Rozmowa z Autorem muralu przy Torze Wyścigów Konnych w Warszawie
Skąd pomysł na mural o treści pro-life?
– Temat aborcji było gorący już od jakiegoś czasu, były projekty obywatelskie, różne akcje o charakterze pro-life. Zawsze chciałem wyrazić swoje poparcie dla życia i sprzeciw wobec zabijania bezbronnych istot ludzkich.
I w końcu przyszedł odpowiedni moment…
– Gdy zaczęły się tzw. czarne strajki, to nawet powiesiłem w oknie plakat z napisem pro-life dla przeciwwagi dla pojawiających się tak często piorunów. To był taki skromny początek. A później przyszedł pomysł, by przerobić tę stylistykę i hasło „piekło kobiet” na „piekło dzieci”. Po to, aby spojrzeć na tę sprawę z drugiej strony. Bo ludzie koncentrują się na tym, czy kobiecie jest ciężko, czy przechodzi traumę a zupełnie nie interesują się drugą, odrębną istotą, czyli dzieckiem w łonie matki. Wykorzystując symbolikę proponowaną przez zwolenników zabijania, postanowiłem pokazać prawdę. Czyli czerwony piorun uderzający w dziecko symbolizujący to, czego doświadczają dzieci podczas aborcji.
Twoje „dzieło” szybko zostało dostrzeżone…
– Miałem taką nadzieję, ponieważ jest to bardzo ruchliwa ulica i dobrze widoczne miejsce. Szczególnie w godzinach szczytu setki samochodów stoją tam w korku. Zarówno forma jak i treść są bardzo mocne, dlatego liczyłem na to, że nikt go nie przeoczy. Natychmiast też spotkaliśmy się z atakami. Wraz z przyjaciółmi malowaliśmy mur późnym wieczorem a rano o godz. 10.00 mural już był zniszczony – piorun został przerobiony na krzyż. Oczywiście naprawiłem to najszybciej jak mogłem. W ciągu tygodnia był atakowany 5 lub 6 razy – czasem było to mniejsze, czasem większe zniszczenia, łącznie z całkowitym przemalowaniem. Za tymi zniszczeniami stała m.in. grupa 161 crew – czyli propagandowa bojówka Antify (czym pochwalili się na facebooku). Ale było także po mojej stronie wiele zaangażowanie osób, których nawet nie znałem a które same odnawiały mural. Jak się okazało byli to kibice Legii. Jestem im za to bardzo wdzięczny.
A czym jest dla Ciebie aborcja?
– To zabójstwo istoty ludzkiej we wstępnej fazie rozwoju. Dla mnie jest oczywiste, że od poczęcia mamy do czynienia z istotą ludzką, jest to biologiczny fakt. Jest to unikatowa osoba ludzka o swoim własnym kodzie DNA i przyrodzonej godności ludzkiej. Moje przekonania opierają się na wiedzy naukowej oraz na empatii do małego człowieka. Tu nawet nie chodzi o przekonania religijne. Jestem katolikiem, ale nawet gdyby Kościół dopuszczał aborcję, ja nie zmienił bym swojego zdania w tej kwestii.
Jakie przemyślenia towarzyszyły Ci podczas trwających tzw. czarnych marszy?
– Byłem przede wszystkim zszokowany, zarówno skalą, jaką te protesty przybrały i treścią jaką niosły. Nie były to protesty prowadzące do jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji, ale po pierwsze: obserwowaliśmy bardzo wulgarne, barbarzyńskie zachowania na ulicy. A po drugie, bardzo szybko okazało się, że nie są to działania połączone ze sprawą aborcji, ale przede wszystkim protesty polityczne, antyrządowe.
Mimo orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 22. października, wciąż w Polsce dokonuje się aborcji eugenicznych… Orzeczenie wciąż nie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw…
– Jestem tym zawiedziony. Tym bardziej, że nie jest to wprowadzanie nowego prawa. Jest to rewizja i próba egzekwowania podstawowego prawa, jakim jest Konstytucja RP. Nie powinno być to polem jakiejkolwiek gry politycznej. Orzeczenie powinno zostać jak najszybciej opublikowane.
Czy sam masz jakieś doświadczenie relacji z dziećmi niepełnosprawnymi?
– Spotykam osoby niepełnosprawne, dzieci chore, m.in. u znajomych dwóch synów z zespołem Downa. Oni są przykładem tego, jak bardzo osoby, które dla nas, patrzących z boku, mogą wydawać się chore, ułomne, mogą być szczęśliwe. Nikt nie ma prawa decydować za nich, odbierać im prawa do tego szczęścia, odbierając im prawo do życia, stwierdzając, że nie warto, żeby żyli, bo nie będą szczęśliwi. Oczywiście, jest to wyzwanie i poświęcenie rodziców, ale ten większy trud i troska, nie daje nikomu prawa do zabicia drugiej osoby. Sam oczekuję narodzin dziecka. Nie wyobrażam sobie, bym mógł zadecydować o uśmierceniu tego maleństwa, nawet gdyby było chore. Przecież to moje dziecko!
Masz jakieś plany na kontynuację działań pro-life przez przekaz graficzny?
– Tak, gdyż jest to forma przekazu, która dociera do ludzi. Takie akcje są bardzo potrzebne, wpływają na mentalność społeczeństwa. Ważne jest, byśmy pokazali, że ludzi przeciwnych zabijaniu dzieci jest więcej. Tylko my nie wieszamy w oknach plakatów jak tamci pioruny. Myślę właśnie o takiej akcji, rozdawania plakatów pro-life, aby ludzie zaczęli wieszać je w oknach, manifestując w ten sposób swoje przekonania.
Rozmawiała Monika M. Zając
Fundacja Życie i Rodzina