Nie ma wyjścia. Stękać i narzekać mogą tylko ci, którzy mają do kogo, albo też lubują się w tym żeby być ofiarą. Kiedyś dawno już temu, miałam takiego, nawet dobrego znajomego, który na wszystko psioczył, i wszystko w życiu szło mu nie tak – oczywiście nie z jego winy. Choć tak po prawdzie, wcale mu tak źle nie szło. Znałam go jeszcze w Polsce, a tam to wiadomo, komuniści stali wszędzie na przeszkodzie. I faktycznie stali – większości. Ci co z nimi zdecydowali się współpracować, co u nas w Polsce nazywa się brzydko kolaborować, mieli się całkiem nieźle. I paszporty dostawali, i różne inne obrywki. Za co? Za zrobienie z siebie szmaty. Ale komuś, z kolei, kto nie ma żadnych standardów moralnych zrobienie z siebie szmaty nic nie szkodzi, szczególnie jeśli nigdy to nie wyjdzie na jaw. Iluż znaliśmy takich, którzy byli faktycznymi łachmytami, choć z wierzchu byli cacy, cacy. Część z nich potem pogniewała się na komunizm i wyjechała. Do Kanady też. Oczywiście przy wjeździe, aby otrzymać wizę kanadyjską musieli kłamać, że nigdy nie należeli, że nigdy nie współpracowali, że nie donosili. Zmiana wiatru w chorągiewce o 180 stopni.
Ale ten mój znajomy, który sobie nic a nic nie radził, to taki nie był – gdzieżby tam! Spotkałam go po kilku latach w Kanadzie i tak jakbym się wróciła do Polski – prawdziwe déjà vu! Wszystko nie tak, wszyscy źli, same okropności dookoła niego. To nic, że jego życie temu przeczyło, bo miał jak na warunki nowoprzyjezdnego niezłą pracę (na pewno lepszą niż w Polsce), i życie rodzinne jakoś mu się układało. Ale jak się go słuchało to ze współczucia, aż mnie zęby bolały. Zajęło mi to sporo czasu żeby się z tego kręgu niemożności i ofiary jaki na mnie narzucił wyrwać. On zawsze miał najgorzej i był najbardziej pokrzywdzony z wszystkich. Naprawdę? I wcale go to nie obchodziło, czy ja mam jakieś kłopoty. I tak przecież jego były na pewno lepsze niż moje. Wyrwałam się, przestałam się z nim spotykać. W końcu małżeństwo mu się też rozleciało, bo pewnie żona musiała mu bez ustanku współczuć, że taki bidusia. Koniec. Kropka. Nie chcę się z takimi kolegować, bo jestem za słaba, i zaraz mnie wciągają w swój zaklęty krąg imposibilizmu i viktimizmu – od impossible (nie da się) i victim (ofiara). Trzeba sobie radzić. A jak? Tak jak się da.
Przyjechałam na swoją wieś, a tu okazało się, że zapomniałam zabrać jedzenia. Nie wiem jak to się mogło stać, ale się stało. Trudno szukać winnego, bo to i tak nic nie da. Do najbliższego sklepu 23 km w jedną stronę. A tu rodzina zjeżdża wkrótce. Nie muszę chyba dodawać, że jeszcze przyjechałam kilka godzin póżniej niż zamierzałam – ach, te niekończące się telefony! Posiedziałam trochę, pomyślałam, i postanowiłam sprawdzić obejście. Kiedyś próbowaliśmy uprawiać warzywa, ale skończyło się wielkim fiaskiem. Tyle trudu (i pieniędzy) na nic. Pod naszą nieobecność króliki, sarny, i amerykańskie wiewiórki (chipmunks) miały dobrą wyżerkę, ale dla nas niewiele zostawało. Niewiele? Sprawdziłam. I proszę, nazbierałam sporo szczawiu (sorel), szczypioru z pozostawionych na grządkach cebulek, pomidorków z samosiejek, małych żółtych kabaczków, i czosnków już dziko rozrośniętych. Nie były perfekt i nosiły znaki walki o przetrwanie, ale były. Do tego znalazłam jakiś makaron. Ach i zioła, którymi obsadzam wszystko co się da, a więc i tymianek, i szałwię, i miętę, i lubczyk. Zabrałam się do roboty, i voila! Zanim moja wygłodniała rodzina zjechała z Bancroft duszone jarzynki z makaronem były gotowe. Wszystkim bardzo smakowały. A w nagrodę zagonkowi, że nas uratował, urządziliśmy grupowe pielenie chwastów. Teraz wiemy, które warzywa są odporne na szorstką kamienną glebę z płaskowyżu kanadyjskiego (Canadian shield), i których nie lubią zamieszkałe tutaj na stałe zwierzęta. To też dobra lekcja. Mimozowate pomidorki i ogóreczki z Toronto tutaj nie przetrwają. Tak i my musimy się zahartować i sobie radzić z tym co mamy, bo inaczej nikt nie będzie z nami chciał się zadawać jak tylko będziemy biadolić i zwalać na innych. A wy jak radzicie sobie w trudnych sytuacjach?
Opiszcie i podzielcie się z innymi proszę.
MichalinkaToronto@gmail.com