Wieszakowisko powinno być, nie odpryski. Odpryski brzmią jak pryszcze. Czy tam jak inne jakieś wypryski. Przepraszam za onomatopeję: fuj.
Wszelako poczekajcie, poczekajcie. I wieszakowisko będzie, i zaczyn, i zarzewie. Trafią się okruchy oraz urywki. Doczekamy fragmentów. Wszystko to zaś, pozwolę sobie przypomnieć, w ramach repetytorium z aksjologii, epistemii oraz przyzwoitości. To są bardzo ważne sprawy w świecie podzielonym na dwie połowy, co najmniej na dwie, co zauważywszy, Hłasko Marek podsumował słowami: “W jednej z nich jest nie do życia, w drugiej nie do wytrzymania”.
Proszę zatem snuć refleksje dowolne, na swój użytek i na własny rachunek, w oparciu o przeczytane, i proszę dzielić się wysnutym z najbliższymi. Czy tam z najbliższymi i światem. Oto nasza rzeczywistość, takimi prawami rządzi się świat, a podporządkowuje im ludzka cywilizacja. Przed nami ich część drobna, i wiedza o nich – bierzmy i korzystajmy według rozumów naszych, według ich rozmiarów i sprawności. Nie w innym celu maltretuje klawiaturę niżej podpisany. Zatem: go ahead! Śmiało.
***
Kto rządzi światem? A kogo wszędzie słychać? Czyj głos dociera do nas praktycznie zewsząd? I mówię przez to, że ten rysuje nam kształt codzienności, kto najgłośniej wykrzykuje swoją opowieść.
Recepta na zgniliznę: Kościół wygnać do krucht, zamknąć w podziemiach i niech zajmuje się, czym tam sobie chce, dajmy na to moralnością, nie tykając nam państwa. Państwo zaś nie będzie oglądać się na moralność, zajmując się rządzeniem. Oto oczekiwana “zwyczajność”.
Czyli diabłu kontener ze świeczkami zaraz, teraz, już, a Bogu czym prędzej wyrwać z dłoni nawet ogarek? Jaka w tym zwyczajność?
Czyj ci on jest? Ani twój ci on jest, ani mój, ani czyj. Czy byłby zatem niczyj? A przecież taki ważny on jest, arcyważny. To znaczy czas. A dlaczego ważny jest? Bo mija. Bezpowrotnie. “Raz tylko dany ci czas” – zauważył, kiedyś, kiedyś, Jacek Kleyff.
Nie on pierwszy to zauważył i nie on ostatni. Co rusz ten czy ów błyśnie z podobnym odkryciem. Ale Kleyff dodał do banału kolejny. Mianowicie coś w rodzaju, że jeden świt przypada na jeden dzień, i że na ten sam jeden dzień przypada jeden zmrok. I że do dostateczny powód, by wyrównać krok. Czy jakoś podobnie.
Równajmy więc, albo zrównają nas. W sumie już wapnem posypali, zniwelowali teren, zostało ziemię udeptać i moczem zrosić. Tego ostatniego też doczekamy od świata, nie miejmy złudzeń, o ile świata nie przestaniemy przepraszać, a ludzi złej woli krótko przy pysku nie chwycimy za uzdy. Przynajmniej na własnym terytorium.
Jeśli elektorat nie uwierzy, że to prawda, co pokazujesz mu via telewizor, każ telewizorni pokazywać to w taki sposób, żeby ludzie uwierzyli. I tyle razy pokazuj, dopóki nie uwierzą. Masz telewizję, masz czego potrzebujesz. Wówczas nic prostszego od prowadzenia stada w oczekiwanym tempie i właściwym kierunku.
Kiedy postanowisz bardzo wielu ludziom sprzedawać bardzo dużo produktu o walorach innych niż smakowe, powiedzmy o walorach intelektualnych – albowiem nie interesują cię bułki, cukier w kostkach, smar do pralki czy tam inne wczasy na Malediwach – wówczas, chcąc nie chcąc, musisz dostosować jakość towaru do poziomu intelektualnego nabywców, wcześniej prawidłowo rozpoznając ich aspiracje.
Inaczej się nie da. Ludzie bowiem zostali należycie wytresowani, a teraz potrzebują jedynie potwierdzenia, że nikt do niczego ich nie tresował, gdzie tam, że wszystko to oni sami, z siebie, dla siebie, przez siebie i dzięki sobie. A jakże. Że co? Tresura? Że mnie wytresowali? Mowy nie ma!
Czy można zdefiniować człowieczeństwo? Można. A zacząć warto, tak sądzę, od wyjaśnienia samemu sobie, o co tak naprawdę w życiu walczymy, a o co walczyć powinniśmy. Czy walczymy o to, czego potrzebujemy, a czego nam brak, czy też – wbrew wierze ojców – o to walczymy, czego pożądamy dzięki telewizorom i tresurze medialnej.
Nienawiść nie umiera nigdy. Nienawiść ma czas. Poczeka i doczeka, bez obaw. Co więcej, nienawiść zawsze wygra ze sprawiedliwością. Taka już wrodzona natura nienawiści.
Dlatego nie warto nienawidzić. Warto natomiast wyczekiwać możliwości odwetu. Warto być gotowym na odwet, a to z kolei w imię idei sprawiedliwości. Sprawiedliwość albowiem ma twarz odwetu, nie nienawiści. Nie bez racji mówią: nigdy o tym nie mów, ale nigdy nie zapominaj i nigdy nie wybaczaj.
Gdy mówisz, powinieneś wiedzieć, komu swoje słowa ofiarowujesz, czy tam do kogo kierujesz przekaz. Albowiem to, co mówisz, jednemu może zaszkodzić, a drugiego skrzywdzić. Natomiast inaczej jest, gdy sam słuchasz. Wtedy dla odmiany wiedzieć musisz, kogo słuchasz, żeby samemu sobie uszczerbku nie przynieść, na szwank inteligencji nie narazić, rozumu własnego nie pokaleczyć.
Wczoraj już nie istnieje, a dzisiaj wciąż nam umyka. To prawda co prawda, ale z tych prawd mniej ciekawych. Bardziej interesujące, że nasza przyszłość zawsze na nas czeka. Tylko ona stoi tam, gdzie zawsze. Gotowa do działania, gdyby jednak okazała się nam potrzebna. Wie, że nadejdzie.
Wiem, bo pytałem. I dodam jeszcze, że człowiek może tylko zazdrościć przyszłości poziomu pewności siebie.
Wystawić Boga na próbę, to w sumie tyle samo, co popełnić czyn. Tylko kto dziś czyta Herodota?
Jeśli dostałeś stóg siana i czas, poradzisz sobie ze znalezieniem igły, a siano trafi tam, gdzie powinno. Dajmy na to – na strych nad oborą. Ale jeśli masz tysiąc stogów siana, w których odnaleźć musisz jedną igłę, a do tego goni cię czas, wtedy siano przepadnie, a krowy, dla których było przeznaczone, zdechną z głodu. A to, ponieważ żeby tę igłę szybko odnaleźć, będziesz musiał sporą część siana spopielić i przesiać.
Zmiany są nieistotne. Nabierają znaczenia dopiero wtedy, kiedy poddawani tresurze do zmian przywykną, nie zauważając czynionych im krzywd.
Edukacja daje siłę. Jednostce. Natomiast nie wytrzymuje krytyki przekonanie, że współczesny model edukacji powszechnej może większość elektoratu zamienić w mędrców, dokonujących wyborów właściwych, to jest dokonywanych w warunkach dostatecznej wiedzy. Edukację powszechną zaczęła bowiem organizować władza, zaś jej perspektywa wymusiła rozwiązanie polegające na równaniu do poziomu podłogi. Inaczej rzecz ujmując, elektorat nie powinien, wręcz nie może, być mądry. Człowiekowi mądremu albowiem zdarza się, że usiądzie i pomyśli. A jeśli przypadkiem wymyśli? Po co rządzącym ludzie myślący?
Chodzi o to, by przekonać ludzi, że mają wszystko, czego do życia potrzebują. Ewentualnie, że wszystko, czego do życia mogą potrzebować, zdobędą. Że mają, lub że – zaraz, zaraz – mieć będą. A to wszystko nawet gdy nie mają już nic i niczego nie będą mieć. Szczególnie wtedy, powiedziałbym.
