Więc tak. Więc na naszych oczach sen o postępie i nowoczesności zmienia się w koszmar z Elm Street. Władza oskórowała rzeczywistość i zawłaszczyła dla siebie prawdę, a teraz robi z nią, co chce.

Świat krwawi, a my w starciu z władzą, konfrontowani z pomysłami władzy, nie mamy szans. Dajmy na to nad Wisłą lepiej niż sobą, jest być psem i leczyć się u weterynarza. Tak mówią. Czy rybką akwariową lepiej być. Niekoniecznie złotą, powiedzmy gupikiem pawie oczko. Ewentualnie innym szczurem szemranym. Lepiej, ponieważ za zwierzęciem ludzie postępowi ujmą się dziś prędzej niż za schorowaną staruszką. Czy tam za staruszkiem. Ludzie i ekolodzy rzecz jasna, boć w świecie opętanym nowoczesnością tych drugich akurat wzeszło, zdaje się, najwięcej.

I albo nadwiślańscy seniorzy to zrozumieją, intensyfikując indywidualne akty rozpoznawania rzeczywistości decydujące o wyborczych rozstrzygnięciach, albo nauczy ich tego sama rzeczywistość. A jeśli rzeczywistość nauczyć ich nie zdąży, weźmy kolejki rodem z PRL-u, umożliwiające zapisanie się “na wyszczepienie”, to nauczy ich Narodowy Program Eutanazji Czy jak tam tę akcję zdecyduje się nazywać nasz pan premier. Czy tam premier, nasz pan. Tyle, że wtedy na bunt będzie za późno.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

 

ZAPYTYWACZE

Wszelako żeby wiedzieć, jak naprawdę źle wygląda stan rodzimego systemu ochrony zdrowia, dyrektorom szpitali covidowych należałoby raz w tygodniu zadawać cztery pytania. Zadawać wciąż i wciąż. Nieustannie. I znowu.

Pytanie pierwsze: jaką mają średnią dobową, jeśli chodzi o pacjentów z potwierdzonym Covid-19. Pytanie drugie: ilu pacjentów, średnio na dobę, podłączonych jest do respiratorów. Trzecie: ilu zatrudniają, bądź ilu mają “na stanie”, anestezjologów. I czwarte: ilu pacjentów przypada średnio na jedną pracującą w szpitalu pielęgniarkę. Odpowiedzi pokazałyby bez mydlenia oczu, że przebywamy w czarnej d… no dobrze, nazwijmy eufemistycznie to, w czym przebywamy, czarną dziurą, czy tam czarną jamą, i uzupełnijmy, że czym by to nie było i jakby tego nie nazywać, najwyraźniej zaczęliśmy się w tym czymś urządzać na stałe.

Inny zastaw pytań, również cotygodniowy, dedykowałbym apologetom Narodowego Funduszu Zdrowa. Pierwsze dotyczyłoby liczby ogólnej szpitalnych łóżek zadekretowanych jako covidowe (naturalnie z wyłączeniem szpitali tymczasowych), a drugie liczby łóżek niecovidowych. Przy czym oba pytania należałoby zacząć od ustalenia, iloma łóżkami szpitalnymi dysponowaliśmy, jako państwo, w roku 2019 i wcześniej.

 

MYŚLOWCY

Oczywiście ocena jakości systemu ochrony zdrowia nie uczyni kompletnym obrazu degrengolady państwa w obszarze strategicznym z perspektywy interesów wspólnoty. Równie istotnym czynnikiem byłaby ocena jakości procesów myślowych, zachodzących u naszych umiłowanych decydentów. We władzy naszej kochanej bardzo ludowej. Otóż powiedzieć, że miedzy ujściem Świny a szczytem Rozsypańca również z tym kiepsko, to w zasadzie nic nie powiedzieć.

Żeby nie było, że coś wymyślam, spójrzmy, co wymyślili decydenci nasi kochani. Otóż co jak co, ale o autorach rozwiązań pod tytułem “Obser-Co” powiedzieć można wiele, ale na pewno nie to, że są “do dobra pochopni”. Ot, uprawiają swoje fikołki statystyczne, a nam zostaje patrzeć. Patrzeć i płacić. I płakać.

