Zanim nadejdzie ostra zima. Zanim nadejdzie vortex. Kiedyś nie było żadnych vortexów, po prostu była zima. Mogła być ciężka, ostra, śnieżna, łagodna. Każdy, kto trochę przeżył o tym wiem. Całkiem niedawno po Sylwestrze, wtedy kiedy jeszcze były bale sylwestrowe, zrobiło się tak zimno, że samochody nie mogły zastartować. Bawiliśmy się wtedy na sto dwa, na takim balu sylwestrowym w gminie 1-szej Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie przy 71 Judson. A po zabawie gdzieś tak o między 1:00 A 2:00 a.m. po północy, już w Nowy Rok, połowa samochodów nie mogła zastartować, bo zrobiło się tak mroźnie i dodatkowo wietrznie. Zjawił się wtedy anioł (nikt go specjalnie przedtem nie lubił), który nie tylko miał kable, ale wszystkim pomagał dać boost, czyli Iskrę, żeby mogli zastartować i pojechać do domu. Mnie też pomógł – choć był to raczej mój ukryty wróg. Odwiozłam cały samochód uczestników szalonej i wspaniałej zabawy do metra. Zajechałam do domu. Postawiłam auto w garażu i już więcej nie ruszyło. Musiałam zmienić baterię.
Więc zanim nadejdzie ten zapowiadany vortex, czyli ostra zima, którą nas wszyscy straszą od jakiegoś czasu, wypominając łagodny listopad, grudzień i styczeń powiem wam, jak załadować nasze własne baterie, aby do wiosny przetrwać – a zostały jedynie trzy miesiące.
Jak zapewne wielu pamięta, w każdym polskim domu była beczka z kiszoną kapustą. Kiszenie kapusty, to był cały rytuał. Najpierw beczkę się parzyło, potem kupowało cetnar główek kapusty, potem pożyczało szatkownicę na korbkę. Potem jeden kręcił korbką i szatkował kapustę, inny ją zasalał i wsypywał trochę kminku, a jeszcze inny szorował nogi do udeptywania kapusty. Wszyscy chcieli deptać, ale ta ważna funkcja ścisłego udeptywania kapusty w beczce przypadała najcięższemu w rodzinie. Niestety nigdy się nie załapałam. A teraz jak wagę mam odpowiednią to nikt tak kapusty w domu już nie kisi.
Taka kiszona kapusta była źródłem witamin i często ratowała przed głodem. A kwaska leczyła wszystko.
Ostatnio kiszonki wszelkiego rodzaju stały się bardzo modne wśród młodzieży ogólnej (nie tylko polonijnej) i całkiem dobrą kapustę można ukisić prostym domowym sposobem.
Więc tak: szatkujemy kapustę i szczelnie ubijamy w słoiku, lekko przesypując solą kamienną (lepiej gruboziarnistą). Kapusta powinna być twardo zbita (najlepiej żeby puściła sok), ale jak nie puści to można zalać ją lekko osoloną wodę. Najważniejsze, żeby do kapusty nie dostawało się powietrze, więc trzeba jakoś sprytnie słoik obciążyć. Ja mam takie szklaneczki (do niczego), ale do zatykania ujścia słoika nadają się jak ulał. Więc napełniam taką szklaneczkę wodą i stawiam do słoika, dół przykryty, a szklanka nie wpada, bo jest akurat takiego stożkowatego kształtu, że się zatyka. Po kilku dniach kapusta jest gotowa.
Tym sposobem można kisić wszystkie inne warzywa, a do kapusty dodawać co się chce: na przykład czosnek, marchew, seler, paprykę. Ja w tym roku kiszę z suszonym tymiankiem, liśćmi chrzanu, czosnkiem i pokrojoną marchewką.
Taka kiszonka może stać długo, tylko należy pamiętać o tym, żeby była przykryta wodą, która zamieni się w kwaskę. A ta kwaska to same zdrowości. Zapewne i na covid pomaga, a na pewno na nic nie zaszkodzi. A jak sobie takiej zdrowej kiszonej kapusty dobrze podjecie, to jeśli ten vortex nawet przyjdzie, to i tak do wiosny, ze zdrową kiszoną kapustką domowej roboty, będzie na skróty.
MichalinkaToronto@gmail.com