Koniec sierpnia i początek września nastręcza wiele okazji do obchodów, zwłaszcza w tym roku, kiedy to przypadła 40 rocznica podpisania porozumień strajkujących załóg z – jak to się wtedy mówiło – “stroną rządową”, no a następnego dnia – rocznica wybuchu II wojny światowej. Jak ze wszystkim w Polsce, również te rocznice są znakomitą okazją do otwarcia nowych frontów walki między obozem “dobrej zmiany”, a obozem zdrady i zaprzaństwa. Odbyły się tedy obchody “państwowe”, z udziałem prezydenta Dudy, dygnitarzy i związkowców z NSZZ “ Solidarność”, ale też obchody opozycyjne, których bohaterem był oczywiście Kukuniek, co to osobiście, sam jeden obalił komunizm. Poskąpił zasług nawet papieżowi Janowi Pawłowi II, co pokazuje, że megalomania powoli zaczyna stykać się z rejonami psychiatrycznymi. Warto tedy przypomnieć, że wszystkie trzy centra strajkowe, gdzie podpisano porozumienia, to znaczy – Szczecin, Gdańsk i Jastrzębie-Zdrój, były kierowane przez tajnych współpracowników SB, albo nawet wywiadu wojskowego. Rzuca to pewne światło na pytanie, jak możliwe było coś takiego w państwie bądź co bądź totalitarnym, za jakie wtedy – i słusznie – uchodziła PRL. Problem polegał na tym, że operacja wysadzania w powietrze Edwarda Gierka wymknęła się spod kontroli, w związku z czym trzeba było po roku wprowadzić stan wojenny, by tę kontrolę przywrócić. No i została przywrócona; o ile pierwsza “Solidarność” była tworzona od dołu do góry, to ta druga – reaktywowana w roku 1989 – od góry do dołu. Kogo nie zatwierdził Kukuniek, ten nie miał żadnych szans, no a Kukuńka zatwierdził… – ale po co rozdrapywać stare rany! Wydaje się, że podobna sytuacja ma miejsce dzisiaj na Białorusi, którą przecież Rosja musiała naszpikować agenturą, jak wielkanocną babę rodzynkami. Właśnie prezydent Łukaszenka, przeciwko któremu protestują “kobiety” i tak dalej, zaczyna puszczać farbę. Powiedział mianowicie, że system polityczny na Białorusi jest “trochę autorytarny” i w tej sytuacji dobrze byłoby rozpisać “referendum”.
Zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi więcej nie trzeba; przy pomocy “kobiet” i innych takich, rozpoczyna przeczołgiwanie prezydenta Łukaszenki, który w tej sytuacji podpisze mu każdy cyrograf. Ale wersja oficjalna, w której niezależne media głównego nurtu słuchają się Biełsatu, który z kolei słucha się… – ach, po co rozdrapywać te wszystkie rany – głosi, że to wszystko pełnym spontan i odlot, taki demokratyczny festiwal. Demokratyczne festiwale w państwie “trochę autorytarnym” nie zdarzają się codziennie, podobnie, jak zaćmienie słońca – o czym mówi piosenka “Jolka, Jolka, pamiętasz?”: “dane nam było słońca zaćmienie, następne będzie może za sto lat!”
Również kolejna rocznica wybuchu II wojny otwiera nowy front – i żeby tradycji stało się zadość – akurat na Westerplatte. Westerplatte ponownie zostało przejęte przez polski rząd, z czym nie może pogodzić się prezydentowa Wolnego Miasta Gdańska, pani Aleksandra Dulkiewicz. Można powiedzieć, że wróciło do Macierzy, co – w odróżnieniu od sytuacji z lat poprzednich – umożliwiło udział w rocznicowej uroczystości Wojska Polskiego, którego przedtem tam nie dopuszczono pod pretekstem uprawiania przezeń liturgii smoleńskiej.
Dzisiaj liturgie smoleńskie nie są już celebrowane, a tylko Wielce Czcigodny poseł Antoni Macierewicz od czasu do czasu ogłasza kolejne rewelacje – ale na wszelki wypadek Westerplatte zostało zrenacjonalizowane, a pani prezydentowej Wolnego Miasta Gdańska pozostały jedynie rozpamiętywania, że odtąd “tyko rząd” przejmie organizowanie rocznicowych uroczystości.