Konkretnie: ponieważ około jednej czwartej przypadków zakażenia Sars-Cov-2 skutkuje łagodnym przechorowaniem Covid-19, ocena sytuacji epidemiologicznej w oparciu o ilość hospitalizacji i zachorowań nie odzwierciedla stanu rozpowszechnienia wirusa w populacji. Tak przynajmniej uznała Agencja Badań Medycznych. W oparciu o tę diagnozę, na zlecenie ministerstwa zdrowia, zaplanowano “Ogólnopolskie Badanie Sero-epidemiologiczne” (kryptonim “Obser-co”), mające umożliwić, między innymi, oszacowanie rzeczywistego poziomu zakażeń Sars-CoV-2 w Polsce, a także: “Monitoring zmienności oraz ewolucji wirusa SARS-CoV-2 w Polsce”.

 

ROZMASZYŚCI

Jak się dowiadujemy: “Mutacje w genach wirusa SARS-CoV-2 mogą wpływać na zwiększenie zakaźności oraz zdolności wywoływania choroby przez wirusa, jak również na jego niższą podatność na przeciwciała ozdrowieńców oraz przeciwciała indukowane w procesie szczepienia”. Mało tego, ponieważ: “Mutacje mogą utrudniać prawidłową diagnostykę SARS-CoV-2 dostępnymi narzędziami diagnostycznymi (RT-PCR, testy antygenowe), które powinny być aktualizowane, tak by rozpoznawać najnowsze warianty genetyczne wirusa”.

Wspomniane szacowanie, realizowane we współpracy z Małopolskim Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, miałoby pomóc epidemiologom “lepiej prognozować przebieg epidemii”. Nie żartuję. Nic a nic. Nie do śmiechu mi. Nie ma żartów w państwie, w którym ocena rzeczywistej skali zakażenia koronawirusem odbędzie się, uwaga, w marcu 2021 roku, w lipcu 2021 roku oraz na przełomie lat 2021/2022. To jest dwa lata po pierwszych zachorowaniach i, tak sądzę w tej chwili, po przeszło trzydziestu pięciu tysiącach zgonów (35.000), oraz – to również należy dodać – po dziesiątkach tysięcy zmarłych w wyniku “odcięcia” Polek i Polaków od nie-covidowego systemu ochrony zdrowia. Rząd wraz z epidemiologami postanowiły wreszcie “lepiej kontrolować przebieg epidemii” oraz precyzyjniej “podejmować decyzje o ewentualnych obostrzeniach i ich luzowaniu”. Co za rozmach.

 

ZANIEPOKOJENI

Groza plus trwoga w jednym. I równie przerażający zakres: w marcu i lipcu po 11850 osób ze wszystkich województw i grup wiekowych, a w trzeciej turze, na przełomie roku, dodatkowo 6300 osób powyżej 60 roku życia. Zresztą mniejsza o zakres, boć próba, statystycznie rzecz ujmując, wydaje się dostatecznie duża, by poziom rozpowszechnienia wirusa w populacji oddać właściwie. Niemniej szacowanie tegoż poziomu oraz opracowywanie wyników badań dwa lata po koronawirusowym rozdaniu kart, zakrawa na baśń z mchu i paproci. Czy lepiej: na opowiastkę o Babie Jadze, niestety ze złym zakończeniem.

Notabene, Jasie i Małgosie od roku nie czują się już dobrze, a Światowa Organizacja Zdrowia nadal przyznaje w swych komunikatach, że nawet jeśli wiemy już, że przeciwciała po przechorowaniu COVID-19 utrzymują się co najmniej pięć miesięcy, to skuteczność szczepionek w kontekście przenoszenia koronawirusa przez osoby zaszczepione pozostaje problematyczna, ponieważ mimo nabytej odporności, niektóre osoby nadal: “Gromadzą w gardle i nosie wysokie miana wirusa”. Co po przechorowaniu Covid-19 i braku objawów, czyni ich nieświadomymi roznosicielami zakażenia. To odkrycie sugeruje, że tak czy owak większość populacji: “Będzie musiała uzyskać odporność naturalnie lub za pomocą szczepień, aby w pełni znieść ograniczenia w naszym życiu” (Simon Clarke, specjalista mikrobiologii komórkowej na Uniwersytecie w Reading).

