Obecnym ambasadorem Niemiec w Polsce jest Rolf Nikel. Dalej jest, choć wyraża chęć odejścia na emeryturę, żeby odpocząć. Tak również twierdzi rząd niemiecki. Ale nie może, bo przeszkadzają mu w przejściu na emeryturę Polacy. A cóż znowu ci Polacy wyprawiają? Ano nie chcą zatwierdzić nowego kandydata Arndta Freytaga Von Loringhoven.
Przynajmniej zwlekają, już od dwóch miesięcy. I to zwlekanie jest powodem do oburzenia Gazety Wyborczej (i wszystkich jego odprysków), portalu Onet, tygodnika Newsweek Polska, gazety Rzeczpospolita, i innych mediów z obcym kapitałem, czyli w niepolskich rękach.
Zanim przejdę do zarysowania sylwetki kandydata, chciałam tylko przypomnieć, że w 2018 roku, po odwołaniu ambasadora RP w Izraelu Jacka Chodorowicza przez kilka miesięcy nie było w Tel Aviwie polskiego ambasadora.
Najpierw było to poufne, kto to ma być, choć potencjalnych kandydatów wskazywano wielu. Ile w tym spekulacji i plotki? Tylko wtajemniczeni wiedzą, ja niestety do nich nie należę. Potem jak już było wiadomo, że jest to kandydat Marek Magierowski, to Izrael zwlekał z zatwierdzeniem przez kilka miesięcy.
Czyli w czasie gorącej nagonki Izraela na Polaków, Polskę, przeinaczania historii reprezentowanej przez osobę ambasador Izraela w Polsce Annę Azari, przez kilka miesięcy w Tel Avivie nie było polskiego ambasadora. Przypadek?
Jakoś wtedy ani Onet, ani Gazeta Wyborcza (ani jej światowe odpryski), ani Rzeczpospolita, ani portal Onet, ani tygodnik Newsweek Polska nie ubolewały zanadto z tego powodu. Dlaczego więc tak ubolewają teraz, że nowy kandydat Niemiec Arndt Freytag Von Loringhoven nie jest zatwierdzony w szybkim trybie?
Czy to ten obcy (głównie niemiecki) kapitał im tak zaleca? Tak to już w dyplomacji jest, że kandydat na ambasadora powinien mieć nieposzlakowaną sylwetkę i życiorys. W przypadku nowego kandydata na ambasadora Niemiec w Polsce podaje się jego ojca, który był całą gębą hitlerowcem służąc u samego szczytu niemieckiego nazizmu. Zwiał z bunkra Hitlera na dzień przed śmiercią Hitlera. Oczywiście, żadnej kary nie poniósł, bo zdezerterował na dzień przed końcem. Więc ten nowy kandydat jest lepszy niż nasi resortowi. Oczywiście podnosi się koronny argument, że dzieci nie odpowiadają za czyny swoich rodziców. No niby nie, ale dobrze jest wiedzieć, jak to resortowe pochodzenie pomaga na przykład w osiągnięciu pierwszoligowego wykształcenia a potem w robieniu kariery.
Jedną z polskich teorii spiskowych jest, że marzec ‘68 w PRL-u został wymyślony, aby dzieci szerokich prominentów komunistycznych miały możliwość zdobycia wykształcenia za granicą. Stąd te pociągi pełne młodych i radosnych wyjeżdżające z Warszawy do Paryża.
Widziałam zdjęcia. Na nich nikt nie płakał. Płaczą krokodylimi łzami dopiero teraz, bo sobie przypomnieli, że nigdzie im tak dobrze i uprzywilejowanie nie było jak w Polsce. Ja też chciałam na Sorbonę, ale dla takich jak ja był szlaban. Paszport na wyjazd z zamkniętego obozu PRL dostawali tylko specjalni, a nie zwykli polscy śmiertelnicy.
No więc ten ojciec hitlerowiec tego niemieckiego kandydata na ambasadora Niemiec w Polsce, to tak trochę w oczy kole. Czyż nie ma w Niemczech innych kandydatów? A tego, jeśli taki dobry profesjonalista, można wysłać na przykład do Francji, albo jeszcze lepiej do Stanów Zjednoczonych, albo nawet i Izraela. Może te kraje przyjęłyby go szybciej i z otwartymi ramionami?
Cóż, zdaje mi się, że Niemcy po prostu by takiego kandydata do tych krajów nie zaproponowały. A Polakom można grać na nosie i jeszcze się oburzać, że Polacy to widzą. Jest jeszcze jeden szkopuł, o którym się wiele nie mówi. Otóż, niemiecki kandydat ma w życiorysie sporo ‘wywiadu’.
Po polsku by się powiedziało, że był w służbach, albo w niemieckim wywiadzie. Do roku 2010 był wicedyrektorem niemieckiej Służby Wywiadowczej (BND – Bundesnachrichtendienst). Był także ambasadorem w Czechach, oraz dyplomatą w Paryżu i w Moskwie. W podsumowaniu chciałam podkreślić, że nie jest to sytuacja niezwykła, jak próbują to przedstawić przedstawiciele mediów w rękach obcych (także niemieckich), aby czekać na zatwierdzenie, lub odrzucenie kandydata na ambasadora.
A ten kandydat z racji swojego wysokiego stopnia profesjonalizmu związanego z wywiadem, może dalej spełniać te funkcje jeśli zostanie ambasadorem Niemiec w Polsce. Dwa tygodnie temu odgryzłam się na tych co mi mówią, że jak raz z chłopa to na wieki wieków, pisząc, że jak raz kapuś to też na wieki wieków. Dlatego w IPN-nie jest tak mało dokumentacji, bo wszyscy są wiecznie aktywni, jak Lenin (wiecznie żywy). Więc dlaczego Niemcy proponują takiego kontrowersyjnego kandydata? I dlaczego ze strony tylu ‘niby’ polskich mediów jest takie oburzenia na zwłokę w zatwierdzeniu, a nie na charakterystykę samego kandydata. Znów sypią piachem po oczach. Resztę dopiszcie sobie sami.
Alicja Farmus