Dawno, dawno temu, na rok przed tym, jak Grzegorz Braun postanowił kandydować na prezydenta Polski, na spotkaniu dziennikarzy katolickich w Hebdowie rzuciłem na wieczornym nieformalnym spotkaniu, w którym uczestniczył Grzegorz Braun, którego filmy dokumentalne bardzo cenię, pomysł by kandydował on na prezydenta. Po roku Grzegorz Braun kandydował na prezydenta, a ja starałem się w początkach kampanii wspierać jego kandydaturę.
Z czasem po moich kpiących z nazwy komitetu wyborczego Brauna (KWGB – SB, który kojarzył mi się ze skrótem KGB-SB) wypowiedziach, w swojej pysze odniosłem wrażenie, że zostałem zaszczycony niechęcią polityka, z którym różni mnie ocena nacjonalizmu, demokracji i monarchii (jestem zdecydowanym narodowym demokratą). W ostatnim roku doceniam postawę Grzegorza Brauna w sprawie rzekomej pandemii.
Pomimo to uważam, że wystawienie Grzegorza Brauna na kandydata Konfederacji na prezydenta Rzeszowa jest wyrazem słabości Konfederacji — słabości, którą od lat krytykuje. Moim zdaniem Polska potrzebuje partii prawicowej, która ma rozbudowane struktury w terenie. Rozbudowane struktury terenowe są niezbędne do udziału w polityce na szczeblu lokalnym. By obsadzić wszelkie władze samorządowe potrzeba 46.797 osób (tylu jest radnych) – by wystawić listy realnie potrzeba dwa razy więcej, czyli około 94.000 osób. Drugie tyle potrzeba by kontrolować rzetelność procedur wyborczych. Partia prawicowa myśląca o oddziaływaniu na rzeczywistość powinna więc dążyć do posiadania 200.000 aktywnych członków – jestem realistą, więc piszę o dążeniu.
Aparat partyjny potrzebny jest nie tylko sprawowania władzy, kontrolowania wyborów, przeprowadzania agitacji wyborczej, ale i do nieustannego uświadamiania Polaków — czy to przez portale społecznościowe, czy poprzez bezpośrednie kontakty.
By organizm partyjny sprawnie działał, partia musi mieć program, czyli kontrakt z wyborcami, którym rekrutuje w swoje szeregi sympatyków. Program jest konieczny, by nie tworzyć zbieraniny ludzi od odmiennych poglądach, którzy pokłócą się w kwestii podatków czy aborcji – Paweł Kukiz udowodnił, że nie ma sensu pospolite ruszenie od sasa do lasa.
Struktury terenowe i lokalnych liderów trzeba długo i pracowicie hodować. W takim Rzeszowie wybory na prezydenta powinny być wykorzystane do wypromowania lokalnego lidera i jego lokalnej drużyny, która przez kolejne dwa lata będzie się przygotowywać do wyborów samorządowych, by mieć kilku radnych w radzie miasta – czyli by mieć między innymi kontrolę np. nad miejskimi domami kultury, muzeami, czy kinami – jest to ważne, bo od lat lokalne placówki kultury są przez lewicę wykorzystywane do szerzenia lewicowej propagandy (dzieje się tak, bo od lat prawica olewa niezwykle ważne wybory samorządowe) i budowania struktur lewicy (np. lewicowi bojówkarze szkolą się w opanowanych przez lewicę teatrach i galeriach).
Wystawienie Brauna w Rzeszowie nie wykreuje lokalnego lidera Konfederacji. Nie hodowanie struktur terenowych jest też niebezpieczne, bo trudniej jest zlikwidować rozbudowane struktury terenowe niż jednego lidera, który od lat sukcesywnie obskakuje wszelkie wybory. A przykład seryjnego samobójcy pokazuje, że i takie metody walki politycznej w Polsce są stosowane. Braun w Rzeszowie nie powinien kandydować, tylko powinien raz z Bosakiem, Winnickim, Korwinem i resztą, wspierać lokalnego prawicowca z Rzeszowa.
Problemem Konfederacji, a właściwie problem wyborców Konfederacji, jest antydemokratyczna obsesja jej liderów – jedni szczerze ją deklarują, demoralizujące anarchistycznymi mrzonkami prawicowców, inni realnie nie wykorzystywali np. sukcesu Marszu Niepodległości do zbudowania narodowej struktury terenowej. Obawiam się, że choroba niechęci do demokracji wewnątrzpartyjnej, udziela się też i innym środowiskom prawicowym i narodowym. Szkoda, bo z racji na podobną niechęć do rozbudowy struktury terenowej, która ma PiS (odmienię od rozbudowy partii w terenie, która zapewniła Orbanowi sukces na Węgrzech), na prawicy nie ma konkurencji dla budowy nowej terenowej organizacji polskich patriotów. Konfederacja, zamiast wykorzystać błędy PiS, który nie chce mieć struktur terenowych (które doprowadziły do klęski PiS w samorządach) chce iść drogą PiS (rolę Kaczyńskiego w Konfederacji ma odgrywać kolektywna rada liderów).
Wybory w Rzeszowie wynikają z tego, że dotychczasowy wieloletni prezydent Rzeszowa wywodzący się z SLD z powodu stanu zdrowia zrezygnował z dalszego pełnienia mandatu prezydenta. Na okres najbliższych dwu lat, do czasu kolejnych wyborów samorządowych, wybierany jest więc prezydent – gdyby czas był krótszy, PiS mógłby osadzić na fotelu prezydenta Rzeszowa komisarza. Wybory mają odbyć się 9 maja. Konfederacja chce, zapewnię wykorzystać rzeszowskie wybory do zaistnienia w mediach ogólnopolskich (z których jest złośliwie usuwana). Większego sensu to nie ma, bo w zalewie medialnego ścieku nawet pojawienie się polityka Konfederacji na kilka sekund w mediach ogólnopolskich zostanie przez widzów szybko zapomniane, a terenowej struktury jak nie było, tak nie będzie – realnie Braun (ani nikt inny z prawicy) na sukces w wyborach jednomandatowych szans na dziś nie ma.
Braun będzie konkurował w wyborach z posłem PIS działaczem Solidarnej Polski, popieranym przez dotychczasowego prezydenta, Marcinem Warchołem, byłym posłem Kukiza Maciejem Masłowskim, kandydatem PSL prezesem rzeszowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej “Zodiak” Edwardem Słupkiem, reprezentantem Razem Agnieszką Itner, wiceprzewodniczącym rzeszowskiej rady miasta i szefem klubu Rozwój Rzeszowa Konradem Fijołkiem. Koalicja Obywatelska, czyli PO chce wystawić byłego senatora PiS i byłego rektora Uniwersytetu Rzeszowskiego Aleksandra Bobko. Swojego kandydata może wystawi Porozumienie (nie wiadomo czy Gowina) oraz PiS.
Jan Bodakowski (tekst i foto)