 

STATYSTYCZNI

Według Rejestru Stanu Cywilnego i danych udostępnionych przez Ministerstwo Cyfryzacji, w roku 2020 zmarło w Polsce ponad 485 tys. osób. Rok wcześniej pani statystyka odnotowała 409 tys. zgonów. Skoro oficjalne wiemy, że z powodu koronawirusa życie straciło ponad 35 tys. osób, resztę można policzyć sobie samemu. Tak tragicznego roku pod względem śmiertelności Polaków, nie mieliśmy od 1946 roku, kiedy odnotowano 242 tys. przypadków śmiertelnych.

Ktoś wie, że nadwiślańska branża funeralna robi co może, by zakontraktować odpowiedni zasób trumien, umożliwiający jej ciągłą pracę, a nie magazynowanie zwłok z konieczności? Wróćmy do liczb: przed pandemią średni wskaźnik śmiertelności kształtował się w Polsce na poziomie około tysiąca zgonów dziennie, co oznaczało siedem, osiem tysięcy pogrzebów tygodniowo. W dwóch ostatnich miesiącach roku 2020 wzrosła dwukrotnie. Dla przykładu: w okresie od 2. do 8. listopada zmarło 16.249 osób. “Najgorszy czas mieliśmy w listopadzie i grudniu, kiedy to służba zdrowia prawie całkowicie zamknęła się na inne choroby niż COVID-19, ludzie z bojaźni unikali wizyt u lekarza, a ci którzy mieli problemy ze zdrowiem, nie mogli się dostać do szpitala” – powiedział portalowi onet.pl przedsiębiorca z branży. Trumien brakuje, ponieważ u nas: “Większych zapasów nikt nigdy nie robił, a producenci zaopatrują przede wszystkim rynki zagraniczne” – dodał.

 

FAŁSZERZE

Teraz weźmy temat za rogi od strony ogona. Czy tam od strony grzbietu. I zauważmy, że niektórzy z tak zwanych polityków gardzą tak zwanym elektoratem w stopniu niewyobrażalnym, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę, że ich powodzenie, w tym również byt ich bliskich, zależy od nastawienia wyborców – nie tyle do nich, co do ich wizerunku. Stąd tak o swoje wizerunki dbają, a ich kreacje zajmują im nieporównywalnie więcej czasu, niż trwa związek wykreowanego z rzeczywistością by tak rzec: w czasie realnym. Kiedyś mówiło się, że polityka to teatr, ale dziś to, co wyprawiają tak zwani politycy, bardziej przypomina film akcji zmontowany z dopalaczem, to jest z dodatkowo podkręconym tempem i zwielokrotnioną ilością efektów specjalnych.

W efekcie pseudo polityk przestaje również jak polityk myśleć, zmieniając się w produkt rynkowy. Wynik kreacji specjalistów, uczących go i zarządzających jego umiejętnościami. Czy trzeba kogokolwiek przekonywać, że rozmaitego autoramentu macherzy od socjotechnik znają wiele ciekawych sztuczek manipulacyjnych? Aż po te umożliwiające kontrolę informacji, a więc mediów, zaś poprzez nie także kontrolę ludzkiej świadomości i kształtowanie ludzkiego obrazu świata? Ubieranie strategii fałszu w kostium praworządności dajmy na to, czy tam w prawa kobiet, czy w ideę wolności słowa, etc., to wszak jedynie kostiumy, mające oszukać przeciwnika. A kto jest przeciwnikiem tak zwanych polityków i ich teatralnych realizacji? Przeciwnikiem rządzących?

 

TRESERZY

Zostawmy pytania samym sobie, kroczmy dalej i spójrzmy tutaj: okoliczność, że sąsiadkę i sąsiada daje się oszukać w każdej chwili, pojmujemy instynktownie. Trudniej dociera do nas zasada wzajemności, a z nią zrozumienie, że w tę samą grę można również grać bezwiednie, to jest z odwrócony wektorem że tak powiem, czyli gdy sąsiadka i sąsiad oszukują nas, a my wciąż uśmiechamy się do nich głupkowato, nie ogarniając, że napychają nas w tak zwane bolo.

Wszystko powyższe to wiedza na poziomie Jasia. I nie z klasy pierwszej nawet, lecz z grupy przedszkolnej młodszej, i nie chodzi o to. Rzecz w tym, że na poziomie dwie czy trzy klasy wyższym – waham się nazwać ów poziom uniwersyteckim, boć natychmiast twarze rozmaitej maści absolwentów Uniwersytetu Warszawskiego stają mi przed oczyma, a to boli jak zapalenie miazgi trzonowca, czy tam jak inny suchy zębodół – na wyższym powtarzam poziomie, znajdziemy wszelako wiedzę uniwersytecką, którą w najkrótszym brzmieniu dawałoby się ująć stwierdzeniem, iż za pomocą najbardziej prymitywnych łgarstw można oszukać dowolnie liczną grupę osób, a trzeba do tego zaledwie paru zdolnych treserów oraz telewizji o odpowiednim zasięgu. Plus konsekwencji w zakłamywaniu rzeczywistości.

