Gdzie szukać decyzyjnego centrum odpowiedzialności za zdrowie i życie pasażerów samolotu? Czy takim centrum może być komputer w kokpicie?
Może umiejętności nawigatora? Wolant, prowadzony dłońmi doświadczonego pilota? A może rozstrzygająca byłaby jakość lotniczych skrzydeł? Czy tam zabłąkany na pokładzie terrorysta? No tak, proszę spojrzeć: mamy tu Superjumbo, Airbusa A380 dajmy na to, zaglądamy do klasy ekonomicznej… Wiem, że tłok, parę setek zajętych foteli, trudno szpilkę wcisnąć, ale wszyscy dostrzegają chyba przed kabiną pilotów tego dziwnego gościa w hełmofonie i z AK47 na kolanach? Więc.
IDENTYFIKACJA FIRST
Więc, gdzie szukać centrum? W żadnym z powyższych. Centrum – centra – odpowiedzialności za zdrowie i życie pasażerów samolotu znajdują się w ludzkich głowach. W tym konkretnym przypadku w głowach pilota, drugiego pilota, nawigatora. Tym bardziej, że terroryści w hełmofonach nie istnieją. To znaczy o ile mi wiadomo.
Dlaczego zatem zawracam Państwu głowę? Ponieważ warto zastanowić się, jakie atrybuty posiada władza, spoczywająca w głowach ludzi, którzy skutecznie uzależnili od siebie pierwszego pilota wraz z załogą samolotu. W tym porównaniu, posiadałaby atrybuty wręcz niewyobrażalne. Nikt nie wie tego na pewno, lecz taki ktoś, tacy ludzie, być może nie tylko los pasażerów samolotu trzymają w rękach. Czy tam w głowach. Oni mogliby mieć w głowach, a trzymać w rękach – wszystko. Dosłownie. Wszystko pasażerów i nasze wszystko, nie ich.
Co tam jeszcze… Mamy już w Polsce brytyjską mutację koronawirusa, mutację południowoafrykańską, nigeryjską oraz indyjską, natomiast: “Mutacji brazylijskiej jeszcze nie zidentyfikowaliśmy”. W każdym razie tako rzecze Kamasutra. Przepraszam, tako rzecze Zaratustra. Czyli minister Niedzielski. Ciekawe, do jakiego poziomu gość aspiruje. By the way: podobno zidentyfikowano już ponad cztery tysiące mutacji pierwotnego koronawirusa, określanego kryptonimem Cars-CoV-2. No wierzyć się nie chce.
ZAPOBIEGANIE EKSPERCKIE
Ekspert spogląda (nie minister, Ekspert. Pan Ekspert) – więc pan Ekspert spogląda kamerze w oczy, a mikrofon rejestruje skrzętnie eksperckie bablukanie, przekazując je światu: “Szczepionki są bezpieczne, a ryzyko działań niepożądanych minimalne”. Cięcie. Inny pan Ekspert: “Szczepionki są bezpieczne, a korzyści przewyższają ewentualne ryzyko płynące z wystąpienia niepożądanych działań poszczepiennych”. Cięcie. I kolejny Ekspert: “Szczepionki są bezpieczne, a śmierć w wyniku szczepienia zdarza się w praktyce w jednym przypadku na milion”.
Pytanie z tłumu:
– Więc szczepiąc się, na pewno nie umrę?
– Na pewno to nie. To znaczy może pani umrzeć, ale to bardzo mało prawdopodobne.
– Jak trójka w lotto czy raczej jak szóstka?
– Prędzej jak szóstka.
– Czyli mam rozumieć, że u mnie w bloku trafiły szóstkę dwie rodziny? Jednocześnie? Dziewięć osób? Dwóch ojców, dwie matki, pięcioro dzieci?
– W takim razie pani już nie trafi.
– Da mi to pan na piśmie?
W tym momencie pan Ekspert oddalił się. Truchtem. Podśpiewując. Czy tam rapując. Ostry cień mgły, czy jakoś podobnie. Nadstawiłem ucha: “Ryzyko powikłań jest minimalne, a dotyczy przede wszystkim kobiet poniżej 60. roku życia. Należałoby skoncentrować się na edukacji lekarzy i uczulaniu pacjentów na objawy niepożądane, które mogą wskazywać na niekorzystny przebieg w kierunku zmian zakrzepowo-zatorowych. Podjęte odpowiednio wcześnie działania mogą zapobiec głębokim powikłaniom i zagrożeniu życia”.
