Byle nie Łukaszenko

Tak można podsumować opinie „ulicy” białoruskiej i chyba też nie „ulicy” w Mińsku. Tąk mówią młodzi i o dziwo emeryci, którzy dotąd byli podporą ostatniego dyktatora Europy. Pora na zmianę – takie słowa słyszy się na każdym kroku.

Od trzech tygodni trwa akcja zbieranie 100000 podpisów by kandydat mógł być na biuletynach wyborczych.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Kuriozum, że w tym czasie nie wolno prowadzić agitacji. Zbierający podpisy mogą tylko podawać nazwisko kandydata i pokazywać ulotki z fotografią.

Formalna agitacje ma się zacząć dopiero po złożeniu list z podpisami do Komisji Wyborczej. Ma ona 21 dni dla ich zweryfikowania i wydanie decyzji o dopuszczenie kandydata do wyborów. Więc praktycznie kampania zacznie się za ponad miesiąc i ma trwać do 9 sierpnia.

W tym roku pomocy „alternatywnym kandydatom” dała, opłacana przez polskiego podatnika, nielubiąca mnie telewizja satelitarna Bielsat gdzie pokazują przebieg zbierania podpisów i co wieczór jest wywiad z kolejnymi kandydatami.

Aresztowaniu męża  27-letniej kandydatki Swietlanej Ciechanowskiej zrobiło jej moc reklamy a potem gdy władze podały, że są obcymi agentami bo na ich daczy pod Grodnem znaleziono.. $ 900 000 w co nikt nie uwierzy. Do reklamy pani Swietlany dołożył swoje prezydent mówiąc, że w naszym kraju kobieta nie może być prezydentem, choć nie tylko mym zdaniem, nie płeć, a doświadczenie powinno decydować  kto nadaje się na najwyższe stanowisko w kraju.

Przez weekendy i dni robocze ubiegłego tygodnia we wszystkich większych miastach trwało zbieranie podpisów i praktycznie wszędzie były mniejsze lub większe kolejki przed stolikami gdzie zbierano podpisy czego w poprzednich wyborach nie było.

Na rynku Komarowka, w południe w czwartek policzyłem, że w kolejce stało, różnego wieku 38 osób a w piątek o tejże porze nawet 52 obywateli i jak mi powiedzieli czekali po 40 minut. W obu dniach podpisy dla czterech kandydatów zbierało dziesięć osób.

W sobotę na rynku nie było takich kolejek. Pod namiotami i stołami gdzie zbierano podpisy było  24 osób. Brali od podchodzących paszporty, wypełniali rubryki na zbiorczym formularzu a potem dawali je zgłaszającym, którzy własnoręcznie wypisywali datę i się podpisywali. Po złożeniu podpisu popierając jednego kandydata ludzie z zasady szli do następnych namiotów i składali podpisy pod listy pięciu kandydatów dla których tego dnia tam zbierano podpisy i wedle finansowanej przez Polskę TV Bielsat identycznie było w większości dużych miast Białorusi.

W niedziele na Komarowce od 12 do 16 było naprawdę moc ludzi i nie jedna a kilka kolejek na 40-70 osób, tym razem już do siedmiu stolików gdzie co najmniej 44 osoby zbierały podpisy.

Nad zbierającymi podpisy powiewały flagi biało-czerwone-białe i były przemówienia do zebranych.

W internecie podano, że zebrano już ponad milion podpisów dla prezydenta ale w przeciwieństwie do poprzednich wyborów nie widać było w mieście licznych stoisk z ludźmi zbierającymi dla niego podpisy tylko słyszałem, że w piątek były jedno stanowisko przed dużym marketem na wschodzie miasta ale mało kto podchodził i składał swe podpisy. Wśród zebranych na Komarowce ludzi mówiono, że w szkołach dyrektor wzywał nauczycieli i pod groźbą zwolnienie wymuszał na nich złożenie podpisu za Łukaszenką.

4 czerwca nowym premierem został praktycznie nieznany obywatelom 47-letni Roman Gauaczenko, były dyrektor w kompleksie zbrojeniowym i były ambasador w Arabskich Emiratach.

W sobotę dotarła kolumna TiR-ów z pomocą humanitarną z Polski. Ciężarówki Państwowej Straży Pożarnej zawiozły do Grodna i Mińska 80 tysięcy litrów środków dezynfekcyjnych i antyseptycznych, około 100 tysięcy maseczek ochronnych oraz leki.

„Niedziela” i ja.

