Nie chcę pisać prezydencka, choć to ona mnie właśnie inspiruje. Tak jak każda kampania wyborcza jest one unikalna, ale są pewne stałe cechy występujące we wszystkich kampaniach wyborczych. Strategia musi być – ułożona w starannie zaplanowane etapy, z jasno określonymi kosztami i celami. Po każdym etapie ocenia się rezultaty i modyfikuje plan. W naszym przypadku wyborów prezydenckich najłatwiejsza jest druga tura wyborów, bo na polu walki zostaje tylko dwóch przeciwników, i chodzi o to, aby nie stracić głosów swojego elektoratu, ale także pozyskać elektorat kandydatów z 1-szej rundy, a także niezdecydowanych. Całe zespoły wysoko opłacanych profesjonalistów są zaprzęgnięte w taki wyścig. Wiele organizacji finansuje taką kampanię. Często są to finansowania nie wprost ze względu na limity donacji, a także wymóg jawności.
Suma summarum, finanse są niejasne, a nic nie stoi na przeszkodzie, aby kandydat wydawał własne pieniądze. Tylko najpierw je musi mieć. Co do wcześniejszych faz kampanii wyborczej, to przede wszystkim chcemy emocjonalnie przyspawać swoją grupę wyborców, aby przypadkiem nie zmieniła zdania.
Potem stosuje się próbę sięgnięcia do niezdecydowanych. Ale najpierw trzeba tych niezdecydowanych znać, i wiedzieć co będzie dla nich marchewką za którą pójdą.
Równolegle prowadzi się wojnę podjazdową, która ma na celu zdezawuowanie otoczenia, jak i samych rywalizujących kandydatów. Im wyższe notowania w sondażach, tym groźniejszy przeciwnik.
W przypadku obecnych wyborów prezydenckich, niewątpliwie ataki (często wprost śmieszne) na ministra Łukasza Szumowskiego są wymierzone w osłabienie notowań rządu, a tym samym osłabienie pozycji obecnie urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy. I pomimo coraz większej wiedzy na temat tego jak wygrać wybory, i coraz większych pieniędzy łożonych na kampanie wyborcze, to wyniki nie zawsze idą parze z sondażami.
Pamiętacie jak pięć lat temu obecny prezydent Andrzej Duda wszedł niespodziewanie do drugiej tury wyborów z wówczas urzędującym prezydentem Bronisławem Komorowskim? I potem wygrał w drugiej turze, choć nikt nie dawał mu wielkich szans. Mało kto to przewidywał – choć znam taką jedną zacną osobę, która od początku wierzyła (bo trudno to inaczej nazwać), że to Andrzej Duda będzie prezydentem.
Podobnie było z wygraną prezydenta US Donalda Trumpa. To miała być demokratka Hilary Clinton. A nie była. Pamiętam wściekłość niektórych komentatorów, że nie poszło po ich linii.
Oskarżali wtedy białych, niewykształconych, bezrobotnych Amerykanów za takie wyniki. Ciekawe, co by się stało gdyby ktoś odważył się posądzić tych samych wyborców za wybór poprzedniego prezydenta demokraty Baraka Obamę? A co nam w tym teatrze zostało do zrobienia? Wbrew pozorom wiele. Jeśli nie chcemy być jedynie widzami poddawanymi odsłonom różnych rozgrywek, to musimy stać na jasnym stanowisku i wiedzieć czego oczekujemy od prezydenta RP. Dla mnie jest to bardzo jasne. Przede wszystkim dobro Polaków, Polonii i Polski. I tylko na takiego kandydata reprezentującego dobro Polski będę głosować.
Od wielu lat się zżymam, że 20 milionów Polaków mieszkających poza granicami Polski nie może w pełni korzystać ze swojego prawa do głosowania. Wiele przyczyn tego stanu rzeczy jest systemowych, na przykład fakt, że wybory mogą odbywać się tylko w zarejestrowanych i uznanych przez kraj naszego osiedlenia placówkach dyplomatycznych. W tak olbrzymim kraju jak Kanada, praktycznie wyklucza każdego spoza niewielkiego promienia (100 km) od placówek.
