-Jesteś prymusem – ciągnął major – wychowawcy są z ciebie zadowoleni, ale nie potrzebuję ci chyba mówić, że najważniejsze jest zaufanie! Bez tego, do niczego nie dojdziesz. A ty to zaufanie zachwiałeś. Poważnie zachwiałeś!
Masz dwa wyjścia:
-Albo wyślemy cię gdzieś na przeczekanie, do służby w jednostce, albo wyjedziesz z Kraju. Z tym tylko, że jak wyjedziesz, to bez prawa powrotu i stracisz obywatelstwo.
Tadek wyszedł jak nieprzytomny. Znowu szedł Rakowiecką w kierunku Fałata, a w głowie wzburzone myśli wirowały mu jak huragan.
-Co robić? Co robić? Jak z tej niezawinionej matni wyjść? Przecież chciał jak najlepiej!
Wrócił do mieszkania, ale Tereski nie było. Jeszcze nie przyszła ze swojej medycznej szkoły!
Położył się więc na łożku i nie zapalając światła czekał. Po jakimś czasie usnął, ale gdy po paru godzinach obudził się w środku nocy miejsce koło niego ciągle jeszcze było puste!
Tereski nie było!
Tadek nie znał, bo nie mógł jeszcze znać pustki, która powstaje wokół człowieka, który nagle naraził się władzom. W środowisku służb bezpieczeństwa i panującej w MSW atmosferze ciągłej podejrzliwości, ta pustka była specjalnie dojmująca.
W codziennym, cywilnym życiu aresztowanie jest doskonałym sprawdzianem przyjaźni czy koleżeństwa, bo w takim momencie, wokół aresztowanego, powstaje cisza i wyraźne odsunięcie się kręgu, który wcześniej wydawał się trwały jak skała.
Pewnie, że bywają i zawsze bywały różne wyjątki, ale zazwyczaj strach paraliżuje ludzi.
Bo strach, to jest bardzo niedoceniane uczucie. Strach wywołuje reakcje i działania, których w normalnym życiu nikt nigdy by ani nie okazał, ani nie podjął. Strach demoralizuje i niszczy wszelkie dobro. I bardzo trudno ustępuje.
Nawet wtedy, gdy zagrożenie ustaje, strach błąka się jeszcze tu i tam, podsyca niewiarę i zawsze gotów jest wybuchnąć na nowo. Tak jak przytłumiony ogień, który nawet wtedy gdy wydaje się ugaszony, po paru dniach, rozpala się nagle żywym płomieniem.
Tak było z Tadkiem i jego szkolnym środowiskiem. Koledzy omijali go.
Tej nocy, gdy zniknęła Tereska wpadł w panikę. Nie wiedział co robić, gdzie jechać i kogo pytać. Zresztą była noc. Jechać do szkoły na Hożej było nonsensem, więc jedynym miejscem, które przyszło mu do głowy była komenda MO na Wilczej. Ale na Wilczej niewiele wskórał. Za to musiał odpowiedzieć, na wiele pytań dotyczących Tereski i jego samego, tak jakby akurat to mogłoby pomóc.
Dyżurny milicjant polecił czekać, coś sprawdzał, do kogoś wychodził, aż wreszcie po dłuższym krążeniu po korytarzach i pokojach, kiwnął na Tadka.
-Dlaczego nie mówicie, że jesteście pracownikiem MSW, obywatelu?
-Mówiłem…Czy są jakieś informacje o mojej żonie? – Tadek ostatnimi siłami starał się mówić spokojnie.
-Wasza żona, obywatelu Kul, została zatrzymana…
-Jak to? Gdzie jest? O co chodzi?
-Uspokójcie się, obywatelu, uspokójcie! Żona jest w porządku, zdrowa, nic jej nie jest. Zaszły pewne okoliczności i trzeba sprawdzić. Wróci, jak sprawdzimy!
W tym momencie Tadek stracił panowanie nad sobą, zaczął krzyczeć, przeklinać i walić pięścią w blat kontuaru, który oddzielał go od dyżurnego, na co z pokoju obok wyszedł młody podporucznik.
-Towarzyszu Kul! Co wy się tu awanturujecie? Mało wam kłopotów? Uważajcie żeby nie doszły i inne.
-Ja jestem z MSW!!! – Tadek już zupełnie stracił głowę.
