Stanisław Barua: Kenia jest jednym z bardzo specyficznych krajów, jeśli chodzi o tożsamość Kenijczyków. Kenia jest krajem, który geograficznie leży na styku bardzo różnych starych sfer językowych i kulturowych, etnicznych. Na terenie teraźniejszej Kenii zderzają się i od kilku stuleci zderzały kultury przybyszy z innych części Afryki, i w tej chwili Kenia jest takim  – jeżeli można byłoby podać przykład kraju położonego gdzieś w Europie, gdzie jedna czwarta to są Słowianie, jedna czwarta to są Anglosasi i może jedna czwarta to są może jacyś Francuzi czy Włosi, wszyscy mają mówić po polsku, a ich kultura ma być włoska.

Każdy później się dziwi, że jak to w ogóle jest, że w danych krajach jest jakaś zwartość. Sama kwestia tożsamości ma duży związek z tym, że Kenia jest takim krajem. Nie mówiąc o tym, że te różnice są bardzo poważne. Nieraz mówi się, a to są jakieś plemiona, mówią jakimś tam narzeczem, ale w zasadzie to wszystko jedno; wszyscy się jakoś mają do siebie w podobny sposób, ich tradycje, ich kultury są zbliżone, już nie mówiąc o religiach, jakoś wszyscy tak samo i tak dalej, więc kłopotów może nie być.

Goniec: W Polsce też podobnie te stosunki się kształtowały, przecież Polska prawie nigdy nie była etnicznie jednorodna, zawsze żyło mnóstwo różnych …

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

– Z ciekawością czytałem tomy Dziejów Polski profesora Andrzeja Nowaka, gdzie bardzo często aż się dziwiłem, że właśnie jest tyle podobieństwa między tym, co wtedy się działo tyle wieków temu w Polsce, a tym co działo się teraz w Kenii lat pięćdziesiątych czy nawet sześćdziesiątych. Podobne prądy, które rozrywają części kraju i bardzo często dzieje się to na podłożu specyficznych ludzi, po prostu są ludzie, którzy swoją obecnością, swoją siłą albo militarną albo siłą charakteru potrafią znaczyć bardzo wiele w danym kraju.

        – Czy uważasz, że Kenia jest takim rozsadnikiem tych nowych globalistycznych idei, nowej rewolucji , która chce wyprodukować właśnie tego człowieka bez właściwości, dla którego ważne będzie to, co mu rząd globalny wsadzi w głowę i nie będą mu przeszkadzały te wszystkie zaszłości, tradycje, czy tak widzisz dzisiejszą Kenię, że to się dzieje na naszych oczach?

– Tak, zwłaszcza widzę to na tle wielu moich znajomych, którzy dzięki ciężkiej pracy własnych rodziców, lub ze względów politycznych mieli  szansę dobrego startu, przeszli dobre szkoły, bardzo często studiowali za granicą a jeszcze tutaj muszę powiedzieć, że bardzo mało Kenijczyków studiowało w Polsce, czy krajach Europy Środkowo-Wschodniej, większość Kenijczyków, która studiowała, zwłaszcza w poprzednich dekadach, studiowała przede wszystkim w Anglii i w Stanach; ci, co mogli wyjechać, ja nie mówię, że to był masowy ruch Kenijczyków. Wcale tak nie było, ale ci, co mogli wyjeżdżać i ci co później wracali, wracali właśnie z Wielkiej Brytanii, z Kanady, ze Stanów Zjednoczonych przywozili ze sobą z powrotem wszystkie, nieraz najgorsze nauki, że tak to nazwę i przyzwyczajenia z tych krajów.

Oni stwarzali wrażenie, że  tzw. progres  musi iść właśnie tym torem, czego w dużej mierze nauczyli się, czym nasiąknęli na uniwersytetach często bardzo liberalnych, lewackich po prostu.

        – No, ale to też jest tak w Polsce; mówi się, że musimy się odciąć od tradycji, bo to jest gorsze, zacofane.

– Jeśli chodzi o Kenię i o wiele krajów afrykańskich, dzieje się to w trochę innej otoczce, bo tutaj nie chodzi o odżegnanie się od przeszłości totalne zakłamanie tego co było, tylko budowanie na źle pojętej przeszłości, czegoś nowego.

        – Co Ciebie przed tym uchroniło? Dlaczego Ty jesteś katolikiem, cenisz patriotyzm, jak to było w twoim wypadku, że jesteś tym kim jesteś, bo mówisz, że bardzo wiele osób właśnie takich, które były w Twojej pozycji, człowieka, który ma możliwości studiowania, gdzie indziej, który wyjechał z kraju, który ma szerokie horyzonty i Ty nie jesteś taki jak oni, dlaczego?

– Myślę, że jest to dzięki moim rodzicom i też w bardzo dużej mierze dzięki moim krewnym, moim dziadkom, mojej rodzinie. Duża część mojej rodziny zachowywała się właśnie odwrotnie do tych trendów i jakoś dzięki temu, chociaż nie zawsze to rozumiałem, i nie zawsze to doceniałem, na tak zwaną dłuższą metę, uchroniło mnie to.

Ale też moje własne losy, mojej własnej rodziny, też nie są takie proste i bezpieczne, nieraz niektórych rzeczy człowiek się uczy właśnie na błędach, na jakiś właśnie takich wydarzeniach czy sytuacjach rodzinnych, gdzie człowiek musi się głęboko zastanowić nad tym, co tak naprawdę się dzieje. I właśnie nieraz pomaga to, że człowiek jest trochę odsunięty, tak jak ja, nie mieszkam w Kenii już tyle lat, nie mieszkam w Polsce już tyle lat, niektóre rzeczy są może trochę wyraźniejsze z oddali.

        – Staszku, pracowałeś w filmie robiłeś filmy ze swoim bratem. Jak przebiegała twoja ewolucja pracy w tym biznesie, od jakich filmów zaczynałeś, co cię interesowało, dlaczego poszedłeś w tym kierunku, dlaczego chciałeś opowiadać obrazem, co w tych filmach, które robiłeś Cię fascynowało?

– Myślę, że po pierwsze, mój młodszy brat Jakub jest o wiele bardziej utalentowanym filmowcem ode mnie, a ja po prostu myślałem, że jest to możliwość, że mu jakoś pomogę w pracy.

Prawda jest taka, że właśnie wizje świata mojego brata i wizje tego, co można przekazać, zostały bardzo szybko storpedowane. Mój brat kończył studia najpierw w Anglii i później ukończył Łódzką Szkołę Filmową, w czasie, gdy ja już odchodziłem w zasadzie od tej szkoły .

Więc to, co chciałbym kręcić tak naprawdę nigdy nie miałem tej szansy, a to co nakręciłem wraz z bratem to tylko dzięki jego ogromnej pracy i wkładowi.

Tematyką tych filmów były właśnie tożsamość i historia, która akurat mojego brata bardzo interesuje i interesowała.

Jednym z pierwszych filmów, który razem nakręciliśmy, był film dokumentalny o pani, która była jednym z dzieci andersowskich, tych sierot andersowskich, które dotarły po koszmarnych zmaganiach do Afryki. Ten film, który nakręciliśmy to film pt. „Mój tatuś był ułanem”.

Był pierwszym filmem w ogóle pokazanym w Polsce o tej tematyce. Niestety wtedy władze w Polsce, a były to wczesne lata 90. i chociaż wydawało by się właśnie, że właśnie teraz nadszedł czas, żeby w końcu opowiadać o tym, okazało się, że nie; że ten temat nadal był nie do końca dozwolony.

Gdy kręciliśmy film dokumentalny właśnie o związkach Polski z Afryką pt. „Polskie odcienie”, który został napisany i w dużej mierze kooprodukowany przez mojego brata o 1000-letnich związkach między Polską, a Afryką to okazało się, że waśnie ten temat w zasadzie skasował mojemu bratu karierę w Polsce.

        – Dlaczego?

– Przyczynił się do tego Ryszard Kapuściński. Zanim doszło do kręcenia filmu, nad którym pracował mój brat, w zasadzie miał dopiero scenariusz przypadkowo spotkaliśmy z Kubą Ryszarda Kapuścińskiego na ulicy w Warszawie. A znał nas stąd, że Ryszard Kapuściński przez wiele, wiele lat był, jak wiadomo korespondentem Polskiej Agencji Prasowej i mieszkał w Nairobi. To było w latach jeszcze siedemdziesiątych. Poznałem go, gdy Ryszard Kapuściński przyjechał do Kenii, żeby zobaczyć właśnie miejsca,  które znał te kilka dekad wcześniej. Był to początek lat dziewięćdziesiątych. Ja wtedy wróciłem po studiach i byłem z żoną dopiero niedługo po ślubie. Odwiedził nas wtedy Ryszard Kapuściński zainteresował się bardzo moimi rodzicami, rodziną, powiązaniami z Polską i tak dalej.

Pamiętam, że bardzo go zainteresowały książki, które miałem u siebie. Tak sobie poprzeglądał bibliotekę nawet pożyczył kilka egzemplarzy. I przez kilka dni obwoziłem Ryszarda Kapuścińskiego po Nairobi w różne miejsca. Okazało się, że tam, gdzie moi rodzice mieszkali w Nairobi zaraz po powrocie po studiach; okazało się, że on tam też jakiś czas mieszkał. Było kilka takich sytuacji i niby tak bardzo sympatycznie ten czas nam minął.

Te ileś tam lat później, gdy właśnie spotkaliśmy się na ulicy z Ryszardem Kapuścińskim, akurat ja byłem w Polsce żeby omawiać scenariusz filmu Kuby i akurat mieliśmy ten scenariusz przy sobie. Więc on się tak spytał co u was się dzieje, co ciekawego, co nowego; my mówimy przygotowujemy się do realizacji filmu, właśnie o Afryce i tak dalej.

On się oczywiście bardzo tym zainteresował i Kuba wręczył mu na jego prośbę ten scenariusz. Spytał się, a macie coś panowie – no mamy – mogę zobaczyć, no oczywiście, że tak.

Niedługo potem w jednej z gazet ukazał się artykuł, że młody człowiek, Kenijczyk, chyba jeśli się nie mylę „imieniem Jakub B.”, czyli tak, jak jakiś kryminalista,  kręci kolejny film mówiący o tym, że Polacy są rasistami. Aż nas zamurowało, aż nas zamurowało, bo ani to nie był temat filmu, ani to nie było to jakieś podejście ludzi, którzy nie znają Polski, nie są Polakami, on przecież bardzo dobrze wiedział kim my jesteśmy, kim są nasi rodzice, że to nie są jacyś ludzie przypadkowi, którzy chcą kręcić „film o polskim rasizmie”,  bo w ogóle ten temat, jak powiedziałem, był  zupełnie inaczej ujęty.

Nie chodziło o film o rasizmie, tylko film o związkach pomiędzy Polską a Afryką i te związki były naprawdę dogłębne,  to nie były tylko związki czasów dzisiejszych, czy czasów, które Ryszard Kapuściński znał, lata 70., czy koniec lat sześćdziesiątych, to był film o wszystkich związkach Polaków, Kenijczyków, Afrykańczyków, poczynając od najwcześniejszych. Dlatego, kiedy mówiłem, o słowie Murzyn, czy te wszystkie opowieści później, to nie były po prostu jakiegoś bardzo płytkiego nawiązania do tego czym jest nazewnictwo.