Głosowanie korespondencyjne niewątpliwie poprawi tę sytuację. Największym jednak problemem jest fakt, że uprawnia nas do głosowanie jedynie ważny dokument podróży, czyli paszport polski. Jeśli ktoś ma pecha, i jego paszport wygasł w przeddzień głosowania, to obywatelem polskim przestał być (co jest nieprawdą), i w wyborach udziału brać nie może.
Dla przykładu podaję dokumenty potwierdzające obywatelstwo w Kanadzie, w przypadku starania się o kartę zdrowia Ontario Health Insurance Plan – OHIP, która umożliwia bezpłatne leczenie w danej prowincji:
– ważny paszport, albo wygasły nie dlużej niż pięć lat
– wyciąg z aktu urodzenia w Kanadzie
– Kanadyjski certyfikat o urodzeniu poza granicami Kanady
– certyfikat obywatelstwa kanadyjskiego
W Kanadzie każda prowincja ma trochę inny plan opieki zdrowotnej, i zdarza się, że Kanadyjczycy przemieszczają się z prowincji do prowincji, w celu uzyskania bezpłatnego leczenia. Miałam kiedyś lokatorkę, która przyjechała z Montrealu (Quebec) do Toronto (Ontario) na osiem miesięcy. Po sześciomiesięcznym pobycie nabrała prawa do leczenia bezpłatnego w Ontario. I właśnie tak zrobiła. Po operacji i okresie rekonwalescencji wróciła do Montrealu.
Podobnie jest z głosującymi Kanadyjczykami w wyborach kanadyjskich przebywających poza Kanadą – nie tylko ważny paszport uprawnia ich do głosowania.
Nie potrafiłam nigdy dojść do przyczyny takiego podejścia do traktowania Polonii. Może go po prostu nie ma? I to tylko tak wygodnie zwekslować jeszcze raz Polaków mieszkających poza Polską.
Słyszeliśmy to już wielokrotnie, że nasze głosowanie i tak jest tylko symboliczne, bo nic nie znaczy. Nic nie znaczy, bo jest tak ustawione, aby nic nie znaczyło.
Już proszę mi też więcej nie pitolić, że jako osobie mieszkającej poza Polską nie przysługuje mi prawo głosowania w RP, bo zdecydowałam się wyjechać, albo (moja ulubiona głupota), że nie płacę w Polsce podatków.
To się tak kiedyś za PRL-u mówiło, bo tylko ci współpracujący z Polonusów z reżymem komunistycznym głosowali. Wtedy to, dawno temu wynaleziono taką formułkę – nie głosuję tam, gdzie nie płacę podatków.
Tylko… Co ma wspólnego prawo wyborcze z prawem fiskalnym? Brak styczności. Zgodnie z tą zasadą także Polacy mieszkający w Polsce, a nie płacący podatków, np: uczniowie i studenci powyżej lat 18-tu, inwalidzi pozostający na utrzymaniu rodziny, a i bezrobotni bez zasiłków, więźniowie (jeśli nie pracują), nie mieliby prawa uczestniczenia w wyborach!
Poza tym, czasy się zmieniły, i wielu emerytów płaci podatki i w Polsce, i w Kanadzie dzięki umowie między Polską a Kanadą o zintegrowanej wypłacie rent i emerytur. Więc jako obywatele RP mamy prawo brania udziału w głosowaniu.
Szkoda tylko, że za jedyne potwierdzenie tego prawa uważa się ważny dokument podróży, czyli paszport polski. No ale nie od razu Kraków zbudowano, jeśli będziemy się o to dopominać, to zostanie to rozwiązane. Tylko kto to zrobi i ujmie rozwiązanie tego problemu w swoim programie? Jakoś nie widzę, i nie słyszę – ani na miejscu, ani w Polsce.
Alicja Farmus