Polityku nadwiślański. Tak zwany polityku. Kogo swym działaniem czcisz, bezrozumnie zapatrzony w żar tak zwanej europejskości? Czyś ty oślepł? Płomieni, ogarniający dom twój, Rzeczpospolitą, płomieni zgubnych dla większości twoich rodaków, nie widzisz? Czy uparłeś się nie dostrzegać?
W roku 1977, we Francji, ówczesny prezydent USA Jimmy Carter, warknął pod adresem własnego narodu, że Amerykanie pokonali dręczący ich od lat “przesadny strach przed komunizmem”. Europa majaczenie Cartera nie tylko usłyszała, Europa dobrze zapamiętała te słowa. Blisko pół wieku później, nadwiślańskie tak zwane elity polityczne (narodowe, tak? Czy jakieś inne?), zachowały się, jakby przezwyciężyły w sobie “przesadny strach” przed deficytem budżetowym oraz zadłużaniem Polek i Polaków pod nieboskłon. To ostatnie, ponieważ nie wyłącznie naród polski zadłużają, lecz także dzieci, wnuki i prawnuki tego narodu, a przy tym z pełną wiedzą, że aktualnych decydentów oraz ich potomków, to samo zadłużenie dotknie w stopniu co najwyżej symbolicznym. Podsumowując wątek: nadwiślańskie tak zwane narodowe elity polityczne pokonały w naszym imieniu “przesadny strach” przed kolejnym z serii ograniczeniem niepodległości i niezależności fiskalnej.
Wkrótce okaże się też, czy dla Polski raz “kolejny z serii” będzie ciosem dobijającym. To zobaczymy w naprawdę nieodległej przyszłości. Gdybym miał się zakładać, obstawiałbym dekadę. Nie więcej.
Słyszysz mnie, narodzie?
Nie słyszy.
Nasi tak zwani politycy oślepli, nasz naród ogłuchł.
RAMIĘ W RAMIĘ
Wiem, wiem. Ty sam, tak zwany polityku, i tobie podobni politycy (tak zwani), nie rozumiecie mrocznej natury pożogi, wzbudzonej waszymi decyzjami. Bóg jeden wie, czy pożogi nieopatrznie rozpętanej, czy celowo. Tak czy owak, ni w ząb nie pojmujecie, coście sprowokowali. Tymczasem pożar już tu jest. Gdzie indziej wzniecony, a przez ciebie, przez was, w naszym imieniu sprowadzony nad Wisłę, do domu rodzinnego, pożera dogmaty, pryncypia, normy, zasady, imponderabilia, reguły – wybierzta sobie z listy po uważaniu, co najważniejsze w życiu każdej wspólnoty, a czego intelektualnie ogarnąć choćbyście zechcieli, zdaje się, że nigdy już nie zdołacie…
Czy inaczej: nie dla nas sznur samochodów elektrycznych pod oknami tanich mieszkań na wynajem, nie dla was polskie narodowe kompetencje kulturowe.
Wracając do pożaru: niby czym miałyby być, pytam, jeśli nie oczekiwanym przez was ogólnoświatowym uzewnętrznieniem postępu? Postępu, uruchamiającego moc i wagę procesów historycznych, w których, arbitralną decyzją ideologów nowoczesności, ludzi uznanych za nie mających racji, więc nieprzydatnych, rozszarpuje się w nicość? Ten pożar, jak to pożary mają w zwyczaju, pożera wszystko. Każdą z prawd, na jakiej opierała się kiedykolwiek polska wspólnota narodowa. Wspólnota inna przecież niż jakakolwiek w świecie. Jedyna taka. Dla nas jedyna, dla Polek i Polaków, ale też otwarta dla przedstawicieli każdej innej nacji. Każdy i wszyscy – niezależnie od koloru skóry czy kształtu nosa, bez względu na wiek, miejsce pobytu czy rodzaj wyznania – chcecie polskości dla siebie? Zapraszamy. Stańcie z nami. Bądźcie Polakami będąc Węgrami, Czechami, Słowakami, Litwinami, Białorusinami, Ukraińcami… i kim tam jeszcze jesteście. Oparci o wspólne wartości, twórzcie wraz z nami wspólną Rzeczpospolitą. Jak równi z równymi, jak zacni z zacnymi, jak wolni z wolnymi. Na bok z całą resztą, jak mawia Tadeusz Korzeniewski. A kto próbowałby skaleczyć nas czy poróżnić, nas zjednoczonych, zaraz krwawiłby w głowie.
