Rośnie samo tak jak chce? Po pierwsze to nie samo, bo najpierw było posadzone. A po drugie to dostarczono mu potrzebnych składników. Jeśli tych sprzyjających okoliczności by nie było, to rosłoby licho, albo i nie rosło wcale. Przykładem są tu niektóre rośliny, i domowe, i ogrodowe, kupowane jako ‘kanadyjskie’. To taka reklamowa zmyłka, że są kanadyjskie. A zatrzymały się jedynie na dzień/dwa u jakiegoś kanadyjskiego ogrodnika. Po takim krótkim pobycie dostają etykietkę made in Canada, a my je kupujemy, wierząc, że skoro z Kanady, to i przyzwyczajone do naszych trudnych warunków. I co? A licho. Taka roślina poczęta w upale południa, ze znacznie większą ilością słońca, próbuje i próbuje. A my dmuchamy i chuchamy z marnym efektem.
Przez kilka lat próbowałam w zacienionym miejscu mojego ogrodu wyhodować rododendron. Próbowałam i próbowałam, forsy na to sporo wydałam, bo sadzonki rododendronu (krzew) są drogie. I próbki ziemi pobierałam, bo rododendron lubi kwaśne podłoże. I nawoziłam odpowiednio. I nic, jakby się te rododendrony zmówiły, i po okresie skarlenia, zamierały. Już się poddałam – nie muszę mieć w ogrodzie rododendronów. Tyle lat nie miałam, to i nie będzie. W końcu dostałam odszczepkę od marnego rododendronu z ogrodu kuzynki. Nie sądziłam, że cokolwiek z tego wyjdzie. Ale zakorzenił się w słoiku, potem w donicy, a potem nie zmarniał przesadzony do ogrodu. Przetrwał zimę i się pięknie rozrósł już w pierwszym roku. Prawdziwy sukces. Wystarczyła odszczepka prawdziwie kanadyjska, powiedzielibyśmy genetycznie zaprawiona do naszego torontońskiego klimatu.
Czyż nie podobnie jest z ludźmi? Niektóre nieboraki przez całe życie próbują się dopasować do gleby i warunków, które nie są dla nich. Efekty takiego dopasowywania to znojne i trudne życie nie tylko dla nich samych, ale i dla bliskich. Nie można być kimś kim się nie jest, a strojenie się w cudze piórka niczego tak naprawdę nie zmienia.
Właśnie wróciłam do Toronto po kilkutygodniowym pobycie na wsi. A tu wszystko porosło tak jak chciało. Na patio nawet bluszcz z płotu (virginia ivy) rozrósł się na ceglanej posadzce, tak, że nie można siąść na ławie. Nawet ładnie wygląda, ale muszę go przyciąć, żeby korzystać ze stolika. Bluszczyk rozrósł się tak jak chciał, ale lwie paszcze (snapdragon) zmarniały. Czekają na moją pomoc. A pomoc będzie poprzez przycięcie bluszczyka. Jak jedno podciągniecie, to drugie osłabicie. Czyż nie jest podobnie z nami? Jeśli ktoś chce realizować siebie, to jednak musi uważać, aby nie robić tego kosztem innych. Łatwo jest być pokrzywdzonym kosztem innych. A złoty środek? Jeśli w ogóle jest, to taki aby szanować innych i nie pozwalać sobie na zbytni rozrost kosztem innych. Gdybym mój bluszczyk przycięła w odpowiednim czasie, to lwie paszcze by nie zostały przyduszone, a bluszcz hulał by wyłącznie wzdłuż płotu. Zgodnie z autorem (Peter Wohlleben) bardzo popularnej książki ‘Sekretne życie drzew’ to i w świecie roślin występuje współżycie grupowe. Rolą ogrodnika jest znać reguły i je wykorzystywać, aby ogród się rozrastał, zakwitał i owocował tak, żeby wszystkim było w nim dobrze. Czyż nasze życie nie jest także takim ogrodem?
MichalinkaToronto@gmail.com