Zamieszki na Białorusi to burza blisko domu
To, co się dzieje na Białorusi jest smutne, bo świadczy o braku samodzielności polskiej dyplomacji. Polska od dawna powinna otworzyć dla Łukaszenki możliwość spokojnej westernizacji kraju, wspierając polskie inwestycje na tych ziemiach, przy jednoczesnym poszanowaniu tamtejszych układów władzy. Tymczasem pod polskim bokiem, na Białorusi uruchomiono wariant kolorowej rewolucji. Dla Polski o tyle niebezpieczny, że w jej rezultacie polski sąsiad może się stać terenem otwartych zmagań z Rosją.
Łukaszenko usiłował przepłynąć Białorusią między Scyllą a Charybdą i nie jest do końca pewne czy mu się to uda bez jakiejś Kirke. W dzisiejszych czasach zachowanie niezależności małego państwa bez supermocarstwowej kryszy, w strefach zgniotu, jest praktycznie niemożliwe. Być może były kierownik sowchozu liczył na obronną rękę Chińskiej Republiki Ludowej i zostało mu to wybite z głowy przy pomocy zewnętrznie sterowanego buntu.
Z Białorusią Polska nie ma żadnych konfliktów terytorialnych ani historycznych, a stabilizacja w tym kraju ma dla Warszawy fundamentalne znaczenie. Zdestabilizowana Białoruś to uchodźcy i wiele biedy. Słowem, Białoruś mogłaby z Warszawą stworzyć sensowne małżeństwo z rozsądku, nawet Białoruś pod Łukaszenką, bo w końcu nie jest to żaden krwawy dyktator, lecz po gospodarsku dbający o ludzi i kraj kierownik. Jak to jednak w życiu bywa; gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem; gdyby w Warszawie był narodowy rząd prowadzący wielowektorową własną polską politykę zagraniczną, to moglibyśmy sobie o takich rzeczach rozprawiać, a tak to politykę wobec Białorusi prowadzą wszystkie inne państwa poważne… zaś polityka polska jest „ na telefon z ambasady”.
Andrzej Kumor