Co to znaczy, to ostatnie? Zapytajcie premiera Izraela, co niedawno zaćwierkał na Twitterze: “Kto do nas strzela, zaraz krwawi w głowie!”. I owszem, przemawia przez mnie zazdrość. Można powiedzieć o nim, że drań, ale o interesy Izraela potrafi zadbać. Za to mu płacą i za to go szanują. W przeciwieństwie do premiera Morawieckiego, któremu nawet nie płacą, bo sam sobie bierze. Z naszych.
PRZYPALANIE DŻEMU
Nadzieja umiera ostatnia, ale nawet we mnie nadziei mniej i mniej. Kiedyż nieszczęśliwy naród polski zrozumie, że między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca nie ma siły, która sprzeciwiałaby się unijnym projektom federalistycznym? Poza Konfederacją? Nic nie pokazało tego lepiej, w znaczeniu jednoznaczniej, niż głosowanie polskiego sejmu nad “Unijnym planem odbudowy”. Czy jak tam ów przekręt stulecia kazała nam nazywać Komisja Europejska, legitymizowana przez wielce szanowne grono wielce szanownych europarlamentarzystów. Nota bene, “polski sejm” brzmi w tym kontekście okropniej niż okropnie. Złowieszczo. Złowróżbnie. Fatalistycznie rzekłbym.
Przekręt stulecia, napisałem? Dokładnie tak myślę. Przekręt tysiąclecia nawet. Carte blanche dla niemal czterech dekad spłacania zobowiązań – a spłaty te obciążą dzieci naszych wnuków, i to zakładając wyjątkowo sprzyjające pogodę i koniunkturę – o czym moim zdaniem tylko śnić. Mało tego, boć zgoda, o której mówię, obejmuje również przyszłe zadłużanie się Unii oraz długów tych uwspólnianie. I jeszcze więcej, skoro wspomniana zgoda obejmuje też prawo do nakładania na każde państwo unijne, a w takim razie również egzekwowanie odeń, podatków. Bundeswehra dobra okaże się na wszystko? I co, osłonę chętnie zapewni Luftwaffe?
Coście uczynili z polską suwerennością, panie i panowie tak zwani politycy? Skoro skrupulatnie niepodległości strzegliście, gdzież się podziała? Dokąd wypędziliście niezawisłość, na jakich moczarach porzuciliście autonomię fiskalną? Suwerenność, niepodległość, niezawisłość, fiskalna autonomia i wiele więcej – poszły z Polski precz. Cóż miały począć, skoro pionierskiej, postępowej, nowoczesnej i wręcz rewolucyjnej organizacji nowego świata przyklasnęliśmy sami? My, naród. Za waszym pośrednictwem. Teraz to już tylko śliwki robaczywi plus przesolona jajecznica z przypalonym dżemem. Kto lubi, temu smacznego, ale beze mnie, beze mnie.
MARSZ KU PRZYSZŁOŚCI
A teraz najważniejsze, boć od stycznia 2018 roku wychodziły pordzewiałe gwoździe z worka, wychodziły, i wyjść nie mogły, za to kiedy wyszły, zaraz rdza paluchy narodowi upaprała, przy okazji duszę kalecząc – a wszystko powyższe dokonało się za sprawą Prawa i Sprawiedliwości. Za sprawą Prawa i Sprawiedliwości, powtarzam, za sprawą Zjednoczonej Prawicy. Tak zwanej prawicy. Personalnie rzecz ujmując: za sprawą Jarosława Kaczyńskiego. Bóg niech mu wybaczy, ja nie potrafię. Nie chcę. Nie wolno mi.
To nie kto inny, to ja, jesienią 2006 roku, napisałem: “Wściekła batalia medialna pokazała już w pierwszym miesiącu rządów Prawa i Sprawiedliwości, jak potężnym układom ta partia zagraża. Od tamtego czasu mamy do czynienia z kampanią zohydzania i obrzydzania nowej władzy oraz polityki, którą ta władza zapowiadała i prowadzi”. Dalej tłumaczyłem: “Polska dźwiga się do życia po dekadach politycznej, ekonomicznej i społecznej degrengolady. W towarzystwie myślących podobnie, bracia Kaczyńscy wyruszyli w wieloletnią, żmudną, ciernistą, mozolną podróż, u kresu której – jeśli ktoś dysponuje dobrym wzrokiem – dojrzeć można odrodzoną Polskę. Nie wiem, czy dopisze im zdrowie, czy wystarczy im sił, odporności i determinacji – z całego serca życzę, by osiągnęli cel”. Natomiast podsumowując obserwacje, zaznaczyłem: “Ostatnia być może szansa naprawy Rzeczypospolitej, to rządy Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Dlatego powiadam: strzeżmy ich. Nie spuszczajmy z nich oczu”.
Minęło czasu mało-wiele. Lech Kaczyński zginął w Smoleńsku. Najlepsi zginęli wraz z Nim. Prawica, prowadzona twardą ręką Kaczyńskiego Jarosława, przeżyła lata rządów Platformy Obywatelskiej, powróciła do władzy, a na koniec zawiodła. Tak zwana prawica.
Polski Ład? Dobra zmiana w działaniu? Zmiana może, jednakowoż dlaczego “dobra”, skoro z całą pewnością niedobra?
WYKUWANIE ŁADU
Proszę nie obrażać się na mnie. Wiem, co mówię, ponieważ mówię o tym, co widać, słychać i czuć. Dość oczy otworzyć i uszy umyć, przewietrzywszy nozdrza. Wiem też, że przejaskrawiam. Powody wyłuszczyłem wyżej, zatem prawo do krytyki roszczę sobie zasadnie, to raz, a dwa, przejaskrawiam zaledwie odrobinę. No nie ma to, tamto, popatrzmy na rzeczywistość, a dojrzyjmy co należy: tak zwana lewica aż tupie, by dołączyć do Zjednoczonej Europy. I pal sześć, że Europę jednoczą Niemcy, najwyraźniej przekonawszy się do komunizmu. No dobrze, złagodzę do socjalizmu póki co. Zaś tak zwana prawica ślini się równie obficie – z tą różnicą, że w tym drugim przypadku nasi przywódcy ukradkiem wycierają sobie usta. Sobie nawzajem, można powiedzieć. I wielu daje się nabrać. Po mojemu zbyt wielu.
Interes narodowy? Oj tam, oj tam. Kwestia definicji. A kto interes narodowy definiuje? Naród czy my, prawda, przywódcy, przez ów naród wybrani, by naród ów ku świetlanej przyszłości prowadzić, prowadzić, prowadzić… Czyli że o co szanownemu narodowi chodzi? Ramiona proszę wzdłuż szwów, lewą naprzód, ku świetlanej przyszłości, i tak dalej, marsz. Byle rewolucja wymaga ofiar, a co dopiero wykuwanie polskiego ładu. Cóż to zatem za nierozsądne i wielce szkodliwe kontestacje?!
