Kilka lat temu opisywałem pobyt grupy kanadyjskich nurków na Filipinach oraz nasze spotkanie z Airen DAGUINOTAS.
Ponieważ wątpię by Państwo pamiętali tą historię, postanowiłem ją w skrócie przypomnieć z dwóch powodów.
Pierwszy powód to, takie „dobre i pozytywne”, a dodatkowo prawdziwe historie, jak nigdy są nam teraz potrzebne w tych dość depresyjnych czasach.
A drugi powód to, że od czasu kiedy miałem przyjemność Airen poznać pozostajemy w ciągłym kontakcie i pomimo że żyje ona niezwykle skromnie to często zaskakuje mnie swoimi niezwykłymi akcjami niosąc pomoc i dzieląc się wszystkim co ma z bardzo ubogimi ludźmi.
Moja opowieść zaczyna się w Marcu 2017 roku kiedy to miałem ogromną przyjemność wziąć udział w wyprawie płetwonurków na Filipiny zorganizowanej przez Aquarius Scuba Centre. Muszę przyznać, że nurkowałem w wielu miejscach na świecie, ale jak dotychczas Filipiny okazały się jednym z najpiękniejszych rejonów.
Przepiękne i ciągle nie zniszczone rafy z niezwykłym bogactwem fauny! Gorąco polecam! (Zainteresowani mogą zobaczyć zrobiony przeze mnie film na YouTube wpisując „czaplinski philippines”).
Po tym wstępie chciałbym przejść do historii, która łączy się z naszym pobytem na Filipinach w 2017, ale która ma moim zdaniem znacznie szerszy wydźwięk.
Oprócz pięknych raf koralowych spotkaliśmy na Filipinach wielu „pięknych” ludzi! I nie chodzi mi to o piękno zewnętrzne, ale o to prawdziwe piękno – człowieczeństwo. Jak być może państwo wiecie, Filipiny to kraj, w którym dominującą religią jest chrześcjanstwo. Większość 100-milionowej populacji, żyje bardzo skromnie albo wręcz biednie. Ogromne wielodzietne rodziny, próbujące związać koniec z końcem. Dzieci, które nie mają prawdziwego dzieciństwa i od początku mocno włączone są w zdobywanie żywności. Jej brak jest najważniejszym zmartwieniem dla każdej rodziny. Pomimo tej brutalnej rzeczywistości, ludzie są na ogół bardzo życzliwi, uśmiechnięci i bardzo pomocni. Wszyscy członkowie rodziny wspierają się i więzi pomiędzy dziećmi są niezwykle bliskie. Starsze rodzeństwo często opiekuje się młodszym, zastępując rodziców, którzy próbują zarobić pieniądze na utrzymanie rodziny w często słabo płatnej pracy.
Średni zarobek miesięczny jest pomiędzy 100 do 300 dolarów US. W naszych standardach to bardzo mało. W tamtych – jest to „food on the table”. Tak było w czasie gdy my odwiedziliśmy ten kraj. Dziś na skutek COVID-19 nawet ten bardzo skromny dochód jest często nieosiągalny. Rząd pozostawił społeczeństwo samym sobie. Panuje głód i tylko dzięki temu, że więzi międzyludzkie oraz rodzinne są na Filipinach niezwykle mocne, ludzie pomagają sobie dzieląc się często przysłowiową „miską ryżu”. Ale o tym później. A teraz wróćmy do naszego pierwszego spotkania z Airen (w 2017 roku).
Na jednej z wysp filipińskich (Negros, która była ostatnią fazą naszej wyprawy) zatrzymaliśmy się na 4 dni w ośrodku położonym trochę na uboczu od wszystkiego. Nasza dość liczna grupa nurków (26 osób) została podzielona na dwie podgrupy pomiędzy dwoma łodziami. Na każdej łodzi było po dwóch Dive Masters oraz kilka osób do obsługi łodzi. We wszystkich poprzednich ośrodkach, Dive Masters których spotkaliśmy byli to mężczyźni. Na łodzi, do której zostaliśmy przydzieleni oczekiwało nas ogromne zaskoczenie. Naszym „Dive Master” okazała się bardzo drobna i malutka „dziewczynka” – Airen. Trochę ponad 35 lat, czterdzieści kilo wagi, mniej niż 150 centymetrów wzrostu – (chucherko) z ogromnym i promiennym uśmiechem i magicznym wyrazem oczu. Wcale nie zachwycająca zewnętrznie, ale jak się szybko okazało zachwycająca niezwykłą osobowością.
