Jeszcze prezydent Józio Biden nie przekazał prezydentowi Dudzie instrukcji, jak po swoim spotkaniu z Putinem Polska ma prowadzić politykę zagraniczną i w ogóle, a już objawiły sie konsekwencje zarówno bezpośrednie, jak i odległe.
Bezpośrednią konsekwencją jest wybuch afery mailingowej. Okazało się, że ktoś włamał się do prywatnej skrzynki mailowej pana ministra Dworczyka z Kancelarii Premiera, a nawet – do skrzynki jego żony, a z uzyskanych w ten sposób informacji wynika, że rząd “dobrej zmiany” w sprawie epidemii zbrodniczego koronawirusa i w innych sprawach, wodził Polaków za nos, przyczyniając się w dodatku do poważnych szkód w gospodarce.
Mimo podobieństwa tej afery do afery podsłuchowej z roku 2013 i 2014 są też pewne różnice. Tamtą zorganizowali trzej kelnerzy pod kierownictwem pana Marka Falenty, o którym, mówiąc nawiasem, nikt nic nie wie, gdzie jest i czy w ogóle żyje – podczas gdy tę – ruscy hakerzy, za którymi stoi złowrogi Putin. Tak w każdym razie twierdzi Naczelnik Państwa, który oficjalnie jest w rządzie wicepremierem odpowiedzialnym za tzw. resorty siłowe, a więc – również za tajne służby. To oczywiście bardzo ładnie – ale tylko z jednej strony, bo z drugiej już tak ładnie nie jest.
Ładnie – że Naczelnik Państwa natychmiast spenetrował prawdę, a nieładnie – bo skoro ruscy hakerzy hulają po Polsce na podobieństwo tornada, to co robią tajne służby odpowiedzialne za ochronę kontrwywiadowczą naszych Umiłowanych Przywódców, no i co robił do tej pory Naczelnik Państwa, za te wszystkie bezpieki odpowiedzialny?
Na razie jednak nikt tych drażliwych pytań nie stawia, przeciwnie – nawet nieprzejednana opozycja zachowuje się nader powściągliwie, puszczając do publicznej wiadomości tylko nieliczne fałszywe pogłoski.
Fałszywe – bo tak twierdzi pan minister Dworczyk, któremu najwyraźniej nieprzejednana opozycja wierzy, albo przynajmniej udaje.
Dlaczego? Przyczyn może być kilka. Po pierwsze – nie wiadomo, kto tę aferę rozkręcił naprawdę, bo chociaż Putin jest dobry na wszystko, nawet “na ładną niewinną panienkę” a cóż dopiero – na aferę mailingową – to pan Piotr Niemczyk, ongiś, to znaczy – za generała Gromosława Czempińskiego, jako szefa Urzędu Ochrony Państwa – był zastępcą szefa Zarządu Wywiadu, potem wygartywał z rozmaitych kominów, między innymi przewinął się przez “Nowoczesną”, a teraz koleguje z panem Ryszardem Petru w Ośrodku Myśli Liberalnej, co to ma powstrzymywać krążące “widmo komunizmu” – więc pan Niemczyk twierdzi, że “jest trop”, iż mogą to być “porachunki wewnętrzne”.
Kto z kim się w ten sposób rachuje – tego już nie powiedział, ale w takiej sytuacji jedno wydaje się pewne – że bez bezpieczniaków byłoby to niemożliwe. To by wyjaśniało przyczynę, dla której bezpieka okazała się taka bezradna wobec ruskich hakerów. Gdyby rzeczywiście byli, to co innego, ale jeśli – jak sugeruje pan Niemczyk – inni szatani byli tu czynni – to trudno wymagać, by bezpieka łapała się za własną rękę, a zwłaszcza – żeby się tym chwaliła. Jak tam było, tak tam było – zawsze jakoś było – ale na tym katalog przyczyn się nie wyczerpuje.
