Grupa naukowców łączy siły przeciwko cancel culture (kulturze unieważniania). Według nich powstaje presja konformizmu”, która coraz częściej prowadzi do “tłumienia debat naukowych w zarodku”. Wykładowcy m.in. z Berlina, byli prześladowani przez studentów, oskarżających ich o rasizm i seksizm.

Zdaniem naukowców “lewicowy mainstream zadomowił się na uniwersytetach” a “ludzie ulegają presji po części ze względu na poprawność polityczną”.

Politolog i socjolog Ulrike Ackermann jest dyrektorem Instytutu Badań nad Wolnością Johna Stuarta Milla w Bad Homburgu. Niedawno opublikowała książkę “Cisza środka. Sposoby wyjścia z pułapki polaryzacyjnej”. Ackermann należy do inicjatorów powstania “Netzwerk Wissenschaftsfreiheit” (“Sieci na rzecz wolności naukowej”), w której 70 naukowców z krajów niemieckojęzycznych łączy siły w przeciwko cancel culture (kulturze unieważniania), aby zwrócić uwagę na “konstytucyjnie zagwarantowaną wolność” nauki. Według uczonych powstaje “presja konformizmu”, która coraz częściej prowadzi do “tłumienia debat naukowych w zarodku”. Naukowcy opowiadają się za “kulturą debaty charakteryzującą się rzeczowymi argumentami i wzajemnym szacunkiem”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W wywiadzie udzielonym “Neue Zuercher Zeitung” Ackermann wspomina o przykładach naukowców z Uniwersytetu Humboldta w Berlinie. Politolog Herfried Muenkler i historyk Joerg Baberowski byli tam narażeni na gwałtowne ataki ze strony studentów. Grupy “zakłócały ich wykłady i wywierały na nich niesamowitą presję (…) atakujący uznali Muenklera za seksistę i rzekomego militarystę. Baberowski został oskarżony o rasizm, ponieważ skrytykował politykę uchodźczą rządu i chciał stworzyć interdyscyplinarne centrum porównawczych doświadczeń dyktatorskich. Na Uniwersytecie Goethego we Frankfurcie islamoznawczyni Susanne Schroeter zaplanowała konferencję na temat chusty jako symbolu religijnego. Temu wydarzeniu również chciano zapobiec, ponieważ rzekomo promowało ono +antymuzułmański rasizm+” – mówi Ackermann.

Autorka “Ciszy środka” wskazuje, że “w ostatnich latach na uniwersytetach wytworzył się klimat, który toleruje te indywidualne działania grup bojowników. Ludzie ulegają ich presji po części ze względu na poprawność polityczną. Ale kiedy nawet administracja uniwersytecka (…) pozwala niektórym studentom na wszystko, ponieważ uważają oni, że ich uczucia zostały zranione i dlatego mają prawo do angażowania się w kulturę wykluczenia, jest to oczywiście druzgocące”.

Zdaniem uczonej “nastąpiła zmiana paradygmatu. Mówiąc wprost, dyskurs i badania, które nie koncentrują się na różnorodności, równości i integracji, które nie są zgodne z wielokulturowością (…), są piętnowane jako pozostałości po ideologii białego człowieka. Ci, którzy tego nie przestrzegają, są szybko umieszczani w prawicowym, seksistowskim lub rasistowskim kącie”.

W kontekście swojego odejścia z “New York Timesa”, dziennikarka Bari Weiss ostrzegła, że kultura unieważniania rozprzestrzenia się z uniwersytetów na społeczeństwo

W jaki sposób? “Weźmy na przykład studia kobiece, które wyrosły z ruchu kobiecego; stały się studiami genderowymi” – wyjaśnia Ackermann. “Dziś stary ruch kobiecy krytykuje, że jego postulaty są rozmiękczane przez nowe grupy ofiar – mniejszości seksualne, które pojawiły się w badaniach jako teoria queer. Grupy te realizują określony program polityczny, który chcą narzucić nie tylko na polu naukowym, ale również w społeczeństwie. Począwszy od genderyzacji języka po reorganizację toalet publicznych” – dodaje. Jej zdaniem prowadzi to “do jeszcze większego podziału zamiast do pojednania społeczeństwa”.

Ackermann zwraca uwagę, że “to, co interesuje i dotyczy większości dzisiejszej populacji, różni się od tego, co dzieje się w całkowicie chronionych pomieszczeniach uniwersytetu. (…) Studenci obawiają się teraz zetknięcia z niewygodnymi tematami, ponieważ może to spowodować u nich traumę”. To “coraz bardziej uniemożliwia swobodne myślenie i debatowanie, ponieważ wrażliwość odgrywa kluczową rolę. Trwa debata o tym, kto należy do jakiej grupy i co może zranić uczucia tej mniejszości. Oznacza to, że sprawa nie jest dyskutowana racjonalnie, ale argumentowana z pozycji subiektywnej” – kobiety, muzułmanina, osoby transpłciowej itd.

“Lewicowy mainstream zadomowił się na uniwersytetach (…) Bojowo nastawione grupy studenckie (…) uważają, że w dzisiejszych czasach niebezpieczeństwo przychodzi tylko z prawej strony. A po prawej jest wszystko, co wykracza poza ich samookreślony znak ideologiczny i nie odpowiada dominującemu lewicowemu mainstreamowi. To próba natychmiastowej delegitymizacji innej pozycji” – twierdzi.

Filozof Julian Nida-Ruemelin nazywa kulturę unieważniania formą wyjścia z projektu Oświecenia. Ackermann podkreśla, że “zasady Oświecenia są fundamentalne dla działań akademickich: musimy ich bronić. Samokrytyka, błąd, rewizja stanowisk, otwartość pytań składają się na wolność nauki, która była mozolnie egzekwowana przez wieki. Są celem całego postępu społecznego i oczywiście rozwijania nowych pomysłów, aby w ogóle móc sprostać nowym wyzwaniom”.

Cancel culture to współczesna forma ostracyzmu, w której ktoś jest wypchnięty ze środowisk społecznych lub zawodowych – albo online w mediach społecznościowych, albo w świecie rzeczywistym, albo w obu. O tych, którzy podlegają temu ostracyzmowi, mówi się, że są “anulowani”. Dictionary.com, w swoim słowniku popkultury, definiuje kulturę anulowania jako “wycofanie poparcia (anulowania) dla osób publicznych i firm po tym, jak zrobili lub powiedzieli coś uznanego za niedopuszczalne lub obraźliwe”. Wyrażenie cancel culture ma głównie negatywne konotacje i jest powszechnie używane w debatach na temat wolności słowa i cenzury.

Berenika Lemańczyk (PAP)

liv/