Gdziekolwiek się nie obejrzę, to tylko COVID-19. To nie to, że nieważne, tylko życie w innym normalnym trybie dalej się toczy. A więc moja córka ma przeziębienie (nie COVID-19), ktoś inny ma grypę (ale nie COVID-19), a jeszcze ktoś inny przeczytał w jednej gazecie (za darmo), że wirusa już nie ma, bo leczy go ocet – to oczywiście fake news.
Wierzcie w co chcecie, sytuacja i tak jest poważna, bez względu na to co sądzicie, i nikt nie wie, ani kiedy to się skończy, ani jakie będzie miało następstwa społeczne, gospodarcze, rynkowe. Wiadomo, że ogromne, i życie tak, jak je znaliśmy jest przeszłością.
A tu życie to jednak toczy się dalej. Moje koty miauczą jak oszalałe, gdy spóźniam się ze śniadaniem. Tłumaczenie, że COVID nic nie pomaga, one po prostu mają to w nosie. Psinka siedzi i patrzy miłosiernie na mnie jak uczestniczę we Mszy świętej przez Internet. Nie rozumie, że spacer się spóźnia, bo zapanowało nowe ‘nowe’.
A pierwszy dzień wiosny nadszedł tak jakby nigdy nic. Tak jakby nigdy nic, bo mroźnie i śnieżnie. Więc na tym froncie nic nowego. Dobrze, że mamy te, dalej normalne po staremu, fronty. Telefony działają, e-mail też. Należy to wykorzystać. Wczoraj wysłałam kilka e-maili do zdaje mi się zupełnie samotnych. Niech wiedzą, że ktoś o nim przynajmniej myśli.
W poszukiwaniu tej starej normalności przejrzałam nasiona warzywne, pozostałe z zeszłego roku. Znalazłam zielony groszek. Jeszcze nie otwarty. Groszek lubi zimno, a ja zwykle byłam za bardzo zajęta, i spóźniałam się z pracami ogrodowymi. A tu proszę! Oto jesteś mój groszku kochany. W tym roku dam ci szansę. To, że opakowanie jest sprzed dwóch lat to nie szkodzi, zastosujemy różne czary, aby pobudzić nasiona do przebudzenie i kiełkowania. Groszkowi nie straszne wiosenne przymrozki. Nadaje się także do posadzenia w donicach (tylko takich większych, ogrodowych). I to jest to co zrobię. Jeszcze mi trochę ziemi zostało – w sam raz na dwie spore donice. A ziarenka groszku namoczę w zimnej wodzie w lodówce przez 24 godziny, i potem posadzę do przygotowanych z ziemią donic. Z reguły mam problem z przerywaniem sadzonek, bo mi szkoda, tych roślinek, które trzeba wyrzucić. Jak mi wszystko dobrze wzejdzie – powinnam wiedzieć za około dwa tygodnie – bo mogę przerwaną rozsadę przełożyć do innych kontenerów. Jeśli będzie ładnie i ciepło, to może nawet do grządki?
Na razie jednak wczesno wiosenne mrozy nie pozwalają przygotować grządek, bo ziemia jeszcze zmarzła. Muszę też przygotować tyczki, po których ten groszek będzie się piął. I już widzę, te lekko nabrzmiałe strączki, które mają cudownie słodki smak wiosny. Te które zostawię dłużej w strąku zamrożę, i będę miała na zimę do sałatek i zup. I myśląc o moim groszku zrobiło mi się raźniej, bo nie wszystko będzie nowe. Pory roku zostaną z nami. I wiem, że ten groszek zanim go zjem, częściowo zostanie pożarty przez różne zające, chipmanki, wiewiórki. A niech tam! Ważne, że pewne rzeczy takie jak wiosna, czipmanki, wiewiórki i groszek zielony pozostają z nami takie same.
Jeśli macie jakieś rady odnośnie uprawy groszku, to proszę o e-mail na