Rozpoczęła się burza w związku z wywiadem jaki udzielił ks Tadeuszowi Isakowicz-Zaleskiemu dziennikarce współpracującej z wydawanym w Częstochowie tygodnikiem „Niedziela” gdzie mówi o homoseksualizmie wśród księży.

Przez kilka lat jak redakcja miała w Warszawie lokal na Mokotowskiej woziłem stale moc numerów tego pisma na Białoruś. Gdy redakcja przeniosła siedzibę na daleki Żolibórz z przyczyn logistycznych przestałem to robić a zacząłem wozić warszawsko-praski tygodnik katolicki pt. „Idziemy”.

Po mym pobycie w Pekinie zaproponowałem redakcji „Niedzieli” reportaż z Wielkanocy w Chinach. Zaoferowano mi honorarium w wysokości stu złotych choć sam bilet kosztował prawie tysiąc dolarów. Więc zaproponowałem, by przynajmniej, jako wynagrodzenie za tekst zrobiono recenzje z mej książki pt. „Ile Żydzi Polakom zawdzięczają”.  Redakcja odmówiła, a ja… przeżyłem.

Dodam, że kilka innych tygodników katolickich też nie chciało zrobić recenzji tej książki choć w niej pisze moc o tym co księża i zakonnice zrobiłli dla Żydów.

4 czerwca

Tego dnia odbyły się „wybory kontraktowe”, które jak wiadomo dały komunie „suchą nogą” przejść z PRL-u do III RP.

Tegoż dnia, jak przypominał poseł Bosak powstała polska armia we Francji zwanej „armią błękitną” od niebieskich mundurów ówczesnej armii francuskiej, które nosili.

Dostojny poseł jednak nie wie, że pierwszym oddziałem polskim we Francji był batalion powstały w 1914 r. w mieście Bajon, którego członkowie co do jednego zginęli walcząc przy boku armii francuskiej.

Powstanie „armii błękitnej”, zaczęło się w dziwny sposób i na początek był przeciwny jej powstaniu pan Roman Dmowski.

Na terenie Francji od 1915 r. był korpus wojsk rosyjskich, który został opanowany przez wpływy bolszewickie, nie chciał walczyć i został rozformowany.

W jego składzie było sporo Polaków, którzy nadal chcieli walczyć i to był pierwszy element składowy „armii błękitnej”. Dalej dołączono do niej Polaków, jeńców z armii austriackiej i pruskiej. Potem przybyło do niej moc Polaków z USA i Kanady, a trzeba dodać, że pierwsi Polacy z USA jechali już w 1915 r. do legionów Piłsudskiego, a nawet do powstałego przy boku armii rosyjskiej tzw „legionu puławskiego”, który wziął nazwę od miasta gdzie w 1914 zaczął być formowany. Wiosną 1918 r.  zjawił się w Francji gen. Haller, były dowódca II brygady legionów, który przybył do Paryża przez Murmańsk.

Jak miał powiedzieć do niego Pan Roman – spadł Pana nam jak podarek z nieba – i on stanął na czele tej armii.

Demokracja – podstawowy problem.

Przed wyborami kandydaci obiecują obywatelom „góry złota”, a zaraz po zwycięstwie się na nich wypinają.

Jak temu zaradzić ? Mym zdaniem, muszą być wybory w system „JOW plus” i każdy kandydat musi zgłosić formalnie do komisji wyborczej, co konkretnego chce wyborcom załatwić. Zaś po roku komisja wyborcza ma obowiązek jego obiecanki zweryfikować, a jeśli ich nie spełnił pozbawić go mandatu i ogłosić nowe wybory w tym okręgu.

Polska a Białoruś.

W  przeciwieństwie do Polski sąsiad nie wprowadził prawie żadnych obostrzeń – epidemicznych i ma 44 tysiące zakażonych oraz 243 zgony.

Cztery razy większa Polska wprowadziła drastyczne restrykcje i ma 26 000 zakażonych i 1180 zgonów.

Choć Białoruś miała proporcjonalnie więcej chorych to miała proporcjonalnie mniej zmarłych ale obywatele mieli dużo mniej uciążliwe życie niż Polacy.

Jak długo jeszcze?

PiS od lutego gra z obywatelami w ciuciu babkę licząc, że jak będą takie czy inne wybory to wygra Andrzej Duda.

Czy jednak taka zabawa się wielu podoba. Najprościej było przedłużyć kadencję prezydenta o rok, ale to mało. Może okazać się, że przedobrzyli, Duda przegra i pójdzie na śmietnik historii?

Aleksander Pruszyński