O ile z Westerplatte poszło stosunkowo łatwo, to gorzej może być z “repolonizacją” mediów, która teraz przybrała barwy ochronne “dekoncentracji”. Chodzi o to, że przeciwko temu wypowiedziała się nasza pani Żorżeta Mosbacher, która i przedtem miała obsztorcować pana prezydenta Dudę za “homofobiczne” wypowiedzi. Pani Żorżeta wypiera się, jakoby pana prezydenta sztorcowała, chodziaż przyznaje, że zwróciła uwagę, iż w USA sodomici i gomoryci stanowią sól ziemi czarnej. Obawiam się tedy, że Wielce Czcigodna Joanna Lichocka, której polecono pilotowanie “dekoncentracji” mediów, mogła być w ten sposób przez przebiegłego Naczelnika Państwa wsadzona na minę za przecieranie sobie oka środkowym palcem. Zresztą – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – jak tu przeprowadzić “dekoncentrację”, dajmy na to, żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją Adama Michnika? Tego nie można sobie wyobrazić nawet w gorączce, skoro pani Żorżeta tak stanowczo stawała nawet w obronie TVN.
Tymczasem pod rosnącym naporem sodomitów i gomorytów na nasz nieszczęśliwy kraj, Episkopat położył coś w rodzaju fundamentów pod teologię sodomii i gomorii. Chodzi o to, by sodomitów “szanować”, chociaż entre nous nie bardzo wiadomo, właściwie za co – żeby nie było im przykro. Sęk jednak w tym, że sodomitom może być przykro, gdy ktoś odmówi im słodyczy swojej płci, więc spełnienie tego postulatu może dla wielu osób o konserwatywnych poglądach i upodobaniach być bardzo trudne. Poza tym Episkopat zapowiada tworzenie w każdej diecezji ośrodków leczniczych dla sodomitów. Oczyma duszy widzę, co tam się będzie wyprawiało – chociaż na razie żydowska gazeta dla Polaków nie tylko tę inicjatywę skrytykowała, ale nawet wyśmiała, używając tradycyjnego argumentu żydokomuny o “ciemnym Średniowieczu”.
Może to mieć jednak nieoczekiwany dalszy ciąg, bo właśnie były minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz ujawnił, że w listopadzie ma się odbyć w Warszawie konferencja Sojuszu dla Wolności Religijnej. Wprawdzie kryje się pod tym intencja dokopania Iranowi, którzy rzeczywiście praktykuje penalizowanie “bluźnierstwa” i “apostazji”, ale rykoszetem może trafić również w Polskę, która może zostać oskarżona – a jak może, to na pewno będzie – o “nadużywanie” wolności religijnej do “dyskryminowania” sodomitów i gomorytów.
Coś może być na rzeczy, bo akurat teraz pani reżyserowa Agnieszka Holland wezwała do wzięcia “dyskryminowanych” w obronę, chociaż na razie to oni są stroną agresywną i nawet zaczynają tworzyć bojówki. Jest to zgodne z taktyką stosowana przez żydokomunę jeszcze na początku XX wieku, kiedy to bolszewicy włączali się do demonstracji i prowokacyjnie strzelali z rewolwerów do policjantów, podnosząc potem klangor z powodu męczeństwa. Widać, że pani reżyserowa rozpoczyna “padgatowkę” według najlepszych wzorów, zwłaszcza, że jednego męczennika sodomici już się dorobili. Chodzi oczywiście o “Margota”, który właśnie wypuszczony został z aresztu za poręczniem m.in rabina Schuldricha i przewielebnego księdza Bonieckiego, nie licząc osobistości drobniejszego płazu i zaraz zaczął nie tylko rzucać wokół ”chujami”, ale też przebrał się za Matkę Boską, demonstrując zachwyconej publiczności język i środkowy palec. Skoro tak, to kandydatów do męczeństwa pojawi się więcej, niż jest “kobiet” na Białorusi, więc czeka nas gorąca jesień, zwłaszcza kiedy przewidywania co do skutków konferencji Sojuszu dla Wolności Religijnej zaczną się sprawdzać.
Tymczasem po raz kolejny okazało się, że pan Rafał Trzaskowski nie ma szczęścia. Oto naprawiona przed rokiem wielkim nakładem kosztów oczyszczalnia ścieków “Czajka” znowu odmówiła posłuszeństwa, w następstwie czego tysiące hektolitrów warszawskich ścieków znowu płyną Wisłą do morza. Pan Trzaskowski najpierw próbował zwalić winę na byłego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, ale ktoś przytomny musiał zwrócić mu uwagę, że od 2005 roku Warszawą rządzi Platforma Obywatelska. W tej sytuacji pan Rafał Trzaskowski, najwyraźniej wzorując się na Wielce Czcigodnym Antonim Macierewiczu, powziął podejrzenie, że obecna awaria jest wynikiem sabotażu. To bardzo wygodne tłumaczenie, bo w tej sytuacji również pani Hanna Gronkiewicz-Waltz zachowała niewinność, nie mówiąc już o panu Rafale, który znalazł się poza wszelkim podejrzeniem. Byłoby to może śmieszne, gdyby nie okoliczność, że teraz bezpieka będzie miała wygodny pretekst, by prześladować “faszystów” – no bo, któż inny mógłby dokonać “sabotażu” i to przeciwko panu Rafałowi Trzaskowskiemu?
Stanisław Michalkiewicz