Nasza grupa nurków była międzynarodowa, ale była tam też 8-osobowa polska podgrupa. Oczywiste jest, że trzymaliśmy się razem i jednomyślnie postanowiliśmy zaopiekować się „dziewczynką”. Przecież takie „dziecko” będzie potrzebowało naszej pomocy! Przecież butla z powietrzem, waży więcej niż połowa wagi jej ciała, a tu my szarmanccy Polacy! „Chłopy jak dęby” . Bardzo szybko wywiązała się rozmowa i szybko złapaliśmy kontakt. Airen opowiadała nam swoim niezwykle kojącym głosem o nurkowaniu, o Filipinach, o kulturze, problemach tego kraju ale też opowiedziała nam swoją historię (nie od razu ale po kilku prośbach). Intrygowało nas jak to się stało, że taka drobna osoba może wykonywać tak wyczerpującą pracę. Otóż, Airen jako najstarsze dziecko została „sprzedana” przez swoją rodzinę do pracy jako sprzątaczka w Malezji. Jej minimalne i tak zarobki wysyłała do domu by pomóc wykarmić dziesięciorga młodszego rodzeństwa. Mały hotelik, w którym pracowała miał również szkołę nurkowania. Po latach kiedy Airen miała 25 lat jej boss, któremu brakowało pracowników w tej szkole niemalże zmusił ją by zaczęła mu pomagać. Zabawne jest to, że wówczas nie potrafiła nawet pływać. Minęło kilka lat i dzięki determinacji, Airen nie tylko nauczyła się nurkować, ale bardzo szybko zdobyła licencję „mistrzowską”. Po kilku latach pracy jako Dive Master w Malezji – postanowiła wrócić na Filipiny by być bliżej rodziny i móc jej pomagać nie na dystans. I tutaj nasze drogi się spotkały.
Już w czasie pierwszego nurkowania okazało się, że to nie „dziewczynka” potrzebuje pomocy pod wodą. To wielu z nas miało problemy z silnymi prądami podwodnymi czy niezwykłymi podwodnymi stworami. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że po wskoczeniu do wody nagle jest się otoczonym kłębowiskiem niezwykle jadowitych węży morskich. Ukąszenie takiego węża może zabić do 20 dorosłych mężczyzn. Pierwsza reakcja? Panika!….. Ale jedno spojrzenie na Airen i jej uspakajający ruch ręką i cień uśmiechu spoza ustnika od regulatora spowodował, że wszyscy nabrali perspektywy do plagi wężowej i już po chwili to my byliśmy ciekawi węży i to my zaczęliśmy za nimi podążać.
Innym razem po 15 minutach „pedałowania” pod prąd (by wrócić do łodzi) – wielu z nas zaczynało brakować tej odrobiny dodatkowej energii. I tu ponownie interwencja Airen, która podawała pomocną dłoń i dosłownie holowała nas „pod prąd” przez kilka minut by ratować sytuację. Ale ona była świetna nie tylko w chwilach krytycznych. Wielu Dive Masters, których poznałem tak naprawdę pod wodą jest bardziej zajętych sobą i mało aktywnych. Airen – była zupełnym przeciwieństwem. Obserwowała bacznie całe otoczenie, znajdowała rzeczy warte zobaczenia i znajdowała czas by nam wyjaśnić sprawy pod wodą używając specjalnej małej tabliczki, na której mogła pisać. Jednocześnie jej bardzo spokojne podejście udzielało się wszystkim i każde nurkowanie było czystą przyjemnością.
Nic dziwnego, że pomiędzy „grupą Polskich Dębów”, a „dziewczynką’ wywiązała się wzajemna sympatia. Po czterech dniach wspólnego nurkowania, gdy nadszedł czas na pożegnanie, chcieliśmy jej jakoś podziękować. Zauważyliśmy że jej ubranie do nurkowania (wet suite) jest naprawdę stare i zniszczone i po każdym nurkowaniu w tym naprawdę ciepłym oceanie Airen wychodziła na pokład drżąca z zimna. Nie posiadała też personalnego komputera do nurkowania, który przypomina duży zegarek i moim zdaniem jest pod wodą koniecznym instrumentem. Nietrudno się było domyśleć, że wydatek na zakup nowego ubrania i komputera był po prostu poza jej zasięgiem finansowym. Wszak jej skromna pensja (pewnie około $150/m) musiała jej wystarczyć na utrzymanie, pomoc rodzinie i spłatę starego skutera (którym musiała dojeżdżać codziennie do pracy).
