Obchody Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych zawsze wprowadzają polską debatę publiczną w dysonans. Walka, którą żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego toczyli przeciwko sowieckim komunistom, NKWD i ich polskim kolaborantom często przywiezionym na czołgach, nadal jest nierówna, choć dzisiaj chodzi tylko o opinię o ich czynach. Wtedy wrogowie Polski usiłowali zasypać milczeniem groby pomordowanych; dzisiaj, my starając się upamiętniać ofiary zbrodniarzy ,stajemy do nierównej walki z propagandowym walcem obcych mocarstw.
Dzieje się tak dlatego, że oprawcy nigdy nie zostali ukarani, ani nie uznali swej winy. Dokładnie opisał tę sytuację w 1963 roku polski Żyd Witold Jedlicki w opublikowanym na łamach paryskiej „Kultury” eseju „Chamy i Żydy”.
Żydowska frakcja polskiej partii komunistycznej uczestniczyła w rozgrywkach politycznych w podobny sposób, jak miało to miejsce w Związku Sowieckim. Raz rozdając karty, innym znów razem padając ofiarą czystek; w PRL po raz ostatni w 1968 r.
Miała przeciwników wewnątrz komunistycznych organizacji, bo ci na zewnątrz zostali po prostu – również jej rękami – fizycznie unicestwieni w czasie pierwszych powojennych lat; wrzuceni do dołów i wyrugowani z pamięci.
Po doświadczeniach planowej eksterminacji Polaków ciągnących się jeszcze od operacji polskiej NKWD; od Katynia i Wilna, tzw. „reakcyjne podziemie” likwidowało sowieciarzy i ich agenturę; Żydów, Polaków, Ukraińców czasami nawet byłych agentów Gestapo przejętych przez nowe siły okupacyjne. (Historia często lubi płatać figle redaktorom podręczników).
Oczywiście, możemy zastanawiać się na ile z naszego, polskiego punktu widzenia walka „wyklętych” miała sens, ale rozliczenie oprawców, którzy owych Polaków mordowali, torturowali czy w bestialski sposób okaleczali to osobna sprawa;
Ci zwyrodnialcy, poza nielicznymi wyjątkami, nie zostali rozliczeni nawet w sferze moralnej. Tymczasem ich dzieci, ich rodziny – kosmopolityczne i ustosunkowane w Polsce i poza Polską – dokładają starań, by pamięć o zbrodniach nie wychodziła na jaw; pamięć o żołnierzach wyklętych nadal jest niewygodna i politycznie niepoprawna.
Jesteśmy dzisiaj świadkami ponownego zakopywania ich do grobu w imię nowej polityki historycznej; tej z Izraela, tej z Rosji i tej z niemieckiej Unii Europejskiej.
Dlatego o przywrócenie pamięci walczymy samotnie, otoczeni i bez odpowiedniego ekwipunku.
Wyjątkowym przykładem antypolskiego ataku na wyklętych była wypowiedź byłego sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo, który podczas wizyty w Warszawie, jako przykład polskiego „freedom fightera” wskazał nam byłego ubeka zwalczającego podziemie niepodległościowe.
Zrobił to w Warszawie a warszawskie władze przełknęły żabę bez większych odruchów wymiotnych… O innych mniej prominentnych gloryfikacjach komunistycznych zbrodniarzy nie wspomnę…
Dlatego naszym obowiązkiem jest dzisiaj upamiętnienie tych ludzi, którzy wtedy przystąpili do nierównej walki w imię wolności własnej i wolności Ojczyzny. Ich straceńcza działalność być może z punktu realnej polityki nie miała żadnego sensu, stworzyła jednak mit, który pomógł przetrwać polskim marzeniom o suwerenności i wolności.
Ci ludzie są najtragiczniejszymi z tragicznych polskich bohaterów, zostawili nam jednak po sobie sen o Polsce i skłonność do pokazywania środkowego palca światowym hegemonom; pozostawili nam Ducha Wolnej Polski.
Walczmy o ich dobre imię ze wszystkich sił. O ile oczywiście jesteśmy w sercu Polakami.
Jest to walka nierówna, ale już sam fakt że walczymy, może przyczynić się do sukcesu Polski w przyszłości. Nie bójmy się, kiedy pomawiają nas o te wszystkie niestworzone rzeczy – antysemityzm, faszyzm, ksenofobię, zafascynowanie przemocą, czy co tam jeszcze pejoratywnego są w stanie wymyślić. Żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego również mieszali z błotem i wdeptywali w śmietnik historii. Polscy zdrajcy kręcili o tym nawet duszoszczypatielne filmy.
Szczęśliwie na ekshumowanych dzisiaj ciałach polskich żołnierzy wyrasta pragnienie wolnej, silnej, niepodległej Polski.
Dlatego dzieciom ich oprawców, dzieciom morderców Polaków patrzmy w oczy i mówmy wprost, jak było naprawdę.
„Wyklęci” nie bali się strzelać, my nie bójmy się mówić prawdy o ich walce.
Andrzej Kumor