I już poza kpiną: generalnie żadnych złudzeń, panie i panowie. To nie są nawet schody, które moglibyśmy pokonać konno, śladem niejakiego Wieniawy, niegdyś pierwszego ułana i jednodniowego prezydenta II Rzeczypospolitej. Teraz widzimy: prowadzą nas… – przepraszam, niedobre słowo, lepiej zabrzmi fraza “zapędzają nas” – więc teraz zapędzają nas na wierzchołki górskie, wprost w majaczące na horyzoncie chmury, zwiastujące przepaściste “nowe światy” oraz bezdenne urwiska skalne Polskiego Ładu. A jedno i drugie w postaci Wielkiego Resetu, budowanego w oparciu o chorą ideę unijnego superpaństwa. Czy tam państwa globalnego. Ideę, wyrosłą w głowach potomków mentalnych Gramsciego czy Spinellego. Czyli w łepetynach kulturowych marksistów. Gdzie zagnieździwszy się i na dobre zakorzeniwszy, owa mroczna idea łepetyny te opanowała bez reszty.
Tylko komu to przeszkadza? Nowy film, nowy gadżet, nowy ciuch, nowy ład. Czy tam nie żaden nowy lecz polski. A poza tym maseczki zdjąć pozwolili. Na zewnątrz. To zdjęliśmy. Sukces w walce z pandemią ze hej-ho, że niech tam sobie Niemcy testują na polskich dzieciach szczepionki dla małoletnich, a co tam. Wakacje za rogiem, lato idzie.
JAK ŻYĆ
Warto pytać, czego jeszcze doczekamy, cóż więcej od tak zwanych polityków usłyszymy? Na jakie idiotyzmy narażą, nas i nam najbliższych, i jak bronić się przed tym? Chyba nie toporami? Pobudzą nas słowa ich i ich czyny do działania we własnym interesie, we własnej obronie, czy raczej uśpią ostatecznie? Nas i wspólnotę naszą?
Jak żyć, mając za plecami współczesność, a przed sobą postęp? Kto pyta, temu polecam: rozejrzeć się proszę. Widać, że daje się? Że można? No przecież. Gorzej dzieje się, gdy mimo medialnego prania mózgu, resztki rozumu komuś jednak zostały, nie wypłukane do czysta. Albowiem to w samej rzeczy dramat prawdziwy, kiedy okaże się, że w owych resztkach, brudnych bardzo i anty-nowoczesnych nadzwyczaj, jednakowoż ukryć się zdołała resztka inteligencji. Wygląda bowiem na to, że podróżujemy samolotem, którego typu nie wybieraliśmy, w towarzystwie ludzi, których ledwie akceptujemy – w każdym razie sądząc po ich uczynkach, konfrontowanych z wypowiadanymi przezeń frazami pierzastymi. Mało tego, kolejne destynacje i ciągle nowe towarzystwo, narzuca się nam, markując zatroskanie. Czy precyzyjniej: zapytano raz, o kierunek ogólny by tak rzec, zaś wysłuchawszy odpowiedzi, sprzedano nam łgarstwo, inny namiar obierając – a w praktyce prowadząc samolot pt. “Polska” wprost na zderzenie ze zboczem.
Pokazuję przez to, że pilot potrzebny nam od zaraz, ponieważ ze wszech miar uzasadniona wydaje się wątpliwość, czy leci z nami jakikolwiek. Ale przypuszczam, że wątpię, i że kimkolwiek są ludzie w kokpicie, to prędzej jakowyś ideolog rodem z Brukseli, w towarzystwie tego czy tamtego berlińskiego upiora. Czy tam upiorzycy. Kto wie, czy nie z duchem rosyjskiego cara przy pulpicie nawigatora. Czy tam z rzeczywistym szefem GRU, boć z carami czy z duchami carów, bolszewia poradziła sobie dawno temu.
***
Dosyć. Głupcy z wszystkich was, tak zwanych polityków. Tak zwanych polskich. Głupcy po dwakroć. Po trzykroć głupcy z was, powiadam, głupcy po wielokroć. Alternatywnie: zdrajcy. Wieczna hańba jednym i drugim.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl