Nowoczesność i postęp, po kilkudziesięciu latach niepohamowanego rozwoju, posunęły się tak daleko, że “zasada ograniczonego zaufania” nadaje się dziś do kubła – jak żadna inna.

        Mało tego. Dziś gwarancją przeżycia na krawędzi współczesnego świata – a przypominam, że stąpamy po ostrzu noża – stała się reguła nieograniczonego braku zaufania. No tak. Inaczej: gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że wieloletnia kanclerz Niemiec będzie obściskiwała się z gościem odpowiedzialnym za zabójstwa opozycyjnych polityków i dziennikarzy w swoim kraju, za ludobójstwo w Groznym i okolicach, za próbę siłowego przejęcia Gruzji, za aneksję Krymu, za wojnę na wschodzie Ukrainy, wreszcie za zestrzelenie cywilnego samolotu – gdyby ktoś mi to powiedział, powtarzam, popukałbym go w czoło. Czy tam siebie i jego. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że prezydent największego światowego mocarstwa może zachowywać się jak Biden, czy to w odniesieniu do Afganistanu, czy w relacjach z Putinem, pukałbym jego i siebie dużo mocniej i częściej.

ŁGARSTWA I KREW

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Nota bene, co do Niemiec i Rosji, to warto zauważyć, że na przestrzeni ostatnich szesnastu lat, pani kanclerz spotkała się z panem carem 24 razy. Z czego do Moskwy wzywana była razy 20, a 4 razy pan car wizytował Berlin. Przez telefon rozmawiali aż 67 razy. Ktoś pyta o średnią tych kontaktów? Jedno tete-a-tete co dwa miesiące. Ciekawe, ile razy rozmawiali poza wiedzą opinii publicznej. I o czym. Natomiast, jeszcze co do USA, pewien taki ktoś (“Jest taki ktoś…”) zapytał mnie, co sądzę o polityce prezydenta Bidena wobec Afganistanu. “To samo, co o polityce USA wobec Kurdystanu” – odparłem. “A co Afganistan ma wspólnego z Syrią, Irakiem czy Turcją?” – dopytywał ciekawski. “Nic nie ma. Za to Kurdowie mają wiele wspólnego ze złamaniem słowa danego im przez USA” – wyjaśniłem. Nie zrozumiał, a mnie tłumaczyć się odechciało. Po prawdzie, mogłem warknąć za Stanisławem Michalkiewiczem: “Niebezpiecznie jest być sojusznikiem USA”. Też pewnie nie zrozumiałby.

        Krew, krew niewinnych i oszukanych, krew i łgarstwa, wszędzie. Od zawsze. I wszędzie przerażające deficyty odpowiedzialności. Można oczywiście zauważyć – i będzie to trafne spostrzeżenie – że krew ludzka lać się nie przestaje od chwili, gdy niejaka Ewa uległa podszeptom pana węża, zaś niejaki Adam poddał wabieniu pani Ewy. Wędkarze wiedzą: wabik to podstawa. Wabik to grunt. Czy tam, że grunt to zanęta. Dobrze zanęcisz, mówią, wiadrami wybierać będziesz. Czy jakoś podobnie.

EFEKT KLĄTWY

        Poza ludźmi, idźmy dalej, od dziejów zarania krwawią też zwierzęta. Na ogół mniej myślące niż wzmiankowane człowiekowate. Czy tam nie myślące wcale. Weźmy duńskie myszy i nietoperze. Te krwawią tak obficie, do tego stopnia krwawią, że aż zdecydowały się pozwolić Niemcom na wykręcenie nam numeru nie z tej ziemi, mianowicie zorganizowanie sprzedaży Polakom rosyjskiego gazu z rosyjsko-niemieckiego gazociągu. Bo niby czemu nie? Z czego, ciągnijmy za wniosek: Polski nie zniszczy ta czy inna partia polityczna, choćby starały się, jak stara się “Pan Powracający”. Zniszczyć Polskę pomogą – w wymiarze energetycznym – duńskie myszy i nietoperze. Przy czym czuję się zobowiązany w tym miejscu zaznaczyć, iż co do nietoperzy nie umiem wypowiedzieć się z absolutną pewnością. Natomiast z całkowitą pewnością utrzymuję, że w odniesieniu do myszy mamy do czynienia z “efektem klątwy”. Klątwy niejakiego Popiela. I też nie bezpośrednio myszy Polskę zniszczą, a właśnie przy pomocy gazu. To jest przy pomocy braku gazu.