Nieźle. Już pędzimy za panem Ekspertem, już gubimy nogi, już zapobiegamy.
DANE MROCZNE
Co tam jeszcze… Ten sam wątek. W Polsce, według danych rządowych (strona gov.pl), do 4. maja 2021 roku po szczepieniu przeciwko Covid-19, zmarły łącznie 73 osoby (33 kobiety i 41. mężczyzn). Wiemy też, że zakrzepicę w tym czasie potwierdzono u 36. zaszczepionych, a jej podejrzenie u kolejnych sześciu. Generalnie, niepożądane reakcje organizmu wystąpiły łącznie u tysiąca stu siedemnastu osób. Wszyscy wiedzą (“tajemnica Poliszynela”), że są to dane niedoszacowane – co najmniej w takim stopniu, w jakim od lat kuleją nadwiślańskie procedury zgłaszania Niepożądanych Odczynów Poszczepiennych.
Kto to przekonywał, że prawdopodobieństwo indywidualnej śmierci w wyniku NOP jest mniejsze (“nieporównywalnie mniejsze”) niż od uderzenia pioruna czy asteroidy?
Jeszcze raz “co tam jeszcze”, dla zapamiętania: “Podjęte odpowiednio wcześnie działania, mogą zapobiec głębokim powikłaniom i zagrożeniu życia”. Aha, aha. I teraz wszystko jest “wporzo”. Wcześniej nikt nie wiedział, na co właściwie narażają się szczepieni nieszczęśnicy, przyjmując “na klatę”, czy tam “na ramię” (w ramię), “produkt szczepieniowy” (copyright Niedzielski Łukasz), ale teraz już wie się wszystko co trzeba, więc nieszczęśnicy otrzymują informację dotyczącą ryzyka, jednakowoż “minimalnego”.
Czyli ilu tam umarło z powodu niepożądanych odczynów poszczepiennych, tylu umarło. Ludzie umierają bez przerwy, nieprawdaż, na całym świecie, jak świat długi, szeroki, okrągły i zwariowany.
KRUSZENIE MURÓW
No dobrze, a jeśli szczepionki niosą w sobie niebezpieczeństwo innego rodzaju? Jeśli wspomniane niebezpieczeństwo uzewnętrzni się dopiero po dwóch, trzech czy po iluś tam latach, tak jak po iluś tam miesiącach uzewnętrzniło się niebezpieczeństwo zakrzepicy i zatorów, zabierając z tego łez padołu kilkunastu czy kilkudziesięciu zaszczepionych,? Czy “warunkowe dopuszczenie ze względu na sytuację” będzie można uwiarygodniać bez końca? Otóż, nie spodziewam się. Spodziewam się natomiast, że winnych nie poznamy, nie znajdziemy i o karze dla nich mowy nie będzie. Choć karę powinni wszak ponieść.
Co tam jeszcze… Mija dziesięć lat emisji sztandarowego programu Polsatu, zatytułowanego “Państwo w państwie”. Przemysław Talkowski, prowadzący: “Co tydzień wytaczamy armaty przeciwko organom państwa”. Cóż. Pozwolę sobie nieco poobawiać się, że “wytaczaniu armat” w warunkach nadwiślańskich należałoby poświęcić całodobowy kanał telewizyjny, a i to nie byłoby dość, by mury organów państwa skruszyć. Bez tego to co najwyżej plaster na urwaną nogę. Niemniej kibicuję, licząc, że zawszeć to lepiej, gdy paru osobom odetka się rozum, niż gdyby do końca życia pozostawali na amen pozatykani.
Co tam jeszcze… Mam. Onet, zwany powszechnie (w mojej opinii zasłużenie) Złonetem, epatuje koronawirusem. Trudno to sobie wyobrazić, ale czyni to doskonalej nawet ode mnie. No wstyd i doprawdy nie wiem, czy przeżyję taką porażkę.
PIEKŁO ZA DNIA
Piekło za dnia, czyli “Dzień w piekle na ziemi”. Reportaż. Trzynaście minut. Tak się to robi: czarne tło, białe litery. I czerwone litery. Scenariusz i reżyseria: Piotr Owczarski. Tytuł: “Dzień w piekle na ziemi”.
I znowu białym kolorem po czarnym tle. I kolorem czerwonym: “Do końca kwietnia 2021 roku zachorowało w Polsce już 2 779 000 osób”. I jeszcze parę liczb, tych podliczających zgony. I znowu: biało, czarno, czerwono, biało, czerwono, czarno, i znowu.
Ale oto litery zmieniają się już w obrazy. Lekarz oddziału intensywnej opieki medycznej: “W drugiej fali mieliśmy siedemdziesiąt procent zgonów. Teraz przeżywalność spada do dwudziestu, dziesięciu procent”. Pacjent: “Ostrzegam, żeby samemu się nie leczyć, bo to nic nie pomaga”. Lekarz: “Jako lekarze nie mamy co zaproponować pacjentom do leczenia poza leczeniem objawowym”. Pacjent: “Boję się, że się uduszę”. Pielęgniarka: “Jedyne co możemy zrobić, to być może ułatwić im jakoś odchodzenie z tego świata”. Albo weźmy ten kawałek, z wynurzeń przedstawicielki branży funeralnej: “Producenci trumien nie nadążają z ich produkcją, a na wielu cmentarzach zaczyna brakować wolnych miejsc na kolejne pochówki”.
Wreszcie finał: “Najbardziej pesymistyczne scenariusze zakładają…”, to na biało, na tle czerni, a dalej na czerwono aż krwisto: “…że nowe warianty wirusa będą rozprzestrzeniały się jeszcze szybciej”. Czyli strach (straaach!) oraz “rekordowe fale zgonów”.
KONKURS NA PAPROTKĘ
Strach? Też coś. Strach to jak grzmi i błyska nad Giewontem, a tobie, jak raz schodzącemu z wierzchołka, trudno miejsce na nogi znaleźć, nie możesz więc łańcucha puścić, bo sfruniesz w mig. Cmentarze sobie poradzą, tak jak radziły sobie zawsze. Podobnie jak cała branża funeralna. Takie to miejsca, można powiedzieć, taki, prawda, fach. Reżyser podkreśla: “Jeśli ten film zmieni myślenie choć jednego człowieka, przez co uda się uratować choć jedno ludzkie życie, to warto było go zrealizować”. Pewnie, pewnie.
Co tam jeszcze… Jakiś czas temu tak zwany polityk, “zniknięty” na brukselskie salony unijne, mianowicie Brudziński Joachim, wystąpił u Krzysztofa Ziemca w RMF. Pan redaktor zapytał, czy Brudzinski wspiera pomysł wprowadzenia “paszportów covidowych”, na co pan tak zwany polityk odpowiedział, że właściwie wspiera, ale nie tak do końca, a właściwie w ogóle nie wspiera, to znaczy wspiera, lecz: “Nie nazywałbym tego paszportami. Jestem zwolennikiem tego typu zaświadczeń, a nie paszportów, bo paszporty rzeczywiście źle się tutaj kojarzą”.
Paszporty źle się kojarzą. Super. Psią kupę nazwijmy paprotką i stawiajmy na parapetach Europarlamentu, a prowadzenie konkursu na najładniejszą zlećmy europosłowi Brudzińskiemu. Jak to mówią w kręgach zbliżonych do niejakiego Owsiaka: “Będzie się działo”.
***
Co tam jeszcze… O, wiem. Ponieważ dotarliśmy szczęśliwie do finału naszego dzisiejszego spotkania, zadam pytanie, adresowane zwłaszcza do mężczyzn, pozwalające, odrobinę przynajmniej (tak uważam) rozluźnić mroczną atmosferę dookólną. Czy tam parapandemiczną. Proszę mianowicie zastanowić się i odpowiedzieć sobie, które kobiece piersi są najładniejsze. Następnie podaną niżej odpowiedź właściwą proszę sobie zapisać, proszę zapamiętać, proszę zanieść ją światu, przekazując tym mężczyznom, którzy się i epistemicznie, i aksjologicznie, by tak rzec: pogubili.
Otóż jedynie właściwa odpowiedź na zadane pytanie brzmi: “Najpiękniejsze kobiece piersi to te, które wykarmiły nasze dzieci”. Odpowiedzi, podkreślam: jedynej właściwej, może towarzyszyć buziak. Wróć, żadne może, powinien towarzyszyć. I tym optymistycznym akcentem żegnam się z Państwem do przyszłego tygodnia.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl