Dodawana do ciasta na chleb, niewielka ilość surowego ciasta, pozostawiona z poprzedniego wypieku. Taką właśnie definicję zaczynu znajdujemy w “Słowniku języka polskiego” PWN.
Ale weźmy inne znaczenie, z tego samego źródła: “Zaczyn to jedna z faz fermentacji”. Nazbyt technicznie? W takim razie zajrzyjmy do “Słownika języka polskiego” pod redakcją Doroszewskiego. O, jest: “Zaczyn: to, co stało się początkiem czegoś”. I mamy zwycięzcę. The winner is: Doroszewski. Witold Jan. Więc.
Więc zaczyn, czyli nowy początek (nie wolno mylić z nowym ładem), czyli kolejny odcinek repetytorium z aksjologii, epistemii oraz przyzwoitości. Dla zapamiętania, do stosowania, do dzielenia się refleksjami z bliźnimi, w świecie rzeczywistym acz wydaje się, że rozkawałkowanym na niespójne cząstki… a której cząstki byśmy nie wybrali, albo nie do życia tam jest, albo nie do wytrzymania. Że przypomnę Marka Hłaskę. Ruszajmy.
Przekonać wszystkich ludzi, że staliby się szczęśliwi, gdyby tylko postanowili myśleć niesamodzielnie, w praktyce nie można. Raczej. Co prawda starania trwają, ale zrobić tego – raczej, jak mówię – nie sposób. Dlatego wobec dostatecznie wielu, dostatecznie długo i niezwykle konsekwentnie, należy stosować metodę wybijania myślenia z głów. Najlepszy efekt daje wybijanie z głów najmłodszych. Od ich niemowlęctwa. A to, by perspektywy i ślady jakiejkolwiek myśli unicestwić skutecznie. Stąd ludzie złej woli proces ów zaczynają w żłobkach.
Nie trzeba zaraz kolonizować wszystkich, w znaczeniu, że całego narodu. Wystarczy jedna czy druga operacja pod tytułem “Korek, worek lub rozporek”, skierowana pod adresem narodowych elit, by narzucić wspólnocie uzależnionych przywódców. Uzależnionych od nas rzecz jasna. Alkohol może być, pieniądze, dobrym narzędziem jest seks. Specjaliści od nawiązywania tego rodzaju “przyjaźni” wiedzą, o czym mówię. Do tego żyją wśród nas.
Powtarzaj człowiekowi, że jest ważny, a będzie szczekał na wskazane drzewo, przekonany, że szczeka z własnej inicjatywy. Powiedz człowiekowi, że zawsze ważny pozostanie, a rozszarpie wskazaną nogawkę nie rozumiejąc, dlaczego tę nogawkę rozszarpuje. Z kolei rzuć człowiekowi kość, ale niech będzie to kość władzy, a skoczy do gardła komu chcesz i nie rozewrze szczęk, nim puścić nie rozkażesz.
Demokracja zdycha od dawna i od dawna to jej umieranie dzieje się na naszych oczach. Teraz dzieje się, tutaj się dzieje, właściwie dzieje się już za najbliższym nam płotem. Czy tam za najbliższym rogiem naszej ulicy.
Oczywiście, że swoje czarnowidztwo skonkretyzuję, bardzo proszę. Otóż w maju ubiegłego roku, w czasie interwencji policji, 46-letniego, czarnoskórego mężczyznę, obezwładniony w sposób, który jakoby uniemożliwił mu oddychanie, w wyniku czego zmarł. Sprawcę usunięto z szeregów stróżów prawa, a teraz uznano za winnego. Wszystkich trzech zarzutów. Ława przysięgłych zebrana w sądzie w Minneapolis potrzebowała na to dwóch dni. W sumie narada trwała dziesięć godzin. Nie za długo i nie za krótko. Najwyraźniej tyle właśnie trzeba było, by temperaturę na ulicach utrzymać na właściwym poziomie.
Na ile lat więzienia były policjant zostanie skazany, dowiemy się najdalej za kilka tygodni, co zapowiedział sędzia prowadzący rozprawę. Za morderstwo drugiego stopnia Derek Chauvin może otrzymać 40 lat. Za morderstwo trzeciego stopnia, lat 25. Do tego niechybnie dorzucą mu “dychę” – a to za nieumyślne spowodowanie śmierci. Prawdopodobnie więc “trafi kumulację”, co oznacza, że za kratami spędzi resztę życia.
Ale hitem dnia, właściwie hitem późnego wieczoru, stała się wypowiedź Grega Gutfelda, prezentera telewizyjnego, komentatora i pisarza, gospodarza autorskiego talk-show, emitowanego na antenie Fox News. Otóż skazanie Dereka Chauvina za zabójstwo George’a Floyda, pan Gutfeld skomentował na jednym oddechu słowami: “Cieszę się, że został uznany za winnego wszystkich zarzutów, nawet jeśli nie był winny wszystkim zarzutom”.
Mówiłem, demokracja zdycha, co zaobserwować możemy osobiście oraz w chwili dowolnej.
Wszyscy zgadzamy się, że życie szybko mija, ale tylko ludzie mądrzy, bogaci zarówno w wiedzę, jak i w doświadczenie, starają się, by szybko mijało jak najdłużej i jak najwolniej.
Po katastrofie smoleńskiej chodziło w pierwszym rzędzie o to, by tak szybko jak to możliwe, wysłać na miejsce kogoś z głową na miejscu głowy, a z sempiterną poniżej pleców. Polska wysłała do Smoleńska człowieka bez głowy. Czy precyzyjniej: kobietę bez uszu, oczu i rozumu, za to z pośladkami tuż nad szyją.
Miejsce na całym świecie najważniejsze: punkt, w którym teoria skłania głowę przed praktyką.
Człowiek działa tak, że do przeszłości odwraca się plecami i zalany teraźniejszością lub zapatrzony w przyszłość – odchodzi, często nie rozumiejąc, że nie znajdzie sposobu, by wrócić i naprawić, co popsuł. Nawet “przepraszam” jest niczym, skoro nie naprawia, nie skleja, nie uszlachetnia, co najwyżej przypominając o cierpieniu. W tym znaczeniu czyny nasze są nieśmiertelne. Te dobre i te złe. Towarzyszą nam, chcemy czy nie, i nie znikną wcześniej niż ludzie, których dotyczą. Nie wiem, jak będzie po drugiej stronie, ale po tej stronie nasze uczynki przywdziewają laur wieczności.
Kto dzisiaj mówi, żeby powiedzieć coś ważnego? Dziś przekaz wart jest tyle, ile cel, który przekaźnik stawia za przekazem. A bogiem jego skuteczność. Ale żeby zaraz od rana do wieczora ćpać truciznę? Nonsens.
Lojalność jest stopniowalna. Oto właściwa kolejność: Bóg, naród, przodkowie i rodzina, wspólnota, władza.
Opowiadają niektórzy, że łagodny przymus, stosowany wobec dowolnej osoby czy grupy, dowolną grupę i każdą osobę doprowadzi do radosnego entuzjazmu. Ci, którzy to powtarzają, nie widzą jednakowoż drugiej strony tego samego medalu: zespół lotniskowców oraz eskadra B-2 Spirit doprowadzi cię tam, gdzie chcesz – i dużo prędzej.
Dzisiaj to, kim jest ktoś, kto do nas mówi, ważniejsze jest od tego, co od niego słyszymy. A to, ponieważ wszystko co mówi bierze się z tego, kim jest, a nie odwrotnie.
Władza napycha lud perspektywami szczęśliwej przyszłości, żeby nie zmiótł jej ze sceny, okazując niezadowolenie ze zgryzot dnia codziennego. Nadzieja jest nieśmiertelna, nawet jeśli bywa zwodnicza niczym obietnice rządzących.
Człowiek to najdoskonalsze dzieło Pana Boga. Wszelako za równie znaczące osiągnięcie Stwórcy wypada i trzeba uznać to, co chętnie acz niesłusznie nazywamy przypadkiem. I powiedzmy sobie uczciwie: nasza rzeczywistość, dotąd porządkowana należycie dzięki “przypadkom” właśnie, a przez to chaotyczna jedynie pozornie, boć obserwowana z poziomu kalekich ludzkich umysłów – więc rzeczywistość nasza na naszych oczach przekształca się w chaos. Bezprzypadkowy i bezprecedensowy. Jak to mówią: nie ma powrotu na ścieżkę rozsądku dla świata, który z niej zboczył.
…No dobrze. I gdzie wnioski ja się pytam, gdzie wnioski?
“Wasze życie prywatne to wyłącznie wasza sprawa, ale w zamian pozwólcie nam rządzić wami tak, jak uważamy za słuszne”. Tak funkcjonują Chiny, tak pragnie funkcjonować Europa. I tak będzie funkcjonować, skoro tego chcą europejskie elity. Tak zwane. Niemniej Chin nie da się już pokonać. Jedynym sposobem, a i to przed laty, byłoby upodobnienie się do Państwa Środka, przejęcie azjatyckiego sposobu patrzenia na świat i tamtejszego rozumienia rzeczywistości, azjatyckich ideałów, tamtejszej aksjologii i moralności – i tak dalej, i tak dalej. A wszystko to, powtarzam, zawczasu. To jest, zanim Chiny urosły do współczesnego poziomu.
Dziś próby prześcignięcia Chińskiej Republiki Ludowej to szósta woda po kisielu. Czy tam siódma. Z drugiej strony to oczywiste: kto pragnie hegemonii, ten musi być chiński. Na modłę przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej. Na modłę sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin. Na modłę przewodniczącego Centralnej Komisji Wojskowej. W koniunkcji, nie w alternatywnie, albowiem to w rękach osób zasiadających na trzech wyżej wymienionych stanowiskach spoczywa dziś faktyczna władza. Co prawda tak się jakoś składa, że od prawie trzech dekad władze tę dzierży jedna osoba. Aktualnie – od lat ośmiu – pan Xi Jinping.
Logika demokracji jest inna, niż to oznajmia się nam powszechnie. Ludziom starannie przysposabianym do głupoty i posłuszeństwa nie powie tego nikt, nigdy. Z kolei człowiekowatym już należycie wytresowanym, niczego takiego mówić już nigdy nie będzie trzeba.
Oto dostępny wybór: państwo dyktatorskie, rządzone w oparciu o służby tajne, albo państwo zwane demokratycznym, rządzone przez mafie, koncerny i korporacje. Czy tam loże. Przy czym i tak sam model nie ma znaczenia, ponieważ każdy będzie zalegalizowany sprawnie – przy pomocy metody nazywanej wyborami.
Człowiek spełniony: nie ten, kto wysoko dotarł, lecz kto sięgając dna, odbił się najwyżej i tam pozostał.
Ktoś wie, czy wrogowie mordują nam elity, bo chcą i mogą, czy dlatego, że im na to pozwalamy? I drugie pytanie, równie szekspirowskie w charakterze: czy podstawiają nam rozmaite pacynki, czy tam pajacyki na drucie, bo chcą i mogą, czy dlatego, że im na to pozwalamy?
Naprzód. Wstań i idź naprzód. Nie słuchaj swoich lęków. Żądaj od siebie tego, co niemożliwe. Ale najpierw zmów modlitwę. Pozmywaj naczynia. Świnie oporządź. Wywieź z obory gnój. Czyli posprzątaj tak, żeby było posprzątane, a nie zamiecione pod dywan. Bez takiej codzienności nigdzie nie dojdziemy, nawet biegnąc. Bez tego budujemy więzienie, i nie tylko sobie.
Jedynym sposobem zrozumienia, na czym polega dobro i czym jest zło, jest uświadamianie sobie i wskazywanie różnic między jednym a drugim. Co staje się niemożliwe, gdy tylko człowiekowi ukraść wzorzec, do którego mógłby się przy tym odnosić. Nikczemnicy pojmują i to: jeśli kradzież nie jest możliwa, wtedy wzorzec, o którym mowa, trzeba przynajmniej opluć.
Słoń nie przejmuje się trawą, gdy ta łaskocze go w trzeszczkę. Czy tam w piętę. Zapierającego się osła, usiłującego kopnąć, nie będziesz do sądu ciągnął. Czy tam popychał. Agresywnego psa nie nagrodzisz kością, prędzej sięgniesz po kij. Wreszcie, co dąb obchodzi, że świnia się o niego czochra?
I tak dalej, i tak dalej. Czy inaczej: z głupotą nie wchodź w wymianę myśli, bo zagarnie każdą twoją, nie oferując nic na wymianę. Co później zrobisz z pustą łepetyną? Z wiatrem między uszami jak długo wytrzymasz? Tak tylko pytam. Ku przestrodze.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: