Are you ok? – to takie pytanie na odczepnego. Nieco więcej, niż nasze ‘Jak się masz’?
Właściwie to na ‘are you ok?’ nie bardzo wypada odpowiedzieć, że się nie jest ok. Posłużę się przykładem. W High Parku w Toronto na ‘doggie hill’ (‘doggie hill’ to taka ogrodzona część parku, gdzie psy mogą biegać bez smyczy), duży pies przewrócił starszą panią. Nie, że chciał, albo był agresywny. Nie, po prostu był bardzo niezgrabny. Przewrócona pani przez dużego psa niezgrabę pozbierała się i jakoś dowlokła do pobliskiej ławeczki. Wyraźnie zaambarasowani właściciele psa niezgraby podbiegli do niej i zaczęli pytać ‘Are you ok?’ Było oczywiste, że pani nie jest ok, choć najprawdopodobniej nie miała żadnego złamania, bo dowlokła się jakoś do tej ławeczki. A ci nic, tylko, ‘Are you ok?’, ‘Are you ok?’. No i co ta biedna miała zrobić? Pod presją tych pytań odpowiedziała, ‘I’m ok’. Choć wątpię czy była. Inny przykład. Moja kuzynka została zdiagnozowana z bardzo poważną formą raka, potencjalnie śmiertelnego. Nie było wiadomo, w którą stronę koło fortuny się potoczy. Na to jej bliska koleżanka codziennie dzwoniła i pytała ‘Are you ok?’. No nie wiem, jak można być ok! z taką diagnozą? Nie wiadomo, co ci los zgotuje, a ta dzwoni i pyta ‘Are you ok?’. Poradziłam, żeby nie odbierała jej telefonów, skoro ją to drażni. Tak zrobiła. Efekt tego był jeszcze gorszy, bo ta jej koleżanka dzwoniła kilka razy dziennie i zostawiała wiadomości ‘Are you ok?’. W końcu zostawiła wiadomość, że to bardzo niegrzecznie i w złym tonie tak nie odpowiadać, na pytania czy jest ok. Poradziłam kuzynce, aby zadzwonić i wytłumaczyć, że trudno być ok, z taką ciężką diagnozą, kiedy nie wiadomo, co każdy dzień, ba! godzina przyniesie. Trzeba jej wytłumaczyć, że jak się jest w sytuacji życiowej, kiedy choroba zwala z nóg, to nie tyko trudno być ok, ale i telefonować. Tak też zrobiła. Ale tamta nie dała za wygraną. Zaczęła ją pouczać, że w Kanadzie to się tak standardowo pyta, i nikt nie robi z tego wielkiej sprawy. Jak teściowa jej syna umierała, to rodzina dzwoniła codziennie i pytała, czy są ok? A oni odpowiadali tak, że są ok. Nie wiem co to znaczyło? Jak mogli być ok, jak nie byli ok? Nie muszę dodawać, że ta koleżanka od tego ‘ok’ to się zrobiła taka Kanadyjka, że po polsku zapomina. Mówi, że jest jej trudno, bo ona ‘tylko po angielsku’. Ja tam nie wiem. Złośliwie sądzę, że angielskiego się dobrze nie nauczyła, a polskiego zapomniała. I to ‘ok’ jest takim dla niej łącznikiem między grupami, w których się obraca. Przecież takie ‘are you ok?’ zrozumie ponad 150 etnicznych grup językowych mieszkających w Toronto. I nieważne, co za tym stoi, wystarczy odpowiedzieć ‘I’m ok’ – ‘wszystko jest w porządku’. A stan faktyczny? Któż by się tym martwił! To taka ugrzeczniona odzywka, i tak to trzeba traktować. Zawsze przecież można odpowiedzieć, że się ok nie jest, tylko co wtedy? Ale i tak zapytanie ‘are you ok?’ jest lepsze niż obojętność, czyż nie?