Miałam kiedyś dobrą koleżankę. Nasze rodziny przyjaźniły się bardzo blisko po przyjeździe do Kanady. Wspólne święta, urodziny dzieci, kolacje, teatr, długie Polaków w noc rozmowy. Wspieraliśmy się w trudnej wspinaczce po kanadyjskiej drabinie zawodowej i społecznej. Po nagłej śmierci mojego męża zakleszczyły się na mnie szczęki depresji. Przez kilka lat tylko dzieci i praca trzymały mnie w pionie. Pod namową dorosłej już córki poszukałam pomocy i udałam się na sesje ‘grief counselling’ – poradnictwa w żałobie. Źle, że nie zrobiłam tego wcześniej. W końcu powróciłam do społeczności i zaczęłam nawiązywać pozrywane kontakty.
Zadzwoniłam do mojej koleżanki. Przeprosiłam, wyjaśniłam. Dowiedziałam się, że się rozwiedli. Zatkało mnie. To była ostatnia para, która była zagrożona. Potem dowiedziałam się, że rozwiedli się, bo jej mąż spotkał na swojej drodze ‘anioła’. Nie, nie przesłyszeliście się ‘anioła’ – tak to przynajmniej on określał. Dla równowagi moja koleżanka, za te wszystkie lata trudów i wyrzeczeń została odsądzona od czci i wiary i zdegradowana do rangi kogoś, kto nigdy niczego dobrego i dobrze nie zrobił. To, że jej życie temu przeczyło nie miało znaczenia, ważne były opinie ze stołu biesiadnego (w którym nigdy nie miała upodobania, i to był chyba jej największy błąd). Więc ten mąż spotkał tego anioła, oczywiście przy stole biesiadnym.
Anioł kuty na cztery nogi ustami męża zażądał spłaty dorobku małżeńskiego na około 200 tys. I tyle dostał, bo w szoku koleżanka nie potrafiła się bronić. W wieku przedemerytalnym jej sytuacja materialna stała się dramatyczna. Do widzenia poszły plany spędzania na emeryturze kilku miesięcy w Polsce i na Karaibach. Po jakimś czasie były już małżonek przeprowadził się do anioła a swoje kondo zapisał w testamencie swoim dzieciom (tym z koleżanką), ale zostawił do użytku dzieciom anioła. Po kilku latach, w stanie do remontu, postanowił kondo sprzedać. Wymyślił, że sprzeda je swoim dzieciom. Nic to, że zapisał je im w testamencie. I one to kupiły.
– Chwileczkę! To zapisał to kondo swoim dzieciom w testamencie, a potem je im sprzedał? No chyba za połowę ceny, bo jedynie połowa należy się w razie czego aniołowi.
– Nie, za całe 300 tys, i do remontu.
Halo! Czegoś tutaj nie kapuję. Czyli ona i jej dzieci (a także tego jej byłego męża), zostali wydutkani na blisko pół miliona. Licząc 10 lat, to wychodzi jakieś 50 tys. kanadyjskich rocznie. Ładny zarobek! Ale nic nie mówiłam, bo skoro sama tego nie łapię. Poleciłam za to gorąco terapię po-rozwodową, zachwalając jak mnie to pomogło.
Przekonałam ją.
Za jakiś czas dowiedziałam się, że anioł wsadził podstarzałego już i schorowanego, byłego męża mojej koleżanki, do domu seniora, bo już nie był w stanie się nim opiekować. Anioły też się starzeją i chorują, gubią pióra i jeszcze bardziej szpetniają. A moja koleżanka? Jej były mąż chce do niej wrócić, bo nie może wytrzymać w pokoju wieloosobowym. I co myślicie, że odmówi? Ależ skąd. Przygarnie. Znów pomyliły jej się role, i myśli, że jej były mąż to syn marnotrawny, a ona jest jego matką. Tylko on nie jest dzieckiem tylko gówniarzem nawet jak jest stary. A co do anioła, to słyszałam, że znów krąży nad starszawymi, bezrozumnymi facetami, wyszukując sokolim okiem następnego do ułowienia. Który to będzie? Czwarty? Niektórzy mówią, że to genetyczne. I kto by to pomyślał jak przyjeżdżaliśmy do Kanady, że tak różnie potoczą się nasze losy.
MichalinkaToronto@gmail.com