-Taaak? – zapytał przeciągle podporucznik – a czy wy na pewno jeszcze tam pracujecie?
I to było nagłe otrzeźwienie, które wróciło Tadkowi racjonalne myślenie.
Z samego rana był już w gmachu ministerstwa, ale na wartowni powiedziano mu, że jego przepustka jest nieważna. Chciał jeszcze protestować, ale przyszedł po rozum do głowy, bo było oczywiste, że takim zachowaniem pogorszy tylko i tak dramatyczną już sytuację. Poprosił więc o możliwość widzenia się z komendantem szkoły, ale okazało się, że komendanta nie ma i dziś „już” nie będzie.
To małe słówko „już” oznaczało, że nie ma szans na widzenie się z komendantem. Jeśli o siódmej rano kogoś „już” nie ma w pracy to znaczy, go nie ma i nie będzie!
Poprosił więc o widzenie się z wychowawcą politycznym.
-Czekajcie – usłyszał od wartownika.
Usiadł na ławce i czekał.
Czekanie zaś jest jednym z najstarszych i kto wie, może najskuteczniejszym środkiem zmiękczenia i upokorzenia. Wszystkie władze zawsze stosowały i stosują go z doskonałymi rezultatami.
Czekający człowiek przechodzi znane, sprawdzone etapy. Najpierw się niecierpliwi, potem zaczyna się złościć, wreszcie wybucha, zostaje łatwo uspokojony, potem wpada w zmęczenie, rezygnację i na koniec wpada w apatię. Wtedy, gdy jest już u kresu wytrzymałości psychicznej zostaje wezwany do pokoju, gdzie najczęściej nie ma nic oprócz biurka z telefonem i jednego krzesła, z tym, że to krzesło nie jest przeznaczone dla niego. Musi stać.
Tadek czekał półtorej godziny i został wezwany przez tego samego majora, który przeprowadzał z nim wcześniej rozmowę o wyjeździe lub odesłanie do odległej jednostki.
-Słucham, obywatelu Kul, co tam nowego? – zaczął tak, jakby Tadek przyszedł na pogawędkę.
-Przyszedłem, bo nie mam wiadomości o żonie, którą milicja przetrzymuje gdzieś w areszcie! Zupełnie nie wiem o co chodzi i proszę o pomoc.
-Organy porządkowe, obywatelu Kul, mogą zatrzymać każdego na 48 godzin. Mogą zatrzymać was, mnie, czy w ogóle każdego… Nie macie się co martwić. Jeśli jest niewinna, to wróci…
-Ale jak ona może być winna, towarzyszu majorze?!? Jak? Przecież chodzi do szkoły!
-Kul! Wy mi tu głosu nie podnoście, dobrze?! Może jest niewinna, może winna. Od tego jest milicja, żeby wyjaśniła. Co ja wam mogę pomóc? A tak przy okazji – zastanowiliście nad tym co wam proponowałem? Waszą odpowiedź muszę mieć teraz. Jak się nie możecie zdecydować, to my za was zadecydujemy, pojedziecie do jednostki i rozpoczniecie zasadniczą służbę wojskową.
-A moja szkoła?
-No nie, Kul, przecież dobrze wiecie, że wy tu już nie jesteście…- A tak na marginesie – dlaczego tak długo ukrywaliście, że jesteście Niemcem? Zawsze mnie to zastanawiało, po coś się tak ukrywał?
Major nagle przeszedł z mówienia „wy” na „ty”.
– Czy ty nie wiesz, że my wszystko wiemy i nie lubimy nieszczerości. Przed nami, Kul, trzeba się rozbroić i otworzyć! I być szczerym!
Tadek aż zaniemówił.
-Towarzyszu majorze! Jakim Niemcem? Ja swoich rodziców nawet nie znałem. Ciotka mnie wychowała. Pawlina się nazywa. Wikta Pawlina. Ona mnie wychowała od początku…
-No to coś cię źle wychowała, bo kłamiesz i ukrywasz. No nieważne! To jaka jest twoja decyzja? Tylko szybko!
I wtedy Tadek zrozumiał, że to jest ten moment. Są takie momenty w życiu człowieka. Kamienie milowe, które decydują o przyszłości, losie a czasem nawet życiu.
-Wyjadę, ale tylko z żoną – powiedział łamiącym się już głosem.
-No to załatwione. Zgłoście się jutro po dokumenty i żeby mi was tu nie było.
-A żona?