Film dotykał właśnie i historii Tadeusza Kościuszki i całych powiązań z Ameryką. Wiemy też o tym czym są, jaka jest historia Polaków wychodźców wieku XIX,  XX, później. Czym są powiązania pracy misjonarzy, i tak dalej i tak dalej. Te powiązania są ogromne i już żeby nie wspomnieć chociażby tych wspaniałych dzieci andersowskich, których poznaliśmy osobiście .

        – Bo ta pani, o której robiliście film, ona została, ona nie wyjechała z Afryki.

– Właśnie, ona nie wyjechała nigdzie, ale to jest bardzo ciekawy, osobny temat, a znaliśmy ją bardzo długo.

Ale powracając do Ryszarda Kapuścińskiego film miał  już początkowe wsparcie telewizji, mieliśmy już wejście w produkcję, Kuba doszlifowywał scenariusz. On przeczytał ogromne sterty materiałów, był w każdym muzeum w Polsce, które miało cokolwiek wspólnego z tymi powiązaniami.

I staramy się to wszystko przedstawić w taki sposób, żeby było po pierwsze rzetelne, żeby to było naukowe, żeby to nie było opinią jego samego czy moją, tylko żeby to naprawdę był film, który powie coś prawdziwego, ale też osobistego z punktu widzenia dwóch młodych ludzi, którzy mają w sobie dużą część tej historii.

Więc gdy wyszedł ten artykuł zrobił się tumult.

        – To był artykuł Kapuścińskiego?

– Tak, to był jego własny artykuł – potem wyszła książka „Heban” – który przedstawił właśnie mojego brata w sposób, jaki przedstawia się człowieka o charakterze kryminalnym, przedstawia się jako człowieka, który nie bardzo wie o czym mówi, który nie ma – według niego –  tego ogromnego doświadczenia, żeby mówić o czymś takim. Była to po prostu wielka afera.

Powiem tylko, że film raptownie stracił na funduszach na produkcję. Ogromne utrudnienia od razu, żeby w ogóle ten film mógł zaistnieć. Mój brat miał ogromne kłopoty z tym, żeby ten film w ogóle powstał…. Bo „przecież pan Kapuściński powiedział, że ten film jest do niczego”; (film na papierze, który w ogóle jeszcze nie powstał); „człowiek, który tak dobrze zna Afrykę, który był wszędzie w Afryce” i tak dalej.

Koniec końców był taki, że ten film powstał w wielu bólach. Trwało to o wiele dłużej niż powinno trwać, zwłaszcza sama postprodukcja, ale gdy ten film powstał, oczywiście była kolaudacja i film przeszedł wszystkie próby akademickie, wszystko co w tym filmie było, co Kuba zawarł, co sfilmowaliśmy było rzetelne, było prawdziwe i było obiektywne, na ile praca filmowa może być obiektywna.

Niestety film został pokazany w środku lata, w środku nocy i zupełnie pogrzebany. Po tym mój brat nie mógł pracować w Polsce. Wszystkie jego próby pracy, w tym w telewizji, powiedzmy głównego nurtu, a wtedy przecież nie było jeszcze niepodległej telewizji poza pracą w telewizji katolickiej. To spowodowało, że Kuba wyjechał z Polski .

        – No i Ty też wyjechałeś z Polski .

– Wyjechałem z Polski, ale nie wyjechałem z Polski wtedy ze względów zawodowych czy z tego, że ktoś mi obrzydził pracę; wyjechałem, bo chciałem wrócić do Kenii. W ogóle, kiedy przyjechałem na studia do Polski miałem zamiar wrócić do Kenii więc ten mój wyjazd wtedy akurat  nie był takim wyjazdem, jak  wyjazd po koszmarach, jakie przeszedł Kuba.

        – Widzisz teraz szanse na to, żeby zrobić taki film, bo wciąż ten temat jest w Tobie i Twoim bracie?

– Daj Boże.

    – Jak to jest dzisiaj, czy w ogóle jest jeszcze miejsce na opowiadanie takich historii, czy dzisiaj mamy do czynienia w kinie, a nawet filmie dokumentalnym wyłącznie z propagandą?

– Nie tylko w filmie, ale w ogóle w kulturze. Jest bardzo wielu ludzi w naszym zawodzie, którzy traktują się za specjalistów wszelkiego rodzaju, i jeśli chodzi o Polskę i Afrykę. Nie ubywa niestety takich „specjalistów”, ludzi którzy traktują siebie, tak jak Ryszard Kapuściński traktował siebie, uważał siebie za pewnego rodzaju wyrocznię; człowieka, który mówił o Afryce, ale też mówił o Ameryce Południowej, mówił o Azji, w sposób taki, że jeżeli ktoś inny przychodził i próbował przedstawić nawet te same wątki tylko w inny sposób, okazywało się często, że właśnie nie wolno było innym mówić o czymś, co dane osoby miały prawo mówić.

Tak, jak mówiłem nie mieszkam w Polsce już tyle lat, chociaż ostatnio znowu nawiązałem współpracę  filmową z kilkoma osobami. Tak, jest wiele tematów, jest ogromna ilość pomysłów, które mój brat przedstawiał przez ostatnie 20 lat . Żaden z tych pomysłów, żaden z tych tematów tak na dobrą sprawę nie został przyjęty, nie został w Polsce potraktowany  jako godny wsparcia.

Więc ja mam nadzieję, że jednak uda nam się nakręcić przynajmniej jeden czy dwa filmy, o których marzymy. W tej chwili już parę ładnych lat pracuję nad scenariuszem filmu sensacyjno-historycznego o grupie ludzi,  o perypetiach polsko-kenijskich.

        – W czasach komunistycznych?

-Właśnie temat jest troszeczkę epopeją dlatego, że film nawiązuje właśnie do lat od końca czy połowy lat czterdziestych w Kenii, właśnie nawiązując do dzieci andersowskich, a kończąc właśnie na czasie teraźniejszym tak że jest to opowieść o kilku rodzinach właśnie z takimi powiązaniami polsko-afrykańskimi.

        – Ile tych dzieci andersowskich zostało w Kenii?

– Pani Roche, o której nakręciliśmy film, która ma nazwisko po mężu, którego poznała w Kenii był Irlandczykiem i Francuzem z pochodzenia, jej dzieci wyjechały do Kanady, wiele wiele lat temu, a pani Roche została. Ona, jak sama mówiła zżyła się z Kenią, z Afryką, po prostu wrosła w ten kraj, a jej historia nawet po przybyciu do Kenii była historią  niesamowitą.

Pani Roche zmarła już parę ładnych lat temu.

        – Było więcej takich ludzi jak ona, którzy wrośli w Afrykę?

– Tak. W ogóle tematyka Polaków w Kenii jest ciekawa. Innym filmem, który nakręcił mój brat bez mojego udziału to był film o księciu Eustachym Sapiesze, który po wojnie mieszkał w Kenii aż do śmierci. Był osobą niezwykle interesującą o głębokich oczywiście powiązaniach z Polską, ale też, która dała mojej rodzinie dużo nowego do przetrawienia, do przemyślenia, o tym właśnie czym jest tożsamość. Mówię o człowieku spoza mojej rodziny, ale o takiej głębokiej historii, o której każdy Polak powinien wiedzieć. Samo to nazwisko i sama jego osobista historia, historia jego żony, historia jego córek ,jest historią fenomenalną, jest właśnie historią  Polaka, który wrósł  w Afrykę.

Poza tym byli inni ciekawi ludzie, hrabia Odrowąż też mieszkał w Kenii przez długi okres. Dom, w którym mieszkaliśmy gdy rodzice wrócili do Kenii  kupili od pani, która też była 80- letnią Polką mieszkająca z synem w Nairobi i wyjeżdżała do Anglii stamtąd z synem.

cdn