną uzależnione od rządu w stopniu jeszcze większym, niż to miało miejsce w Rzeszy Niemieckiej, kiedy to pod pretekstem wojny państwo całkowicie podporządkowało sobie prywatne przedsiębiorstwa – co bardzo dokładnie opisał w swoich wspomnieniach Albert Speer.
Stalin zrobił to innymi metodami, ale za jego czasów żadnej epidemii nie miał pod ręką, podczas gdy teraz ten sam cel można będzie osiągnąć bez mordowania kogokolwiek.
Wszyscy zaniosą swoje uprawnienia właścicielskie rządowi w zębach i będą szczęśliwi, jeśli w jego imieniu jakiś urzędnik „jednym ruchem ręki z państwem mu da zaślubiny”. Bo biurokracja nie tylko nie zniknie, tylko rozrośnie się do rozmiarów wcześniej nie notowanych.
Po pierwsze dlatego, że rządzące gangi będą musiały jakoś wyżywić swoich sympatyków i militantów, więc porozdają im kolejne okruszki władzy, żeby mogli sobie podziubać i w ten sposób się wyżywić.
Po drugie dlatego, że przedsiębiorczość prywatna zostanie całkowicie zlikwidowana de facto, bo istnienie każdej firmy zostanie całkowicie uzależnione od rządu i jego przychylności.
W ten sposób zrealizowany zostanie kolejny cel rewolucji komunistycznej w postaci likwidacji znienawidzonej własności prywatnej i wprowadzenie w jej miejsce nie własności kolektywnej jeśli nie de iure, to przynajmniej – de facto.
Wreszcie epidemia stworzyła znakomite warunki dla przekształceń ideologicznych. Jak wiadomo, najwięcej zgryzoty żydokomunie, stojącej w awangardzie komunistycznej rewolucji, dostarczał reakcyjny kler, który nie tylko rozsiewał zatrute ziarna antysemityzmu, ale w dodatku, poprzez propagowanie zasad swojej religii, sypał piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów.
Stopniowe nasycanie szeregów reakcyjnego kleru sodomitami i „judeochrześcijanami” przynosiło wprawdzie pewne rezultaty, ale zarazem budziło rosnące zniecierpliwienie promotorów rewolucji z powodu ślamazarności tego procesu. I oto, gdyby w języku rewolucji takie sformułowania nie były surowo zabronione, można by powiedzieć, że epidemia koronawirusa pojawiła się, jako prawdziwy dar Niebios.
Z dnia na na dzień, pod pretekstem ryzyka zarażenia, skasowane zostały de facto wszystkie nabożeństwa. To znaczy – formalnie nie – ale faktycznie tak, bo cóż to za Kościół, w którym nikogo nie ma?
Owszem – można oglądać transmisje nabożeństw przez telewizję, ale na takiej samej zasadzie, jak inne produkcje przemysłu rozrywkowego.
W ten oto sposób, pod pretekstem epidemii, rewolucjoniści doprowadzili do degradacji Kościoła do roli przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego i to rękami duchowieństwa!
Takie prognozy można wysnuć już na podstawie tego, co już się stało, a przecież wszystko jeszcze przed nami. Na przykład – eugenika i eutanazja. Już teraz władze jeśli nawet oficjalnie tego jeszcze nie zalecają, to przyjmują do aprobującej wiadomości selekcje pacjentów, prowadzące do odstępowania od pacjentów mniej użytecznych społecznie. Myślę, że tak już zostanie i później, bo – po pierwsze – ludzie zdążą się do tego przyzwyczaić, a po drugie – z punktu widzenia niewydolnych obecnie systemów ubezpieczeń społecznych, to jest jakieś wyjście. Wprawdzie nadal będziemy rytualnie piętnowali złowrogiego doktora Mengele, ale w miarę upływu czasu nikt już nie będzie wiedział – dlaczego.
Oczywiście, nikt tego wszystkiego nie zaplanował, ale to nawet lepiej, bo nie dostarcza się w ten sposób pożywki dla teorii spiskowych i szeptanek, a poza tym lepiej, kiedy wszystko wprawdzie odbywa się spontanicznie, ale zmierza we właściwym kierunku.
Stanisław Michalkiewicz