Nie trzeba było nikogo zmuszać. Na hasło „składka”, „polskie dęby” sypnęły kasą i pieniądze powędrowały do Marka Paszyna (organizatora wyjazdu) , który zaraz po powrocie przygotował przesyłkę zawierającą nowy wet suite i personalny komputer do nurkowania. Kiedy paczka została nadana (Canada Post), poprzez e-mail poinformowaliśmy Airen or nadchodzącej przesyłce. Była przeszczęsliwa! Podziękowania i uściski (wirtualne). To było w Marcu 2017 roku. I teraz zaczyna się najbardziej fascynująca część tej opowieści. Pytanie zagadka? Jak długo może iść przesyłka z Toronto na Filipiny nadana poprzez Express Canada Post? Miesiąc? Dwa? Może trzy? Po wielu miesiącach kiedy przesyłka zniknęła bez śladu i po licznych korespondencjach z Airen, osobiście straciłem nadzieję, że paczka kiedykolwiek do niej dotrze. Było mi też głupio przed „dziewczynką” , której jak gdyby ktoś odebrał nadzieję na Christmas! Postanowiłem działać inaczej. Po rozmowie z nią okazało się, że taki kostium do nurkowania kosztuje na Filipinach w przeliczenie na nasze dolary około $600. Tego samego dnia, a było to pod koniec września 2017 roku wysłałem tę sumę poprzez Western Union.
O akcji poinformowałem kilku bliskich kolegów z grupy (Witold Szpejda, Gerard Natanek, Wojtek Baraniak, Marek Paszyn). Wszyscy zadeklarowali udział i podział kosztów (ponowne dzięki Panowie!). Pieniądze dotarły na Filipiny następnego dnia o czym bardzo szczęśliwa Airen natychmiast mnie poinformowała poprzez e-mail, dziekując wszystkim za pomoc. Czy to koniec? Nie, to dopiero fragment, bo ta opowieść miała zakończenie, jak w filmach.
Otóż, dosłownie następnego dnia otrzymałem kolejny e-mail od Airen. Zaraz następnego dnia po otrzymaniu pieniędzy, (po 6 miesiącach oczekiwania), dotarła na Filipiny „Expresowa” przesyłka Canada Post. Z pięknym różowym kostiumem oraz wymarzonym komputerem do nurkowania! Zachwycona Airen, przysłała mi kilka zdjęć w nowym , pięknym i ciepłym ubranku do pracy! Jednocześnie w tym samym e-mail Airen napisała, że natychmiast odeśle nam otrzymane dzień wcześniej $600 . Nawet bez konsultacji z pozostałymi “polskimi dębami”, odpowiedziałem, że to jest niekonieczne i zasugerowałem by zużyła te pieniądze na jej własne potrzeby. Jakieś ciuchy, zakup kosmetyków czy może spłatę długu za skuter.
Jej odpowiedź kompletnie mnie zaskoczyła (był to październik). Otóż Airen, poinformowała mnie, że wobec tego przeznaczy całą otrzymaną sumę, by zaprosić biedne dzieci na specjalny posiłek w Thanksgiving. Na Filipinach wiele dzieci głoduje. Oczywiście nie mogło być lepszego pomysłu! Kilka dni po Thansgiving otrzymałem od niej kolejny e-mail ze zdjęciami z tego specjalnego wydarzenia. Dzięki jej decyzji ponad 100 dzieci miało okazję zjeść do syta i dostać wspaniałe lody na deser. Uśmiechnięte twarze dzieci były najlepszym dowodem, że pomysł był fantastyczny. W przygotowaniu tego posiłku pomagała jej cała rodzina i wielu woluntariuszy. Okazało się, że pozostało jej jeszcze trochę pieniędzy, które przeznaczyła na skromne podarunki dla biednych dzieci na Święta Bożego Narodzenia.
Jak wspomniałem wcześniej, pozostaję z Airen w przyjacielskich kontaktach od naszego pobytu na Filipinach w 2017. Wysyłam jej moje filmy z wypraw nurkowych, a ona z ogromnym zainteresowaniem je ogląda i komentuje. Piszemy o życiu w tak dwóch różnych światach. Jej niezwykły optymizm pomimo bardzo trudnego życia inspiruje mnie i Agnieszkę.
Ktoś kto tego nie widział (jak ludzie żyją na Filipinach) na własne oczy nawet nie wie, jak ciężko bywa ludziom żyjącym na tym samym świecie. Airen nigdy mnie nie prosiła o pomoc (ale kiedy ją w trudnych momentach – jak choroba ojca – wsparliśmy), zawsze była ogromnie wdzięczna…..
Na skutek pandemii w tym roku sytuacja znacznie się pogorszyła. Filipiny są krajem w ogromnym stopniu zależnym od turystyki. Kiedy nie ma turystów, nie ma pracy dla dziesiątków tysięcy ludzi. O ile w Kanadzie rząd wprowadził natychmiast programy pomocy dla tych co utracili pracę, to na Filipinach nic takiego nie istnieje. „Radź sobie sam” – to jest to, co ich rząd (zresztą skorumpowany) sugeruje obywatelom.
Zorientowałem się, że jest bardzo źle, bo Airen po raz pierwszy sama napisała do mnie z prośbą o pomoc. Kiedy zaczęła się pandemia, rząd przysłał pomoc dla jej całej wioski, (która skupia 100 rodzin wielodzietnych), w wysokości 8,000 pesos co jest równowartością $210 dolarów kanadyjskich! To jest mniej niż $1.00 na osobę!
Jeśli nie umrzemy od pandemii to umrzemy z głodu! To były słowa Airen, które wryły mi się w pamięć. Reakcja była oczywista. Dzięki PayPal w ciągu dwóch dni otrzymała przesyłkę pieniężną ($1,000), która była przeznaczona na pomoc dla jej rodziny. Jej e-mail z podziękowaniami ponownie mnie zaskoczył. Otóż Airen za otrzymane pieniądze zakupiła żywność (głównie ryż), którą następnie podzieliła równo pomiędzy najbliższymi rodzinami w jej wiosce (około 20 rodzin). Przecież mogła za taką sumę spokojnie przeżyć ze swoją własną rodziną pół roku! Wielu by tak zrobiło, ale nie ona….
By nie czekać na pomoc od innych Airen zaczęła motywować mieszkańców wioski do wspólnych akcji by zdobywać jakiekolwiek środki do życia. Między innymi wraz z grupą mężczyzn ta „drobina” karczuje ogromne nieużytki pod pola uprawne, by zacząć wspólnie uprawiać ryż. Stworzyła też grupę kobiet, wspólnie dbających o dzieci, by inne kobiety mogły zająć się „wyrobami ludowymi”, które to cała wioska próbuje sprzedawać w mieście.
POMOC DLA BIEDNYCH NA FILIPINACH
Jeśli ktoś chciałby pomóc “braciom chrześcianom” w odległym zakątku świata to proszę do mnie napisać na 2780007@gmail.com lub zadzwonić na 905-278-0007, a ja chętnie przekażę jak można to zrobić.
Nie chodzi o wielkie sumy ale chodzi o SERCE!
Moża też klikając tutaj dokonać donacji poprzez FUNDLY
Biednemu wiatr zawsze wieje w oczy. Ostatnio Airen ponownie zwróciła się do nas o pomoc, tym razem chodziło o maski ochronne przed COVID-19. Rząd, który nie ma pieniędzy na pomoc dla mieszkańców wprowadził surowe kary za poruszanie się bez masek. Kara za brak maski to od 1,000 do 10,000 peso ($30 do $300 CDN). Aż trudno uwierzyć w absurdalną wysokość tych kar. Ci ludzie nawet takich pieniędzy na oczy nie widzą! Ale bez masek, nie wolno im nawet wychodzić z domów. To jak mogą pracować? Dzięki Airen akcji udało się zakupić 200 „przyłbic” ochronnych, które jak widać na załączonych zdjęciach są już rozprowadzone wśród okolicznych „wieśniaków” często poprzez błotniste drogi ale zawsze z uśmiechem.
Nie wiem czy coś jeszcze powinienem dodać do tej opowieści. Może tylko tyle. Często narzekamy jak jest nam ciężko i często nie doceniamy tego co mamy. Dzięki Airen – moja (nasza) perspektywa na życie zmieniła się bardzo, za co jesteśmy jej ogromnie wdzięczni!