-Nie martw się…
To było jak powtórka sprzed czterech lat. Znowu wyjeżdżał i znowu tuż przed przekroczeniem granicy został zatrzymany.
Dwa dni wcześniej, gdy po rozmowie z majorem w MSW wrócił do pokoju na Fałata, Tereska już tam była. Miała nawet dość dobry humor, ale Tadek widział, że gra i po prostu chce zachować twarz twardej dziewczyny, która cały czas wszystko ma pod kontrolą. Mimo to, długo w tej pozie nie wytrzymała, bo w momencie gdy przytulił ją do siebie, coś się w niej załamało, załkała i łzy popłynęły jej po policzkach.Pierwszy raz w życiu to on był tą silniejszą, opiekuńczą stroną, a ona płakała. Wreszcie mogła sobie pozwolić na płacz. Tak jak kiedyś, jeszcze w dziecinnych czasach, Tadek, który zbierał od kolegów cięgi, a Tereska go broniła. Dość prędko uspokoiła się jednak i opowiedziała Tadkowi o zatrzymaniu, nocy „na dołku” w komisariacie MO na ulicy Cyryla i Metodego na Pradze i o tym, jak bez jednego słowa wyjaśnienia oddano jej rzeczy i wypuszczono. Była zmęczona i zmordowana nocą na deskach, nieustannym gadaniem innych zatrzymanych, a przede wszystkim niewiedzą co dalej. Potem on jej opowiadał o swojej rozmowie z majorem i o decyzji, którą podjął bez niej, bez jej zgody i nawet bez możliwości zapytania.
-Co powiesz Tereniu? Jak to widzisz? Może to wyjdzie na dobre? – pytał z niepokojem.
-To nie będziemy mogli zobaczyć rodziców, Dorniewa?
-Nie teraz. Może w przyszłości…ale nie wiem kiedy i jak, bo tak jak mi mówiono ten paszport to jest tylko w jedną stronę…
-W jedną stronę? – i łzy znowu potoczyły się jej po buzi.
Ale przemogła się, wstała i zaczęła pakować ten ich mizerny dobytek, te drobiazgi zabrane z rodzinnego domu, pościel i na koniec książeczkę do nabożeństwa. Byli już na Dworcu Gdańskim i prawie wsiadali do pociągu relacji Moskwa-Paryż, gdy podeszło do nich trzech cywilów, od których z daleka „czuć było” bezpiekę. Jeden z nich był nawet Tadkowi znajomy, bo widział go parę razy koło ministerstwa. Bez słowa wyjaśnienia zabrali im dopiero co wydane dokumenty podróżne i zaprowadzili do pokoju w budynku dworca, w którym nieznany im cywil oświadczył, że nie mogą jechać, mają wracać do domu i czekać.
-Przecież my już nie mamy dokąd wracać, bo klucze do mieszkania zdaliśmy przed wyjściem – powiedział Tadek. Po dwóch godzinach czekania, do pokoju wszedł ten sam cywil, ale tym razem z majorem, z którym Tadek rozmawiał w MSW.
-Sprawa jest taka – powiedział przybyły – wy, obywatelu Kul, możecie jechać, ale sam. Żona, jeśli chce jechać, musi wnosić o paszport zwykłą drogą.
-To co mamy robić?
-Chcecie jechać, jedźcie. Żona musi czekać na paszport.
-Ale może go nie dostać?
-Tego nie wiem. Wszystko zależy od władz poszportowych. To jest poza mną.
-Poza wami, towarzyszu majorze?! – Tadek aż krzyknął.
-„Towarzyszu majorze, towarzyszu majorze…” – przedrzeźnił go major. –Dla was Kul, nie jestem żadnym „towarzyszem”! Wy już straciliście prawo mówienia „towarzyszu”! I nie podnoście mi tu głosu! To jak będzie?
-Chciałbym porozmawiać z żoną.
-Rozmawiajcie, tylko nie długo…
Ale nie musieli długo rozmawiać, bo Tereska miała już gotowy plan. Nachyliła się do męża i powiedziała cicho: -Jedź do ojca, a ja wrócę do Dorniewa, złożę podanie o paszport i zobaczymy. Tak będzie lepiej, bo w przeciwnym razie wykończą cię w tym ich wojsku i tyle będę z ciebie miała – uśmiechnęła się jakoś boleśnie i potargała mu pieszczotliwie włosy.