To starorzymskie powiedzenie oznacza, że wszystko się zmienia, a z upływem czasu my też zmianom podlegamy.
Kilka miesięcy temu minęło pięćdziesiąt lat odkąd mieszkam w Kanadzie. Nastąpiło wiele zmian w moim życiu, ale Polska dzisiejsza to już nie jest Polska z mojej młodości, czy wspomnień. Dotyczy to również zmian w polskim języku.
Tak się zastanawiając nad tymi zmianami, chciałbym się podzielić z Wami moimi spostrzeżeniami, analizując niektóre wprowadzone do polskiego neologizmy.
W pierwszy rzędzie zacznijmy od słów nowych, niejednokrotnie powstałych na bazie już wcześniej istniejących. Do nich należy „spoko” (w porządku), „charyzma” (od dawniejszego charyzmatu), „drama” zamiast dramat, „szacun”, „siema”, w znaczeniu “jak się masz”, dalej „ziomek” w miejsce „faceta” czy „gościa”, „zajebisty” (czasem zarąbisty) w miejsce „niezwykłego, wspaniałego”. Do tych słów należałoby zaliczyć inne słowa lub zwroty, wyrażające zachwyt lub podziw, jak na przykad „kozackie”, „mega”, „turbo” „petarda”, czy „mistrzostwo świata”. Zamiast „rozumieć” „pojmować” powstało „kminować” czy „ogarniać”, a pytanie czy ktoś rozumie, to „czujesz?” Zamiast miejsca, lokalizacji powstała „miejscówka”. Dla określenia machinacji, oszukaństwa dzisiaj mówi się w Polsce „ściema”, a serdeczny zwrot „stary” w znaczeniu „przyjacielu” zamieniło się w „mordę”.
Do słów, które wyparły stare należy zaliczyć „czatować”, co już nie znaczy szykować zasadzkę, lecz pod wpływem języka angielskiego oznacza po prostu korespondować przez Internet.
Najbardziej rzucają się w oczy neologizmy, często spolszczone, pochodzące z kontaktu z technologią elektroniczną. Jest ich bez liku, ale wymienię tylko niektóre. A więc „apka” (ang. application, czyli program), „prank” (psota, figiel, żart, psikus), „tajming” (synchronizacja wydarzeń czy decyzji), „kontent” (ang. content, czyli zawartość, treść), „ful” (ang. full, czyli całe, w pełni), „randomowy” (ang. random, przypadkowy, losowy), „hardkorowy” (ang. hardcore, czyli najzagorzalszy, najbardziej zatwardziały). Najbardziej mnie ubawiły takie słowa jak „hejtować” (ang. hate – nienawidzieć, tu w znaczeniu przesyłać niemiłe komentarze pod „vlogami”, w Internecie oznaczącymi publikowane w sieci filmiki poruszające różne tematy) oraz „czilować” (ang. chill, ochłodzić, tu w znaczeniu zrelaksować się). No i na niezależnych kanałach na YouTube mamy „spred” (ang. spread, czyli diagram rozrzutu wartości) i „niusy” albo „niusiki” (ang. news, czyli wiadomości). Z niemieckiego slangu przestępczego zapożyczyliśmy „hajs” (w zasadzie niem. gorący, tutaj to forsa). Ale już dawno zmieniliśmy niemiecki „hebel” na „strug”; pozostał tylko „szlafrok” no i ten „hajs”.
Mamy tyle naleciałości z łaciny, francuskiego, rosyjskiego, niemieckiego, powstałych na skutek przemian historycznych; teraz czas na angielski, a raczej amerykański. Czy to znaczy, że język się bogaci? Już Rey mówił, protestując przeciwko nadużywaniu łaciny, że Polacy nie gęsi i swój język mają. Ale i inne języki też przeżywają swoją młodość, dojrzałość i upadek, tak jak wielkie imperia lub kurczące się populacje.Ach, czas tak szybko ucieka. Aż strach żyć!
Maciej Syrokomla