Czyli, że co? Że to prawda z tą czarną dziurą? Że w istocie zaczynamy się w niej urządzać? Że nie zdajemy sobie sprawy gdzie jesteśmy i co dookoła tak cuchnie?

 

KOŃCOWI

No dobrze. Ale co z tego, że z własnej woli wpadamy głębiej tam, gdzie wpadliśmy? Czy też co z tego, że ci i owi wpychają nas – wpierw zniewoliwszy medialnie – tam, gdzie ciemno i dość brzydko pachnie? Innymi słowami, jakie wnioski praktyczne możemy z powyższych konstatacji wyprowadzić, powiedzmy: na światło dnia?

Osobiście wyprowadzam z powyższego takie wnioski mianowicie, że niedługo zamienimy się (nie żeby zaraz i każdy, tylko że większość) w kapusiów, donoszących władzy na swoich bliskich, przyjaciół i znajomych. Że minie czasu mało wiele, a informacje przekazywane przez nas państwu dobrowolnie, niepostrzeżenie uznamy za obowiązek, zaś o jego uzasadnienie nawet nie spróbujemy się upominać. Że jeszcze odrobinę dni i nocy upłynie, a pozwolimy kontrolować nasze emocje, działania, umysły i ciała, w stopniu umożliwiającym naszym nadzorcom kierowanie nas (nas: mas), w stronę pożądaną przez władzę. A niechby i w stronę masarni. No kto to widział, żeby stado włóczyło się bez nadzoru gdzie chce? Wiadomo, że nie obejdzie się bez wskazania jedynie słusznego kierunku. Toć każdemu stadu trzeba mówić jak głośno i w jakiej tonacji wolno mu beczeć. Czy tam muczeć. A co dopiero, gdyby miało przechadzać się gdzie bądź?

Czyli, że przed nami koniec wolności, koniec radości, koniec podróżowania i poznawania świata w sposób odpowiadający nam, a nie organizatorom letniego wypoczynku. Czy tam zimowego. Przed nami także koniec niezależnej myśli, niezależnego intelektu, wolnego rynku, a na samym końcu – również koniec rozsądku i człowieczeństwa.

 

DOŚWIADCZENI

Skoro jednakowoż mowa o końcu, na koniec pozwolę sobie na jeszcze parę zdań w sprawie działań BigTech podjętych wobec Donalda Trumpa. Arkadiusz Jakubczyk, myslkonserwatywna.pl: “Zwolennicy Trumpa są dziś oczerniani przez te same media, które klękały przed wojownikami BLM-u. Wojownikami, którzy spędzili całe lato na zamieszkach, grabieżach, paleniu i rabowaniu Minneapolis, Milwaukee, Portland, Kenosha, Louisville i wielu innych amerykańskich miast. Ale Trump nie zrobił nic. Dlatego żal jego partyzantów powinien być skierowany w szczególności do niego. Tak kończy się nieszczęsna polityka ustępstw i tchórzostwa. Trzeba było kraj pacyfikować już w maju 2020”. Prawda, że prawda?

I w kontrze do powyższego: ajatollah Ali Chamenei, najwyższy przywódca Iranu, zakazał rządowi irańskiemu importowania szczepionek przeciwko COVID-19 z USA oraz Wielkiej Brytanii. Zakaz dotyczy preparatów Pfizer-BioNTech, Moderny oraz AstraZeneca-Oxford. “Absolutnie nie możemy im ufać. Niewykluczone, że chcą zakazić inne narody. Biorąc pod uwagę nasze doświadczenia z francuską krwią zakażoną wirusem HIV, francuskie szczepionki również nie są godne zaufania” – napisał Chamenei na Twitterze, na co Twitter wpis zablokował i wyjaśnił: “Właściciel konta musi usunąć tweeta naruszającego zasady dotyczące dezinformacji na temat koronawirusa”. Nie ma jak wolność słowa.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl