Kobiety, szczególnie te w starszym wieku, dają sobie znacznie lepiej radę. Nawet w czasach zarazy. Dzwonią do siebie, wychodzą w małych grupkach na spacery, umawiają się na kawę. Sprzątają, gotują, szyją, szydełkują, robią na drutach, czytają, grzebią po Internecie – szczególnie lubią facebook. Nie uwierzycie, ale jedna moja bardzo dobra znajoma, starszawa pani z klasą, jakiej dziś się prawie nie spotyka, w wieku dochodzącym do 80-tki szyje maseczki, i rozdaje bezdomnym, oraz innym potrzebującym, a także tym, którzy akurat maski nie mają, a chcą pomodlić się w kościele. Wieczorem jak jest zmęczona to siedzi przy kompie i wyszukuje ciekawe rzeczy. Z rana czyta ‘Gońca’ i książki.
Który facet by to robił? Dlatego też ci faceci są tacy nieporadni. Taki bidulek, nawet jak zadzwonisz, to nic tylko jęczy. Opowiada w szczegółach od lenino do berlino jaki jest nieszczęśliwy. I jak go życie, zawsze, ale to zawsze traktowało nie fair. Znacznie lepiej więc skoncentrować się na przyciąganiu tego o czym marzymy. Tym sposobem kształtujemy przyszłość. Zaraz, zaraz, ale my to przecież znamy – to przecież chrześcijańskie powiedzenie aby zwalczać zło dobrem!
Za pouczeniem św. Pawła z Listu do Rzymian, aby nie dać się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężać. I czyż nie jest to podobne do siły modlitwy? Po drugiej stronie równania jest powiedzenie, aby nie mówić czegoś głośno, aby nie zapeszyć, albo nie wykrakać. Po angielsku nie mówimy o czymś, aby nie zrobić tego ‘jinxing’. Moje dzieci tak mówią do siebie, a i do mnie też: Mamo, nie gadaj, bo zrobisz ‘jinx it’. To może dotyczyć na przykład niewinnego troskliwego stwierdzenia: Obyś tylko nie była chora – powiedzianego przed kilkudniową wycieczką córki. Ale jeśli możemy przyciągnąć, to także do pewnego stopnia ukształtować dobro, i nasz świat, to i także możemy przyciągnąć zło, i nieszczęśliwe wydarzenia. A więc, w pogarszającej się sytuacji pandemicznej, powinniśmy zadbać o siebie, o innych, i być nie tylko dobrej myśli, ale kreować wizję tego dobra. Przecież ta pandemia (jeśli już jest) się kiedyś skończy, a jak się skończy, to powinniśmy być na jej zakończenie w jak najlepszej formie. Wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie siebie w jasnych i przyjaznych kolorach. Wtedy i bliscy nabiorą tego świetlanego blasku, nawet te jęczące bidusie zbledną w swoim narzekaniu. A, i jeszcze jedno. Zadzwonić do koleżanki, i zapytać co dobrego dzisiaj się wydarzyło w jej życiu. A jak będzie psioczyć nawet na niesmaczną kawę z rana, to ją przekonać, że ta kawa była dobra, bo mogło jej nie być. I także zadzwonić do kolegi (po wcześniejszym przygotowaniu psychicznym), i jak będzie stękał, że u niego nic się nie dzieje, to się zdziwić, że aż tak źle, i że jutro musi być lepiej, tylko trzeba tego ‘lepiej’ poszukać. A następnego dnia zadzwonić i zapytać radośnie: ‘ A co nowego i dobrego zrobiłeś dzisiaj?” Chodzi o to, aby przenieść akcent z beznadziejnej sytuacji, na podmiotowość jego osoby. Jeśli w trakcie stracicie znajomych, to trudno. Może lepiej żeby nas nie wciągali w swoje krakanie. No chyba, że to jest taki gość, co ma ciągle pecha, jak Jan Piszczyk w filmie ‘Zezowate Szczęście’. Film warty przypomnienia, bo śmiechu co niemiara, a i dobra satyra na nasze polskie życiorysy (1930-1960). W roli głównej niezapomniany Bogumił Kobiela, film reżyserował Andrzej Munk. Oglądałam niedawno z dziećmi – musiałam dużo tłumaczyć. Ale tego za nas nie zrobi nikt. A ten główny bohater Jan Piszczyk (Bogumił Kobiela) to miał ciągle wielkiego pecha, nie wiedział jednak, że sam ten pech przyciąga. A my wiemy, więc przyciągajmy jasne wizje i dobro. Wtedy naprawdę się lepiej żyje, nawet w czasie pandemii.