Z testów ponoć wynika, że połowa Kanadyjczyków to półanalfabeci. Może to zbyt brutalne określenie, ale prawdopodobnie nie jest dalekie od prawdy; wiemy o tym patrząc na nasz system szkolny, który wiedzy ogólnej daje bardzo mało.
Według ankieterów wyniki, wspomnianych testów są słabe, bo pracując na stanowiskach nie związanych z koniecznością używania języka zapominamy umiejętności czytania ze zrozumieniem i pisania nawet podań.
Problem chyba jest jednak głębszy, bo nawet u ludzi wprost po szkole generalne rozeznanie w świecie jest nikłe, a do tego dochodzi właśnie niska sprawność w matematyce czy języku.
Dzieje się tak dlatego, że od początku lat siedemdziesiątych zreformowano oświatę w kierunku bezstresowym, i zrezygnowano z wymagania świadectwa przy przechodzeniu z klasy do klasy; generalnie przestano uczyć rzeczy które, dawniej należały do kanonu, uznając, że zbytnio obciążają młody umysł
Dzisiaj ten brak rozeznania w świecie i ogólnego ogarnięcia uniemożliwia konkurowanie z Azjatami, którzy uczą swe dzieci dzień i noc.
Uniemożliwia też bystre nabywanie nowych kwalifikacji i w poważnym stopniu ciągnie gospodarkę „do dołu”.
Boć przecież siłą każdej gospodarki są przede wszystkim wykwalifikowani, światli, obowiązkowi, punktualni, twórczy ludzie. Takich w Kanadzie jest coraz mniej. Coraz trudniej rozmawiać tu o świecie, bo poza sportem, kobietami i aktualnymi tematami z medialnego radiowęzła, wiedza ogranicza się do przygód na Karaibach czy w Meksyku.
Sytuację pogarsza jeszcze polityczna poprawność, która w bardzo wielu przypadkach obniża poprzeczkę po to, żeby wepchnąć członków grup faworyzowanych.
Zamiast wyrównywać szanse; motywować, oferować szeroką ręką stypendia i pomoc w kształceniu, państwo po prostu obniża standardy oferując punkty za pochodzenie.
Paradoksalnie „ludzie wschodu” czyli my, ze względu na propagandowe bloku wschodniego potrzeby byliśmy bardziej oczytani. Nie twierdzę, że w dobrym kierunku, ale te wszystkie zrywy robotnicze nie byłyby przecież możliwe gdyby robotnicy nie wierzyli w zapewnienia „Trybuny Ludu” o pierwszorzędnym znaczeniu klasy robotniczej. Ze względu na potrzeby ideologii miliony wydobyto z analfabetyzmu i nauczono czytania gazet. Wpojono znajomość geografii, i ciekawość świata przygotowując do czołgowej turystyki oraz uczono czerwonej historii, bez której propaganda komunistyczna nie mogła by się ukorzenić.
I tak paradoksalnie polski technik dowiadywał się o świecie o wiele więcej niż technik tutejszy, autochtoniczny.
Te wszystkie kanadyjskie polit-poprawne fanaberie i tak wyrówna azjatycki walec umotywowanych, wykształconych i nienasyconych wciąż ludzi, więc być może właśnie tak muszą obumierać imperia.
W każdym razie życie wśród półanalfabetów do przyjemnych nie należy dlatego – Drodzy Państwo – szerzmy wiedzę dookoła siebie!
Andrzej Kumor