        A propos “Pana Powracającego”. Dwa zdania dosłownie, może trzy, boć w sumie nie ma o czym pisać. Otóż “Pan Powracający” wrócił, się zasmucił, wszystko rzucił, na urlop pojechał oraz z urlopu wrócił – zaraz gdy w dzienniku “Rzeczpospolita” Piotr Zaremba napisał: “Donald Tusk postawił na totalną, plemienną łupaninę”. Do czego dodam swoje: zaiste ogromnym zwierzęciem jest “Pan Powracający”, ale to nie wystarczy, by mianować go marszałkiem opozycji wszelakiej, kropka.

SWĄD SIARKI

        Teraz o szczepionkach. Tak zwanych. A, nie. Przepraszam. O “wyszczepianiu” bydła ludzkiego dla dobra naszych pastuchów za chwilę, teraz coś na temat kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Dwa krótkie cytaty. Różański Mirosław: “Żołnierz chroniący granice państwową to zrozumiałe, ale żołnierz uniemożliwiający udzielenia pomocy medycznej potrzebującym to upadek etosu służby”. Dariusz Strzelczyk: “Generał z członkostwem w komunistycznej partii (1982-90) pisze o etosie służby”.

        Dobrze. I tym sposobem pora przyszła na “szczepionki”. Weźmy to: “Obawa przed skutkami ubocznymi szczepionek przeciw COVID-19 jest jedną z głównych przesłanek Polaków do tego, by nie przyjmować preparatów chroniących przed koronawirusem” – donosi portal medonet. Pomijając nieścisłość pt. “chroniących przed koronawirusem” – wiemy przecież, że tak zwane szczepionki przed rzeczonym koronawirusem nie chronią w stopniu, w jakim miały nas chronić, a do tego chronią nas coraz słabiej, coraz częściej zwiększając ryzyko niepożądanych odczynów poszczepiennych – więc pomijając tę nieścisłość czy niedopowiedzenie, zacytowane zdanie wydaje się odzwierciedlać rzeczywistość.

        Innymi słowami: jest zdaniem prawdziwym. Niestety, ciąg dalszy wskazuje, że autor zastosował tzw. zmyłkę, natomiast de facto bawi się zapałkami – a to swądem siarki dmuchając nam w twarze, a to obłoczkami dymu usiłując zasłonić nam świat. Czytamy więc: “Tymczasem na podstawie raportów dotyczących niepożądanych odczynów poszczepiennych w Polsce można stwierdzić, że jest to lęk nieuzasadniony. NOP-y dotyczą bardzo niewielkiego odsetka osób, które przyjęły preparat przeciw COVID-19 w naszym kraju”.

PAL WACHMISTRZA

        Ja bym takich “redachtorów”, wbijał na pal techniką znaną mi skądinąd, to jest przekazaną przodkom Ligęzów przez “szczerego Mazura”, wachmistrza Zydora Luśnię, a opisaną szczegółowo przez niejakiego Sienkiewicza Henryka na stronach powieści “Pan Wołodyjowski”.

        Ciekawe, że wzmiankowany tekst, od którego zacząłem wątek bieżący, opublikowano na portalu pod koniec sierpnia i sygnowano podpisem “Redakcja Medonet”. Z czego wolno mi wnosić, że “redachtorzy” portalu “mniej wiedzą niż zjedzą”. Czy tam, że o wachmistrzu i jego metodach prostowania kręgosłupów ludziom złej woli, wiedzą właśnie więcej, niż należałoby przypuszczać. I stąd to przebranie.

        No, mniejsza z tym, wracajmy na trakt główny. Tak więc: “Na podstawie raportów dotyczących niepożądanych odczynów poszczepiennych w Polsce można stwierdzić, że NOP-y dotyczą bardzo niewielkiego odsetka osób, które przyjęły preparat przeciw COVID-19 w naszym kraju”.

        Na podstawie raportów dotyczących NOP-ów? W państwie, w którym jak chyba w żadnym innym, system zgłaszania niepożądanych odczynów poszczepiennych wymaga od lekarza swoistej ekwilibrystyki mentalnej i kilkunastu minut ślęczenia nad rządowym e-drukiem? Przy czym należy koniecznie zwrócić uwagę na fakt, iż przy zgłoszeniu NOP-ów, lekarze muszą działać niejako brew własnym interesom – zwłaszcza gdy sami wcześniej zakwalifikowali pacjenta jako gotowego na szczepienie (lekarz ma obowiązek zgłoszenia każdego rozpoznanego przez siebie NOP w ciągu 24 godzin od powzięcia podejrzenia jego wystąpienia). Niemniej przełamanie własnej niechęci a następnie rzetelne wypełnienie druku to dopiero początek całej procedury.

PROCEDURY, PROCEDURY

        Podejrzane NOP-y trafiają tą drogą do Powiatowych Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych, te przekazują zgłoszenia do Zakładu Epidemiologii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, tam dane podlegają weryfikacji i analizie, uznane zaś przekazuje się Głównemu Inspektorowi Sanitarnego. Państwowa Inspekcja Sanitarna ponownie weryfikuje kompletność danych zawartych w zgłoszeniu, by w razie konieczności skontaktować się z lekarzem w celu uzupełnienia brakujących informacji. Zweryfikowane zgłoszenia, pochodzące od PIS, nie mylić z partią, publikowane są na oficjalnej rządowej stronie akcji szczepień.

        Tymczasem dane udostępniane przez agendy Unii Europejskiej wskazują, że od momentu rozpoczęcia akcji, na Starym Kontynencie podano ponad 552 miliony dawek “szczepionki”, odnotowując około dwóch milionów zgłoszeń niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP). Połowa zgłoszeń dotyczyła przypadków “poważnych”. Czyli, z definicji, “zdarzeń medycznych, skutkujących śmiercią, zagrażających życiu, wymagających, skutkujących innym stanem o istotnym znaczeniu medycznym lub przedłużeniem trwającej hospitalizacji, powodujących trwałą lub znaczną niepełnosprawność lub niezdolność do pracy”. Z kolei, z miliona zgłoszeń poważnych, przypadków śmiertelnych było 21.766 – tyle osób zaufało specjalistom, zagrało w ruletkę pt. “mRNA”, a w efekcie straciło życie.

        Podkreślmy dla zapamiętania: każdy pojedynczy przypadek poważnego NOP, każdy bez wyjątku, to negatywna weryfikacja zapewnień rozmaitego autoramentu i proweniencji “specjalistów”, czy tam “ekspertów”, czy tam jednych i drugich, ględzących nieustannie na temat “korzyści przewyższających poziom ryzyka”.

NAUKAWCY NAUKAWCOM

        Zderzając powyższe postawy z de facto nieznanym, rzeczywistym poziomem śmiertelności po NOP, ludzi tych można nazywać utytułowanymi baranami – bez najmniejszego ryzyka popełnienia błędu. Ludzi stręczących nam “szczepionki” w ten sposób, co – przykładowo – doktor Dzieciątkowski Tomasz: “Nawet przy warunkowym dopuszczeniu do obrotu szczepionka musi przejść wszystkie fazy badań klinicznych żeby została zatwierdzona”. No jasne. Dlatego właśnie była zatwierdzona warunkowo, że wiemy, że jest bezpieczna? Żebyśmy się dowiedzieli? Czy jak?

        Inni “eksperci” z kolei przekonują: podano szczepionki milionom ludzi, stąd wiedzę o szczepionkach zebraliśmy ogromną. Aha, aha. Widać doczekaliśmy nowego paradygmatu w nauce: odtąd “naukowcy” (naukawcy?) w imię dobra ludzkości, nabywać będą wiedzę nie męcząc myszy czy szczurów, a za pomocą masowych prób na ludziach.

        Podsumowując wątek: “Ufojcie nam, ufojcie!” – nawołują autorytety, naród zaś autorytetom w te słowa opowiada: “Sam se ufaj, ty! Z takiej synu”. Zwłaszcza, gdy badania naukowe (Oxford University) dowodzą, że osoby zaszczepione mają nawet 250 razy większe “miano wirusa” w nozdrzach, niż osoby chore, które szczepionki nie przyjęły. Wniosek, powtarzany coraz powszechniej, brzmi: przyjęcie szczepionki może łagodzić objawy infekcji i jednocześnie zamieniać osoby zaszczepione w tzw. super-roznosicieli, “siejących” dookoła siebie wirusem w znacznie większym stopniu, niż osoby zakażone wirusem, ale nie zaszczepione.

        Zastanawiałem się kiedyś, skąd wzięło się: “Don’t hang out around vaccinated people, unless you are” – teraz wiem, czemu nie powinniśmy kręcić się wśród zaszczepionych, chyba, że sami zaszczepieni jesteśmy.

***

        Groza narasta. Bogu dziękować, że narasta wraz ze świadomością zagrożeń dla pojęcia człowieczeństwa. Ze świadomością zagrożeń, ku jakim wiodą nas ludzie złej woli.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem:

widnokregi@op.pl