Morderca może być Żydem, Polakiem, Niemcem i Rosjaninem. Albo Francuzem. Czy tam Chińczykiem. Wszelako kimkolwiek z obywatelstwa nie byłby, czy tam z pochodzenia, jego czyn w każdym wypadku pozostaje tym samym: zbrodnią.
Kodyfikacje ustawowe biorą się z potrzeby i chęci zachowania wartości, definiujących wspólnotę. Owe wartości czerpiemy z tradycji. Tradycja z kolei bierze się z religii, konstytuującej wspólnotę przez wieki.
W tym kontekście musimy natychmiast zapytać: czy to, że większość ludzi nie przestrzega zasad religii, którą większość członków danej wspólnoty wyznaje, mówi nam coś o wspólnocie i jej kulturze, czy o religii? Inaczej: czy powszechne nawet łamanie norm, należycie uzasadnia potrzebę ich odrzucenia?
Cel: dawać z siebie wszystko, biorąc konsekwencje wraz z dobrodziejstwem inwentarza. Czy tam z niedobrodziejstwem. No i nie wolno uchylać się przed odpowiedzialnością, niezależnie jak koncertowo spapraliśmy to, co udało się nam spaprać.
Jak to mówią: każdy ma w sobie swojego własnego potwora. Ludzie przyzwoici oraz bogaci w wiedzę i doświadczenie, nie pozwalają temu potworowi dojść do głosu. Ludzie przyzwoici, bogaci w wiedzę i doświadczenie, a przy tym odpowiedzialni, zapędzają potwora do narożnika i tam gadzinę patroszą. Bez krztyny miłosierdzia.
Czy kiedykolwiek dowiemy się wszystkiego? Nie. A może jednak? Może. Więc tak czy nie? Otóż wcześniej czy później człowiek dowie się wszystkiego, czego będzie mógł dowiedzieć się człowiek. I niczego więcej.
Śmierć staje się normą, gdy tylko urodzisz się, pojawiając na tym łez padole. Z kolei umiera się, kiedy przychodzi właściwy czas. Człowiek zwykł wybierać bitwy, do których stanie i które będzie toczył, ale nie każdą z tych bitew można wygrać. Weźmy raka pęcherza moczowego “in situ”: pani Statystyka utrzymuje, że w tej przypadłości dwadzieścia procent chorych dożywa trzech lat, ale dziesięć procent nie przeżywa nawet roku. Czy rok, a niechby i trzy, można nazywać wygraną? Pozostali przegrywają tak czy owak, najczęściej po kuracjach bolesnych, uciążliwych i degradujących dla człowieczej godności. Komu to potrzebne? Czy życie bez godności na pewno warte jest, by trzymać się go zębami? Więc.
Więc nie, wcale nie chodzi o to, kiedy umieramy. Nie chodzi o czas i moment. Chodzi o to, jak umieramy. Proszę: siedzisz w wygodnym fotelu, oglądasz ciekawy film, i znienacka światło gaśnie, bo prąd wyłączyli. Dajmy na to. Na co sam niczego poradzić nie zdołasz. Stukniesz fotelem, wstając? Drzwiami trzaśniesz, o futrynę pięściami załomoczesz, wychodząc? Tak czy owak, o zwrot pieniędzy za bilet nie wystąpisz, choćbyś uważał, że ci się należą.
I najważniejsze: jeśli wcześniej zrobiłeś to, co należało zrobić, nie musisz przejmować się niczym i niczego nikomu nie będziesz winien. Kto umiera, spłaca wszystkie długi. Sprawdza się.
Od czasu do czasu skłamać musi nawet człowiek dobrze wychowany. Tak powtarzają, ale ja nie wiem. Jeśli bowiem zgodzimy się, że faktycznie musi, w takim razie musimy zauważyć, iż człowiek dobrze wychowany, który skłamał, przestaje być człowiekiem prawdomównym. Z czego płynie jedyna możliwa, acz oczywiście fałszywa konkluzja, że ludzie prawdomówni nie są (bo nie mogą być) dobrze wychowani. Też coś.
