Nie byłem w Polsce 2 lata, a to z powodu pandemii, wcześniej  jeździłem co roku.

        Obawiałem się wyjazdu, bo nie jestem zaszczepiony, a musiałem być na pogrzebie Ojca.

        Bilet kupiłem z dnia na dzień, jak zwykle u pani Ani w Polimeksie, która wynalazła mi w LOTcie wyprzedaż klasy Premium, w jedną stronę, przez co o dziwo cały bilet okazał się tańszy niż zapłaciłbym za klasę turystyczną w obie strony.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Tak więc po raz pierwszy w życiu leciałem czymś więcej niż to, co przysługuje zwykłemu człowiekowi, który oszczędza na wygodach. (Tu anegdota, jak pewna pani posiadaczka milionerka pytała znajomych: „lecicie z nami naszym dżetem czy bydlęcym?”.

        Pojechałem na lotnisko 3 godziny wcześniej, ale jak się okazało mimo kolejek wszystko było, jak dawniej i bardzo szybko znalazłem się w poczekalni przed wejściem do samolotu.

        Odprawiałem się stojąc w osobnej kolejce co mnie trochę krępowało – odprawa dla klasy biznes i premium jest do innego okienka.

        Przejście przez kontrolę bezpieczeństwa również odbyło się bez problemów. Oczywiście cały czas na lotnisku miałem maskę na twarzy, podobnie jak w samolocie, gdzie jednak większość osób ją „uchylała”. Lot był bardzo miły, panie stewardesy – super; rzeczywiście klasa premium jest o tyle dla mnie lepsza, że bardziej pasuje „gabarytowo”. Reszta rzeczy,  jak alkohol wliczony w cenę biletu czy podawanie jedzenia na porcelanie i w szkole, szczerze mówiąc niewiele zmienia, tym bardziej, że przeżyłem już w życiu turbulencje, których nikomu nie życzę, kiedy to szkło i porcelana latałoby po sufitach.

OKULARY GUCCI

        Leciałem obok korpulentnej młodej kobiety, która na powitanie stwierdziła, obrażonym tonem z grubym akcentem po angielsku, że siedzę na jej miejscu.

        Okazało się że jednak nie siedzę, za to pod koniec podróży moja sąsiadka zaczęła czegoś energicznie szukać i stwierdziła, że zgubiła bardzo drogie okulary firmy Gucci do tego nie takiego „zwykłe”, tylko „kolekcjonerskie” i nie wyjdzie z samolotu, jeśli się nie znajdą. Nie zażądała co prawda natychmiastowego lądowania w przygodnym terenie, ale chciała, aby stewardesa poinformowała o tym cały personel z kapitanem włącznie.

        Ponieważ siedziałem obok, w naturalny sposób byłem pierwszą podejrzaną osobą, która jej te okulary słoneczne zwinęła. Trochę było to niemiłe no ale usiłowałem robić dobrą minę do złej gry i pomagać w rozgrzebywaniu foteli – jej i mojego.

Kwarantanna

        Wyszedłem z samolotu naładowany adrenaliną – czekała mnie polska odprawa.

        Właśnie weszły w życie przepisy, że osoby przylatujące spoza strefy Schengen, które nie są zaszczepione muszą poddać się dziesięciodniowej kwarantannie, która może zostać skrócona do 8 dni, jeśli wykona się test na covid, a jego wynik będzie negatywny.

        Ruszyłem do odpowiedniego okienka przy którym nie było większej kolejki, z czego wynikało, że jednak większość pasażerów była w pełni zaszczepiona.

        Postanowiłem niczego nie ukrywać i nie owijać w bawełnę, powiedziałem pani wprost, że nie mam żadnych objawów, mogę zrobić testy, „jakie tam pani chce”, ale przyjechałem na pogrzeb Ojca i na nim będę, chyba że zostanę aresztowany.

        Pani nie wypowiedziała ani jednego słowa, wbiła mi pieczątkę do paszportu i otworzyła bramkę. W ten sposób wyszedłem z lotniska. Wziąłem taksówkę na Dworzec Centralny…

Do Krakowa

        Zawsze zaczynam ostrożnie rozmawiać, bo nigdy nie wiadomo z kim mamy do czynienia, ale przed wejściem do dworca rozstaliśmy się z taksówkarzem, jak bracia Polacy. Ponarzekaliśmy na młodzież, kredyty etc..

        Podróż Pendolino do Krakowa, szybka, chociaż przed Krakowem staliśmy w polu jakieś 20 min. przez co pociąg był właśnie o tyle opóźniony. W pociągu dużo młodzieży. Rowery w przedziale bagażowym, w ubikacjach czysto, a to co zwróciło moją uwagę, to że ci młodzi ludzie wokół mnie czytali książki. Po prostu niebywałe! Wciąż jeszcze książki są czytane.

        Kraków słoneczny, turystyczny i tłoczny, więc wybrałem się stałą trasą z dworca przechodząc przez Rynek Główny, a następnie Grodzką, koło mojej szkoły (nieukończonej) Wawelu, na Stradom, skąd kilka przystanków tramwajem, bo nie chciało mi się iść przez most, dotarłem do domu.

        Kraków poza rejonem ściśle turystycznym stwarza wrażenie miasta dobrego do życia, trzeba tylko uważać na rowerzystów i hulajnogi elektryczne,  no ale ten sam problem jest w wielu innych miastach.

Problemy techniczne

        W domu różne problemy, również techniczne. Rano zbudził mnie sąsiad, że nie będzie wody, żebym pozakręcał zawory w pionach, potem okazało się, że po ponownym napełnieniu przecieka ubikacja.

        Postanowiłem ją wymienić. Nowy kompaktowy WC w Castoramie –  170 zł; co ciekawe, wyprodukowany na Ukrainie.

        W sytuacji, w jakiej byłem postanowiłem nie instalować samemu, zadzwoniłem po osiedlowego hydraulika.

        Hydraulik jest na emeryturze, pracował kiedyś dla spółdzielni, umówiliśmy się za kilka dni. Przyszedł rano i na wejściu ostrzegł, że go bolą dzisiaj krzyże.

        Przez cały czas wizyty miałem wrażenie że występujemy w programie 60 minut na godzinę o fachowcach.

        Pan Fachowiec na początek odkręcił stary sedes, ale nie mógł dźwignąć, więc dźwignąłem, żeby wylać wodę z muszli do wanny. Następnie stwierdził, że trzeba skuć tę zaprawę z płytek, ja na to, że nie mam czym, a on mówi to chodź pan ze mną do samochodu, to panu dam. Wyszło tak, że ja na kolanach skuwałem zaprawę, a Pan Fachowiec siedział na zydelku ostrzegał, żebym się nie pokaleczył, komentował gdzie trzeba mocniej uderzyć i poinstruował żeby śrubę ułamać młotkiem bijąc raz w jedną, raz w drugą stronę. Po jakimś czasie udało mi się oczyścić zaprawę.

        Przymierzyliśmy nową muszlę. Okazało się, że potrzebna jest nakładka na otwór,  jak stwierdził Pan Fachowiec, potrzebna jest warga i zadzwonił do sklepu na osiedlu. Pani w sklepie powiedziała, że takich nie mają.

        Pan Fachowiec powiedział, że „ma takie kolanko”  ale jest za długie a rura odpływowa jest prowadzona w betonowym cokoliku, który został oflizowany. Dał mi młotek i mówi, skuj pan to. Pytam, całe?! A on, jak się nadkruszy, to potem już łatwiej pójdzie.

        Odbiłem płytki, ale beton nie chciał dać się ruszyć. Pan Fachowiec powiedział, niech pan sobie to kuje, a ja skoczę do sklepu zobaczyć czy może nie mają czegoś, żeby spasować. Pożyczył ode mnie parasol, bo padało.

        Po kilkunastu minutach dzwonię do niego tłumaczę, że tego nie da rady skuć, na co on; weź pan pożycz większy młot od tych co w bloku instalują właśnie komunalną ciepłą wodę. Ja na to, że boję się, iż rozbiję żeliwną rurę kanalizacyjną w pionie i mnie zaleje.

        Przestałem kuć, bo akurat przyszedł Pan z Administracji.

        Tymczasem wrócił Pan Fachowiec – kupił właśnie taki kołnierz, jak był potrzebny i moje kucie stało się bezcelowe. Zaczął instalować. Od tego momentu poszło mu to w miarę sprawnie, ale okazało się, że wężyk doprowadzający wodę do spłuczki jest o jakiś centymetr za krótki i na dodatek wymaga reduktora z pół cala na trzy ósme cala.

        Pan Fachowiec, polecił; wie pan co, skocz pan może do tego sklepu na osiedlu koło szkoły, w starym pawilonie, ta babka tam powinna mieć taki wężyk, tylko nie bierz pan za długiego. Po czym ponownie poprosił o pożyczenie parasola, bo wciąż padał deszcz i uznał, że pójdzie na drugą robotę do jednej pani w innym bloku, a spotkamy się jak wrócę z wężykiem.

        O dziwo okazało się, że pani miała wężyk („sprzedajemy tylko za gotówkę”), wróciłem, ale jeszcze musiałem trochę poczekać na Pana Fachowca, więc wężyk wkręciłem sam, tym bardziej, że w mieszkaniu jest jedna ubikacja, a ta była od rana nieczynna co w pewien sposób komplikowało życie.

        Pan Fachowiec przyszedł w końcu i pochwaliły mnie za wkręcenie wężyka; widzisz pan, jakiś pan zdolny.

        A następnie zażądał kwoty 30% wyższej niż pierwotnie z uwagi na powstałe nieprzewidziane komplikacje. Po czym usiadł sobie na taborecie w kuchni.  Wyciągnąłem kawę, bo piwa nie miałem, podałem ciasto z lodówki i tak sobie siedzieliśmy z półtorej godziny.

        Opowiedział mi o swoim szwagrze, który ma zakład samochodowy, o postępach w mechanizacji rolnictwa i budowy domów; pogadaliśmy o różnych sprawach bieżących i historycznych.

        W zasadzie cała półtoragodzinna rozmowa  warta była tych dodatkowych pieniędzy. Gdybym nie miał innych rzeczy do robienia to pewnie byśmy i dłużej siedzieli. Pan Fachowiec miał wiele ciekawych obserwacji między innymi taką, że dawniej to młodzież była normalna, znała się i pod blokami siedziała na ławce z piwkiem, a dzisiaj wszyscy na tych komputerach…

Język ukraiński

        Praktycznie słychać go wszędzie. Jednego dnia na ławce na osiedlu,  innego rano otworzyłem drzwi majstrowi od instalacji rur do ciepłej wody komunalnej, trzy razy musiałem go prosić, żeby powtórzył co mówi, ale  żeśmy się w końcu dogadali.

        Sklep na osiedlu zaraz obok  zaopatrzony jak EuroMax we wszystko,  dużo garmażeryjnych rzeczy. Polska żywność nadal jest super, zwłaszcza nabiał.

        W tym samym pawilonie jadłodajnia/restauracja „Nasza”, prowadzą Ukraińcy. Drugie danie z kompotem 20 zł. Dużo młodzieży zabiera na wynos. Jedzenie ok. Trochę lepsza funkcjonująca już lat knajpa „z chińskim” – prowadzą Wietnamczycy. Danie z kurczaka w iście amerykańskiej objętości –  22 zł ale bez picia.

        Wszystkie dania azjatyckie jednak tak trochę z polskim akcentem no i z podanym nożem i widelcem.

 

Covid

        Covida jakoś specjalnie nie widać, choć ludzie w tramwaju raczej wszyscy zamaskowani, to samo w kościele, gdzie obowiązuje dystansowanie w ławkach, ale jest możliwość otrzymania Komunii w tradycyjnym rycie czyli do ust i na klęcząco.

Dyspenser wody święconej w kościele na Dębnikach, podkładasz rękę leje się woda….

       Ksiądz po prostu zapowiada, że osoby, które biorą komunię na rękę proszone są o ustawienie się na środku kościoła, a osoby, które normalnie przyjmują Komunię Świętą z boku. Tak było w moim kościele na osiedlu, ale też tak było Łagiewnikach w Bazylice Miłosierdzia Bożego.

        Ceny może odrobinę niższe niż u nas, ale naprawdę odrobinę, a niektóre chyba wyższe. Przelicznik dolarowy mamy teraz 1 do 3. Tak można założyć.

        Tyle obserwacji, będę tutaj jeszcze jakiś czas, a przed powrotem czeka mnie pierwszy raz w życiu test na covid, no a potem kwarantanna w domu.

 Andrzej Kumor