Oto prezydent Biden przyjechał do Europy, między innymi po to, by poprawić stosunki z Niemcami. Jaki z tej okazji mógłby wręczyć Niemcom prezent? Cofnięcie sankcji na budowniczych Nord Stream 2 to za mało, tym bardziej, że nastąpiło wcześniej. Cóż zatem jeszcze?
Na trop naprowadza nas wojna, jaką od roku 2016 Niemcy prowadzą o odzyskanie wpływu politycznego w Polsce, utraconego w roku 2015. Prezydent Biden w geście dobrej woli mógłby Naszej Złotej Pani w Polsce trochę ustąpić i coś jej obiecać. Coś mogło być na rzeczy, bo jeszcze prezydent Biden nie odpoczął po europejskiej podróży, a już gruchnęła wieść, że na polską scenę polityczną wraca Donald Tusk.
Nad Donaldem Tuskiem parasol ochronny mocną ręką trzyma Nasza Złota Pani, więc myślę, że bez jej rozkazu, a przynajmniej – bez jej pozwolenia – Donald Tusk na żaden powrót by się nie odważył. Skoro zaś się odważył, to znaczy, że wykonuje zadanie.
Ale na pozycji lidera polskiej sceny politycznej jest “dobra zmiana” z Naczelnikiem Państwa na czele, podczas gdy pod rządami Wielce Czcigodnego posła Pupki Platforma Obywatelska z satelitami spadła na miejsce trzecie, zbliżając się do notowań Konfederacji, podczas gdy PiS-owi depce po popiętach pan Szymon Hołownia, prowadzony mocną ręką pozostającego w cieniu pana Michała Kobosko. Jest mało prawdopodobne, by ta formacja podporządkowała się Donaldu Tusku tym bardziej, że jest ona projektem amerykańskim, a nie niemieckim.
W tej sytuacji powrót Donalda Tuska oznaczałby dogadanie się z panem Hołownią, którego mentor pewnie już wie, co prezydent Biden obiecał Naszej Złotej Pani. W takiej sytuacji, gdy budowa przyszłej sceny politycznej dopiero się zaczyna, nadmierna gadatliwość nie jest wskazana tym bardziej, że nie wiadomo, co tam jeszcze w ramach afery mailingowej może zostać ujawnione.
No dobrze – ale co z Naczelnikiem Państwa, który właśnie, wraz z gronem współpracowników, jeździ po Polsce stręcząc “Polski Lad”, przy pomocy którego zamierza wkupić się na następną kadencję?
Otóż właśnie otrzymał on kolejne poważne ostrzeżenie ze strony amerykańskiego charge d`affaires w Warszawie, pana Bix Alliu. Chodzi o nowelizację kodeksu postępowania administracyjnego, która ma być dyskutowana w Sejmie 23 czerwca. Nowelizacja polega na dodaniu do art. 156 kpa paragrafu trzeciego, że “nie stwierdza się nieważności decyzji, która została wydana z rażącym naruszeniem prawa, jeżeli od dnia jej doręczenia lub ogłoszenia upłynęło trzydzieści lat, a decyzja ta byłą podstawą nabycia prawa lub stwarza uzasadnione oczekiwanie nabycia prawa.”. W liście skierowanym do pani marszałek Witek Bix Alliu napisał m.in., że “wyraża głębokie zaniepokojenie w sprawie ustawy, która – jeśli zostanie przyjęta – spowoduje nieodwracalne straty dla Ocalonych z Holokaustu i ich rodzin”, powołując się przy tym na JUST Act Dokument, czyli sławną ustawę 447.
Jak widzimy, Departament Stanu USA czuwa nad tym, by rabunkowi Polski nic nie przeszkodziło. Czy w związku z tym rząd “dobrej zmiany” zachowa się tak, jak przy nowelizacji ustawy o IPN, czy też będzie się upierał przy swoim. W tym drugim przypadku może to być początkiem jego końca, bo pan Hołownia zgodzi się przecież na wszystko. Na osłodę prezydent Józio Biden zagwarantował Polsce “bezpieczeństwo”. Chyba tylko przed Putinem, bo przecież nie przed Żydami?
Stanisław Michalkiewicz