Tak wiele oddaję, a tak niedużo w zamian chcę: w wolnym państwie żyć jako człowiek wolny. I współczesne państwo polskie przekonuje mnie, że tak właśnie jest: wolny kraj, wolni ludzie.
Tak właśnie jest, obywatelu, wolne państwo i wolni ludzie. Aż po horyzontu kres, trzeba by dodać. A w ogóle to o co panu chodzi? Ku chwale ojczyzny, obywatelu, weź ty się prędko przemodeluj. Czy tam obywatelko. Prędko, prędziutko, prędziusieńko. Pędzikiem normalnie.
KOZOM NA GRANICY
Gdybyś natomiast nie zechciała, czy tam gdybyś obywatelu nie zechciał, ewentualnie gdybyś za postępem i nowoczesnością nie nadążała, czy tam nie nadążał, wtedy czuj duch. Wtedy pomożemy. Wraz z całą Unią Europejską. My, praworządni wszystkich krajów połączmy się, siły połączywszy. Spinelli Altiero drogę nam wskaże. Czy tam inny Gramsci Antonio. Kto wie, może nawet Róża Thun und Hohenstein z Danutą Hübner pomogą? Może Cohn-Bendit Daniel dołączy? I ten, jak mu tam, Guy… o, mam: Verhofstadt? Połączą się i dołączą, i niechybnie Polsce ruszą pomagać. Bo Polacy jak to Polacy, rady sobie nie dają. Niemieckie dzieło odbudowy ponownie zniweczyć usiłują, Europę podpalają, jak to oni czynić potrafią. Znowu. Jak można?! Więc.
Ku chwale ojczyzny więc, obywatelu, weź ty się prędko przemodeluj. Na modłę marszałka Senatu, przemodeluj się, dajmy na to. Zrozum, obywatelu: “Budżet Unii to nasze pieniądze, podatników Polski i całej Europy. Rząd chce je zawetować, bo nie chce powiązania budżetu z przestrzeganiem prawa” – jak to oznajmił, przemawiając orędziem do narodu, marszałek Grodzki.
Ojej, ojej, rząd zamierza zrezygnować z pieniędzy, które Polakom należą się jak psu micha z zawartością zupy? Olaboga, co też cały ten nasz rząd wyprawia? Niedobry rząd, niedobry. Nie mógłby inaczej nasz rząd, przecież to proste jest, wystarczy być praworządnym, przestrzegać konstytucji, trójpodziału władzy, niezależności sądownictwa, poszanowania praw człowieka i godności ludzkiej. Co to mianowicie znaczy konkretnie? “Rozumieją to wszystkie kraje Unii Europejskiej poza dwoma, które lekceważą praworządność i reguły demokratyczne” – tłumaczy marszałek. Z pozoru tłumaczy jakby Polakom tłumaczył, zauważmy, a de facto tłumaczy, jak to samo tłumaczyłby jakiś anonimowy pastuch kozom jakimś anonimowym, na granicy stanów Utah z Montaną dajmy na to. Proszę? Że Utah nie graniczy z Montaną? Faktycznie. No to jak na granicy Idaho z Wyoming. Teraz lepiej? Zresztą nie chodzi o granice, tylko o pastucha i jego pokrętne wyjaśnienia. I o kozy.
“Jako senatorowie najjaśniejszej Rzeczypospolitej, oczekujemy poszanowania interesu narodowego i wycofania się ze sprzecznej z polską racją stanu groźby weta. Wzywam rządzących do opanowania, jeszcze nie jest za późno. Apeluję, wróćcie do przestrzegania praworządności” – wykrzyczał jeszcze Grodzki z wnętrza siebie, co mu tam teleprompterem do środka wzięli i wsadzili.
No dobrze. I co, marszałek przemówił orędziem do narodu, czy tam przemoworędziem, i Polska przetrwała? W samej rzeczy trudno w takie rzeczy wierzyć, niemniej i noc zaraz przeszła, i zorze poranne przeminęły, i słońce wstało, kolejny dzień nam zza chmur ofiarowując. Mało tego. W “Wiadomościach” programu pierwszego Polskiego Radia jedno marne słowo o przemoworędziu marszałka Grodzkiego nie padło. Ot, nie zauważyli nowości kiedy okno otwierali, wietrząc po kolegium redakcyjnym, i co im zrobisz? Co weźmy za przyczynek do stwierdzenia: wolne, kwamać, państwo, z wolnymi, kwamać, mediami. A bez kpiny: robią z nami tak zwani politycy co chcą, do tego tak, jak robić z nami uwielbiają, a my do pracy, zarabiać na ich pensje. Czego tu można nie rozumieć, wolny ty obywatelu wolnego państwa?
NIE MAMY PŁASZCZA
Widzę, że koniecznie trzeba, więc co konieczne, powtórzę. Tak dużo oddaję, a tak niewiele w zamian pragnę – w wolnym państwie żyć jako człowiek wolny. I współczesne państwo polskie przekonuje mnie, że tak właśnie jest: wolny kraj, wolni ludzie. Tak właśnie jest, wolny obywatelu, tak mówi mi moje wolne państwo, ku chwale ojczyzny obywatelu, mówi do mnie, pałkę teleskopową rozkładając, by na koniec spytać, o co w ogóle mi chodzi? O co chodzi mianowicie mnie, wolnemu obywatelowi wolnego państwa? Więc?
Mnie więc o to chodzi w pierwszym rzędzie, że moje państwo patrzy mi w oczy utrzymując, żem wolny i w wolnym kraju żyję, a w oczy moje patrząc – łże. Nie napiszę, że moje państwo łże jak pies, bo w przeciwieństwie do państwa psy to przyzwoite zwierzęta są, przyzwoitsze od wielu ludzi, którzy dziś każą nazywać siebie politykami. Żaden pies nie byłby zdolny i nie posunąłby się do takich łgarstw – państwo i owszem, kto państwu zabroni? Może obywatel?
Też coś. Się weź obywatelu urodź, tutaj masz pesel do łapy, się weź dorośnij, potem do roboty marsz, a ponad połowę miesięcznych zarobków oddawaj państwu chcesz czy nie. To taka “umowa społeczna”, na którą zgadzasz się, o zgodę nie pytany. Rodzaj gry. Do tego dwie reguły: umrzesz przed emeryturą, wygrywa państwo. Przetrwasz dłużej, coś tam ci państwo twoje kapać będzie. Za mało, by żyć, za dużo, by umrzeć. Nie, tak od razu nie umrzesz. Ale im szybciej to uczynisz, tym państwo więcej zaoszczędzi. Popieraj państwo czynem: skoro masz umrzeć jutro, umrzyj dziś (zainteresowanych parafrazą odsyłam do wujka Googla bądź do cioci Wikipedii bądź omawiam wszystko powyższe innymi słowami: nie, nie posiada państwo pańskiego płaszcza, i co pan nam, państwu, pan zrobisz?), Może dla nas wszystkich lepiej byłoby, żebyśmy się w końcu rozejrzeli dookoła dokładniej? Nie patrząc na to, co nam pokazują, a raczej wypatrując tego wszystkiego, co przed nami ukrywają skrzętnie, a co zwykle zwala się na nas dopiero, gdy już się zwaliło i nawet palcem w bucie kiwnąć wówczas trudno, bo i obuwie ze stóp zdarł nam podmuch katastrofy?
A propos ukrywania, tak dla przykładu: kto wie, że istnieją nad Wisłą kodyfikacje, normujące kwestie wynikłe z wewnętrznych sprzeczności stanowionego prawa? Dajmy na to kwestie sprzeczności między ustawą, a rozporządzeniem ministerialnym? Czy tam regulujące nieprecyzyjności zapisów między konstytucją, a ustawą? Nie w sensie unieważnienia i poprawy, lecz obejścia? Co gorsze, niechby nawet wspomniane sprzeczności były oczywiste, to też rozstrzygnie dopiero sąd. No jakże inaczej? A ty, wolny obywatelu wolnego państwa, usiądź sobie i swoje odczekaj. To w twoim interesie przecież, takie rozstrzygnięcie, powiada ci twoje własne, wolne państwo, czy tam powolne, i okiem przy tym nie mrugnie. Albo “naruszenie uprawnień”. Zarzut ów można przyszyć każdemu funkcjonariuszowi państwowemu. Czy tam pracownikowi spółki skarbu państwa. Albo można nie przyszywać… nie mamy pańskiego płaszcza, jakeśmy państwo, i co pan państwu wolnemu zrobisz, obywatelu ty wolny? Jak to potrafi ująć polski sąd: “Egzekucja komornicza została przeprowadzona prawidłowo, w stosunku do niewłaściwej osoby”.
TAKA GRA
Onegdaj, to jest za czasów pierwszej Solidarności, to jest w czasach, gdy za oknami naszych jaskiń przechadzały się jeszcze dinozaury, państwem policyjnym nazywano takie, w którym nauczyciel zarabiał mniej niż policjant. Niby to i owo od wtedy zmieniono, ale tylko dlatego zdaje się zmieniono tak wiele, by wszystko zostało po staremu. Dlatego dziś powinniśmy korzystać z nowocześniejszej i by tak rzec postępowszej wersji tamtego przekonania: po czym mianowicie rozpoznajemy jakość państwa na początku trzeciej dekady XXI wieku? Po tym mianowicie, czy w danym państwie łapówki wręcza się nauczycielom czy lekarzom. Jeśli ciągle lekarzom, to uciekajmy, uciekajmy. Jeśli z kolei politykom, to z żadną wersją nowoczesności do czynienia nie mamy, jeno ze starą wersją starego. Czy tam z liftingiem najstarszego. Tak czy owak w systemowe wręczanie łapówek nauczycielom nie uwierzę nigdy – właśnie tyle we mnie wiary w wolne państwo ludzi wolnych – niemniej nie omieszkam skorzystać z okazji by słów paru nie rzucić a propos edukacji.
“Jako osoba urodzona w latach 90. miałam możliwość dorastać przy komputerze i wykształcić cyfrowe kompetencje, dzięki którym czerwona lampka zapala mi się, gdy czuję, że mam do czynienia ze zmanipulowaną informacją” – pisze niejaka Maja Heban. “Na szczęście”, pisze. To już nawet nie “dziennikarka Onetu” jest, a po prostu “Trans aktywistka”. Cytuję: “Od dwóch dni nie cichną głosy oburzenia zaproszeniem Edyty Górniak do rozmowy o koronawirusie w “Gościu Wydarzeń” na antenie Polsatu. Jako przeciwniczka użyczania platformy kłamcom czy ignorantom, nie będę cytować piosenkarki ani obalać jej argumentów”. A dalej: “Dlaczego to do widzów, którzy często nie mają odpowiednich narzędzi, ma należeć weryfikacja rzetelności informacji?”.
A ja zaraz na to: albo wyłączajmy Heban, albo uciekajmy przed “odpowiednimi narzędziami”, które w łapy chwyta. Krzyk przyda się w obu wypadkach, bo jak powtarzam, ostrzegać bliźnich przed szaleńcami i ich szaleństwem, to u przyzwoitych ludzi powinność. By tak rzec: niezły cyngiel, swoją droga, z całej tej Heban Mai. Oto Przemysław Czarnek, nasz minister od narodowej edukacji, wyjaśnia: “Kiedy mówię o wolności nauki, mówię o wolności dla wszystkich. Zarówno dla tych co prezentują pogląd lewicowo-liberalny, jak i ten konserwatywny. Krytykują to ci, którzy chcieliby wprowadzić totalitaryzm poglądu lewicowo-liberalnego. Wolność jest dla wszystkich od lewa do prawa”. Inna rzecz, że wolność oferowana łgarzom nie może skończyć się dobrze dla oferenta, ale ten trop to już przy innej okazji. Tu przytoczyłem słowa ministra, by wskazać metodologię lewackiej odpowiedzi, bo oto wspomniana Heban takim oto tekstem na słowa ministra reaguje: “Wolność ideologii, nie nauki. Jeśli nauka mówi, że homoseksualność jest normalna, to znaczy że jest normalna, a nie że istnieje alternatywa, konserwatywno-katolicka “nauka”, w której świecie normalne jest tylko to co w Biblii. Myli pan minister pojęcia. Proszę usiąść, pała”. No nie mogłem się powstrzymać: “Nauka mówi też, że ludzka ontogeneza zaczyna się od poczęcia. Ale jest nauka przyswajalna i nieprzyswajalna, co nie? Proszę nie wstawać, pała na szynach, jutro z rodzicami”.
PUSZCZANIE WIATRÓW
I co, i co? I nic, daleko nie uciekliśmy. W każdym razie nie za daleko, bo oto zza węgła zaatakował marszałek Grodzki, dzięki przyrodzonym walorom (oraz telewizji) na całą Polskę odważnie puszczając wiatry, zaś jedynym sposobem na marszałka, naszego pana, okazało się to samo, co na wyżej wspomnianą Heban: uciekać, głośno krzycząc. Bądź prąd wyłączyć i dopiero wtedy krzyczeć, uciekając. Mówię przez to również, że wolność do niesłuchania ideą wspaniałą jest, ale nie wtedy, gdy to właśnie ci nie słuchani meblują nam łepetyny, portfele i stroją kodeksy, “robiąc” prawo niemal tak samo zręcznie, jak niegdysiejsi specjaliści z któregoś tam departamentu MSW, czy tam z WSI, “robili” Polakom samobójstwa.
Liwia Łażewska: “Po przemówienie Grodzkiego czułam się jakby ktoś mi napluł w twarz i powiedział że Polski już nie ma!”. A jest, proszę pani? Na pewno jest? Trzy dekady przekonywano Polki i Polaków, że przed osuszeniem bagna i rekultywacją terenu, przepraszam za wulgaryzm: obsranego terenu, o ewentualną metodę rekultywacji wraz z pozwoleniem na osuszanie wypada zwracać się do byle ropuchy czy innego robala cuchnącego nikczemną przeszłością. Że na tym polega przyzwoitość, by dać draniom i zdrajcom prawo współtworzenia wolnej wspólnoty wolnych ludzi. Że chrześcijaństwo, że miłosierdzie, i że w ogóle. Diabeł aż łapska zacierał. Zauważył kto, że o wartości chrześcijańskie najbardziej zatroskani wydają się ci, którym do chrześcijaństwa najdalej?
Uwierzyliśmy we wszystkie tamte brednie, a teraz uwierzyć nie potrafimy, że w bagnisku aż ponad szczyty antenek w beretach tkwimy, i że już nijak wyleźć się z tego bagna nie daje? Że wszystko upada w upadającym państwie? Biskup diecezjalny drohiczyński, od 2014 biskup senior diecezji drohiczyńskiej, Antoni Dydycz, w roku 2012: “Gdzie się dotkniemy to zaraz smród. I sądownictwo, i prokuratura, i oświata, i służba zdrowia, administracja. Nie można patrzeć beztrosko na to, co się dzieje”.
Osiem lat później słowa powyższe to już banały, których trudno słuchać i tym bardziej nie przestaje zadziwiać, że jako członkowie wspólnoty zdajemy się widzieć uwiąd państwa, lecz związków przyczynowo-skutkowych z próbą budowania tegoż państwa na bagnach nieprzyzwoitości, wciąż jakoś dostrzec nie potrafimy. Te zaś wydają się tak oczywiste: żeby chlew zamienić w cokolwiek, od usunięcia świń należy zacząć co najmniej. Czy po 1989 roku zrobiliśmy to, co konieczne? Wolne żarty. Wobec tego dziś otrzymujemy dziś to wszystko, co oczywiste. Wspólnotę zabijają konsekwencje odłożone w czasie. Albowiem natury nie oszukamy, aksjologia zaś zawsze upomni się o swoje.
Tyle wiemy. To zaś, co z tą wiedzą czynimy, to już rzecz odmienna.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl