Tym razem nie będzie o tym czym żyje cała Polska i Polonia, czyli o wyborach prezydenckich – no może tylko trochę.

Wybory się odbyły.

Wygrał Andrzej Duda.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Koniec.

Jak się komuś nie podoba to na razie trudno. Powinien się zmobilizować, żeby za pięć lat wybrano tego kto mu się będzie podobał. Nie będzie to Andrzej Duda, bo nie może startować po raz trzeci. Ale, ale… Przy okazji jedną moją koleżankę z Toronto porąbało. Nie, nie głosowała – z jej tylko znanego powodu. A tu naraz zaczęła robić rwetest i rwać sobie włosy z głowy, bo jej faworyt Trzaskowski przegrał.

I unieważniać chce całe wybory, bo w Toronto niektóre głosy nie doszły na czas!  Ale przecież jej głos nie doszedł, bo zdecydowała nie skorzystać ze swojego prawa wyborczego i nie głosowała, ani w pierwszej, ani w drugiej turze. Widać dostała takie zadanie protestu? Tylko od kogo?  – pytam, bo pani całkiem, całkiem i wykształcona, i z dobrą pracą. To, że jej się nie podobają moje poglądy, i kiedyś wywracała gałami jak powiedziałam, że byłam na pielgrzymce w Ziemi Świętej z Radiem Maryja, to jej sprawa, a nie moja. Niech sobie dalej wywraca tymi gałami do woli. Nie będę zmieniać poglądów, aby kogoś zadowolić. A sama niech się dalej ośmiesza i wygłupia – jej sprawa. Z skądinąd znanym  poczuciem wyższości postanowiła pouczyć, a i poprowadzić, tych z ludu polonijnego, którzy jej zdaniem, i zdaniem wielu Europejczyków, nie wiedzą jak, i nie potrafią głosować.

Postanowiła bronić innych (zapewne tych mniej wykształconych, nieokrzesanych, seniorów i katoli) i w ich imieniu składać protesty i żądać unieważnienia całych wyborów.  Ale instrukcję do zadania przywodzenia Polonii  dostała kiepską, bo jako osoba niegłosująca nie mogła złożyć skargi. I to też źle. Teraz nagle sobie przypomniała, że jest Polką (choć osobiście wątpię) i chce nas pouczać.  ‘Déjà vu’ – już to przerabiałam i znam ten ton lekceważenia, pogardy i szyderstwa.  Chodzi o to, aby innym było jeszcze gorzej, albo najwyżej tak źle jak mnie.

Więc żeby złapać, jednak trudny do złapania, oddech po wyborach, napiszę o historii książki, która przeszła długą drogę, zanim trafiła na moje dziennikarskie biurko. A jest to książka Stanisława Michalkiewicza, tak tego samego, którego felietony są co tydzień zamieszczane w Gońcu, i który kilkakrotnie był w Toronto. ‘Choroba Czerwonych oczu’, książka wydana przez Capital Books w roku 2019. Dlaczego długa droga? Otóż, książka to pojawiła się na rynku w 2-giej połowie zeszłego roku, ale podczas mojego jesiennego pobytu w mojej ukochanej Polsce nie mogłam jej dostać. Jak to często z takimi książkami bywa, niby są, ale ich nie ma. Nic to – pomyślałam. Przyjadę do Toronto i zamówię. Z coraz większymi obostrzeniami wagowymi na przeloty, trudno jest przewozić książki tak jak kiedyś, bo ważą one sporo. Jakoś tak zeszło i zamówiłam książkę dopiero po Nowym Roku. W lutym wyjechałam na pielgrzymkę do Panienki z Guadalupe, a potem to już się wszystko zapadło z powodu koronawirusa. Owszem, tuż przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego w Ontario, zadzwoniono do mnie z księgarni Pegaz, że książka przybyła.

No tak, ale  wszystko było pozamykane. Summa summarum książkę odebrałam dopiero jak Ontario weszło w 2-gą fazę zwalniania restrykcji, czyli dwa tygodnie temu. Książka jest zbiorem felietonów opublikowanych przez autora w latach 80-tych i 90-tych. Ale… ciągle aktualna. Ciągle jest nam potrzebna baza do podpierania naszych opinii. Jeśli jej nie będziemy mieć, to możemy się stać niczym ta chorągiewka na wietrze opisana na początku tego felietonu, która rzuca się do zadania jak jej się to opłaci, a inaczej to jej się nie chce nawet wziąć udziału w głosowaniu na prezydenta RP, bo nie ma opinii.

Więc choroba czerwonych oczu to w skrócie choroba zawiści, aby się komuś lepiej nie powodziło niż mnie. W samym felietonie pod tym tytułem opisana jest walka w latach 80-tych między związkami zawodowymi (głownie górników) a rządem UK. W tym czasie związek zawodowy górników był tak potężny, że praktycznie dyktował politykę UK. Górnictwo w Wielkiej Brytanii zostało upaństwowione w roku 1949. W 1979 do władzy doszła ponownie partia konserwatywna (Tories) i baronowa Margaret Tchatcher została premierem. Nazywano ją Żelazną Damą (Iron Lady) za silne rządy i nieprzejednane stanowisko wobec komunistów. Podczas strajku górników w 1984, doszło prawie do wojny domowej. Jednak racje wolnego rynku, a nie socjalizmu zwyciężyły.

Tym samym socjalistyczna (wszystkim po równo) choroba czerwonych oczu została zażegnana w U.K. O to chodzi, abyśmy nie byli zaślepieni chorobą czerwonych oczy, i nie koncentrowali się na tym, aby komuś przypadkiem nie było lepiej.  Lepiej ma być wszystkim. Ale lepiej nie będzie wszystkim, jak wszystkim będzie źle.

W 2004 roku powstał musical dotyczący tamtych wydarzeń ‘Billy Elliot’, do którego muzykę napisał sam Sir Elton John, a słowa Lee Hall. Musical był oparty o film o tym samym tytule z roku 2000. Jest to historia chłopca, który chce być tancerzem, ku dezaprobacie ojca i kolegów z górniczego osiedla. W Toronto, teatr Mirvish wystawił musical w roku 2011. Byłam na tym musicalu z dwoma kumplami z pracy. Jeden był z Rumunii, drugi z Walii, ja z Górnego Śląska. Wszystkich nas historia Billy Elliota poruszyła, choć z zupełnie innych powodów.

Walijczyk przeżywał jeszcze raz tamte czasy, i upadek tego co było.

Rumun przede wszystkim dostrzegł dążenie Billego, na przekór wszystkim, żeby zostać tancerzem.

Ja, będąc z Górnego Śląska, naniosłam tę opowieść na to, co nieuniknione działo się po 20-latach w górnictwie polskim na moim Śląsku.

Choroba czerwonych oczu – niech wszyscy nie mają nic. Stare dzieje mówicie? Nie. Niedawno spotkałam znajomego, były nauczyciel z Polski, tu tak sobie radzi, i zaczął mi coś bredzić, że minister zdrowia Łukasz Szumowski ma dwa somochody. – A ty byś chciał, żeby na rowerze jeździł? – pytam.  – Nie – ale wszyscy powinni dostać po równo.

Nie o równych szansach mówił, nie o równych możliwościach, ale o równym ‘dostaniu’.  Nie chce mi się pisać, czemu ten facet powinien być wdzięczny, że jest w Kanadzie, bo za dużo o nim wiem, a to byłoby nieładnie.

Ale wszystkim polecam książkę Stanisława Michalkiewicza ‘Choroba czerwonych oczu’ (inne książki też), oraz subskrypcję kanału Stanisława Michalkiewicza  na YouTube. Nie tylko po to, abyśmy byli na bieżąco z aktualną rzetelną analizą polityczną opartą na solidnych podstawach, podaną piękną polszczyzną, ale i żeby czasem w złej chwili nie przydarzyła nam się choroba czerwonych oczu tak jak temu facetowi, co chce żeby wszyscy dostawali po równo.

Alicja Farmus