Gdy propaganda państwowa nie posuwa się naprzód, naprzód nie posuwa się dobrostan obywateli. Tak mówią. Mówią też, że dopiero gdy posuwa się (propaganda), również dobrostan obywateli daje radę wysunąć się na przód. Pewnie nawet “najsamprzód”.
Teraz kpina: czemu niektórzy ludzie nie ogarniają tak prostych przełożeń jak powyżej wyłożone? Ponieważ otóż, wytresować dostatecznie dobrze, dostatecznie wielu to nawet państwowy przekaz medialny nie jest w stanie.
Ludzi możesz zmusić do działania słowami, lecz wygodniej wpierw zmusić ich do myślenia tego, o czym nawet nie pomyśleliby, że mogą tak myśleć. Wygodniej powiadam, bo wtedy sami z siebie zrobią całą resztę. Można sporo zaoszczędzić, i to nie wyłącznie na słowach. Jak to mówią: łagodny przymus każdego doprowadzi do radosnego entuzjazmu. Czy jakoś podobnie.
Niezależnie od okoliczności, ziemskiego Rzecznika Praw Marsjan powinni wybierać Marsjanie. Rzecznika Partii Politycznych, partie polityczne. Ale Rzecznika Praw Obywatelskich muszą wybierać obywatele. Podobnie jak posłów. Obywatele, podkreślę, nie prezesi partii rozmaitych, jak to wygląda współcześnie.
Każdy kryzys jest okazją dla opozycji. Z tym, że mądra opozycja wykorzystuje kryzys mądrze. Niemądra traci okazję za okazją i wtedy zostaje takim tylko piana nad górną wargą i ślina w kącikach ust.
I ślinią się, że hej. I pienią się, że mydło staniało, bo kupować dla siebie przestali.
Powiadasz, że morze łez wysycha równie prędko, co jedna łza? Że pojedyncza biała róża więdnie, i tak samo więdnie wieniec? Że kości rozsypują się w proch, i proch wiatr porywa, hen? I że tak działa świat, w którym warunkiem przetrwania jest zapomnienie? Otóż nie wierz w to łgarstwo i za nic nie uwierz. Tak, morze łez wysycha równie prędko, co jedna łza. Tak, biała róża więdnie, i więdnie wieniec, a kości zamienione w proch porywa wiatr. Owszem, warunkiem przetrwania jest zapomnienie. I co z tego, powiedz, skoro to wszystko i tak nieprawda?
“Łączcie, nie dzielcie!” – wywrzaskują. A ja na to: kokaina, terefere, brzdęk. Co człowieka przyzwoitego łączyć może z nikczemnikiem? Z bandytą? Z przeniewiercą? Czy z wrogiem? Wreszcie z człowiekiem zapatrzonym w swoją złą wolę jak krowa w koniczynę? No co? Może nóż? Przez chwilę?
Rzeczywistość to jedno, ale rzeczywistość finansowa to rzecz zbyt poważna, by kształtowanie jej zostawić elitom finansowym. Ktoś podejrzewa, że wspomniane elity tego nie wiedzą? Wiedzą, dlatego taką oglądamy rzeczywistość, jaką nam pokazują. To znaczy taką wersję rzeczywistości.
Hierarchia to dobra rzecz. Ale właściwa kolejność to rzecz jeszcze lepsza. Bo właściwsza. Chodzi o to, że nie wolno ustanawiać hierarchii, a dopiero w drugiej kolejności prawa, służącego jej wspieraniu i ochronie.
Gdy perorujesz na temat wolności, wskazując, że każdy ma prawo do niewiary w Boga, musisz też przyznać, że każdy ma prawo w Boga wierzyć. I że skoro w przestrzeni publicznej dopuszczalne jest obnoszenie się ze swoją niewiarą, równie zasadnie można w tej samej przestrzeni swoją wiarę eksponować.
Nie zgadzasz się? To tylko dwa krótkie, nieszczególnie złożone, zdania. Którego nie rozumiesz i w którym miejscu utykasz?
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl