Rozdział 7
Znikająca ścieżka
Zaraz po tym jak Szary oddalił się w głąb ogrodu, Ranny Ptaszek znowu obudził pozostałe koniki. Tym razem nie wytrzymały dłużej jego śpiewu. Wstały i postanowiły znaleźć Szarego. Było im głupio z powodu gimnastyki i chciały zakończyć nieprzyjemną sytuację, która się wytworzyła. Odzyskując w zamku tożsamość koni królewskich, stawały się coraz bardziej honorowe. Równocześnie dbały, żeby nie zamieniło się to w próżność. Bajka, Julka i Milka poszły zaraz za nimi, prawie śpiąc, wyciągnięte przez psa Milki, który uznał to za okazję do porannego spaceru.
Wygrys pokazał im kierunek, w którym udał się Szary, ale miał do niego żal, więc pokazał niedbale. Było mu wszystko jedno czy znajdą Szarego czy nie. Sam nie zamierzał go szukać. Kiedy ogon ostatniego konika znikał w krzakach, Wygrys pobiegł jednak za nimi i zdążył się przyłączyć. Szli gęsiego ścieżką z nieregularnych, płaskich kamieni, między którymi rosła krótka trawka. Bajka popatrzyła tylko raz w stronę stajni, ale do niej nie poszła. Ścieżka skończyła się przy omszałym głazie obrośniętym wysokimi krzakami. Koniki rozglądały się na wszystkie strony, ale po prostu nie dało się iść dalej. Kiedy zaczęły rozgarniać krzaki, okazało się, że koło głazu leżą resztki kamiennej bramki.
– Wygląda to tak jakby ktoś kiedyś ułożył głaz w bramie – powiedział konik w kolorze łupiny orzecha włoskiego, który miał wyobraźnię przestrzenną.
– Po co miałby to robić? – spytał Beżowobury.
– Żeby się gdzieś nie dało wejść.
– Albo skądś wyjść… – podchwycił myśl Beżowobury.
Po czym oparł się o głaz, który jakby nieznacznie drgnął. Beżowobury postanowił położyć się na nim całym ciałem, ale czuł, że sam nic nie zdziała:
– Razem, panowie – wysapał do reszty koników.
Każdy położył na głazie przynajmniej jedno kopyto i pchał z całej siły. Dziewczynki i Wygrys też pomagali. Kiedy prawie stracili już nadzieję, głaz ruszył i przetoczył się na drugą stronę krzaków. Odskoczyli do tyłu. Przed nimi otworzyła się czarna czeluść, do której prowadziły całkiem zielone od mchu schody. Koniki poruszyły chrapami, a dziewczynki zatkały nosy.
– Jak brokuły sprzed dwóch lat! – szepnął Wygrys do Milki.
– Chyba sprzed dwustu – odpowiedziała Milka, też szeptem.
– Wiesz, że możesz nawet mieć rację, w takim miejscu to całkiem możliwe… – Bajka zaczynała sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji.
Wszyscy czuli, że mogą być w niebezpieczeństwie.
– Idziemy w dół?
– Oczywiście – powiedziała Milka i zeszła o jeden stopień, trzymając za rękę Julkę. Postanowiła postawić pierwsze kroki zanim ktoś się rozmyśli. Zaczęli powoli schodzić po schodach. Wszyscy oprócz pięknego, dużego i mądrego psa Milki, który poważnym wzrokiem i niespokojnym piszczeniem wybłagał u niej, że zostanie na górze.
– A jeżeli tu byli przetrzymywani złoczyńcy? – konik w kolorze skorupki jajka zatrzymał się gwałtownie.
– Przestań, to nie ratusz miejski – ucięła krótko Bajka, która interesowała się trochę historią.
Schody nie miały żadnej bariery, a ściany nie było się przyjemnie trzymać, bo porastał ją mech.
– Czy ktoś ma latarkę?
Okazało się, że wszystkie koniki trzymają w torbach przy siodle przynajmniej po jednej latarce. Te, które miały więcej, podzieliły się z dziewczynkami i Wygrysem.
– One zawsze mają głowę na karku! – szepnęła Bajka do Julki, równocześnie postanawiając, że kiedy wróci, na stałe włoży latarkę do torebki-plecaczka.
– Mówiłam ci, to ich stare wojskowe zwyczaje. Jeszcze z armii królewskiej, tylko dawniej to były pochodnie.
W miarę jak schodzili, robiło się coraz ciemniej.
– Bon boni. Boni bon… – powiedział Wygrys do Milki słysząc dzwon dzwoniący na wieży kościelnej w niedalekiej Osadzie i przysunął się bliżej. Kiedy się czegoś bał, ze zdenerwowania zaczynał mówić bardziej dziecinnie, niż zwykle. Milka zrozumiała, że chodzi mu o dzwoniący dzwon i ścisnęła mocno jego miękką i miłą w dotyku, mięsistą łapę, co jej samej też się przydało.
Po chwili wszyscy szli już po prostym. Schody się skończyły i latarki rozświetlały wąski korytarz z okrągłym sklepieniem. Miał podłogę z ubitej ziemi i zakręty, przez które nie dało się powiedzieć jaki był długi.
– Może się zaraz skończy – pomyślał z nadzieją Wygrys.
Korytarz przypominał im wijącą się leśną ścieżkę, tyle że byli pod ziemią.
– Otarłeś się kiedyś o Wielkie Niebezpieczeństwo? – szepnął konik koloru herbaty z mlekiem przysuwając się do Grafitowego i udając, że robi to tylko po to, żeby powiedzieć mu coś na ucho.
– Ostatnio nie, ale w tej chwili ocieram się o wielkiego tchórza – odpowiedział mu Grafitowy, na szczęście również szeptem.
Konik koloru herbaty z mlekiem zarżał urażony i pogalopował do przodu, stukając kopytami o wiele za głośno. Nagle stanął jak wryty, bo korytarz, jakby nigdy nic, rozdwajał się na dwie identyczne odnogi. Po krótkiej dyskusji szeptem, postanowili się rozdzielić. Dziewczynki, obrażony Herbacianomleczny i koniki brązowe skręcały w prawo, a reszta koników i Wygrys w lewo. Wygrys zdecydował się puścić rękę Milki tylko dlatego, że chciał iść w większej grupie.
– Słuchajcie, jeżeli nigdzie nie dojdziemy przez godzinę, to po prostu wracamy w to miejsce, w którym w tej chwili stoimy, i wy i my. Na szczęście w każdej grupie był ktoś z zegarkiem.
– Na wszelki wypadek powinniśmy ustalić hasło – zaproponował konik koloru herbaty z mlekiem, żeby zyskać na czasie. Nie był zadowolony, że się rozdzielają.
– Po co nam hasło? – zapytał sceptycznie konik w kolorze zjełczałej śmietanki.
– Jeszcze nie wiem, ale w sytuacji tak groźnej jak nasza w tej chwili, dobrze byłoby mieć tajemne hasło, przynajmniej na wszelki wypadek. Na przykład gdyby złoczyńca chciał się podszyć pod jednego z nas.
– Co wy z tymi złoczyńcami? – prychnął Grafitowy.
W końcu wszyscy uznali, że hasło dobrze byłoby jednak mieć i zgodzili się na „świnki i wilk“ jako wszystkim znane i łatwe do zapamiętania.
Korytarz, którym poszły dziewczynki, nie tylko miał coraz więcej zakrętów, ale coraz częściej podchodził w górę albo zjeżdżał w dół, co w ciemności rozświetlanej tylko przez małe latarki było dosyć męczące. Zapach też się nie poprawił, ale wszyscy zdążyli przyzwyczaić się do brokułów. Dla oszczędności postanowili wyłączyć co drugą latarkę. Ze zmęczenia nawet ze sobą nie rozmawiali. Martwili się trochę długością korytarza i zastanawiali, każdy osobno, nad powrotem. Bajce, która lubiła przyrodę, podobało się, że korytarz jest nieregularny i naturalny, jakby wyryty przez jakieś zwierzątko. Wyobrażała sobie, że idzie na spotkanie kreta w jego mieszkaniu. Milka, która z przyrody najbardziej lubiła psy, zastanawiała się jak sobie radzi jej pies, który źle znosił samotność. Za kolejnym zakrętem, pierwszy brązowy konik stanął, a wszyscy wpadli na niego i tak już zostali, trzymając się razem. W panice gasili latarki dla zamaskowania. Z naprzeciwka szło coś małego i czerwonego, z jaśniejszymi plamami na ciele. Byli tak zaskoczeni i przerażeni, że nie przyszło im do głowy uciekać. Coś szło cicho, ale sapało i świeciło, więc wiedzieli, że się zbliża.
– Hasło! – wrzasnął konik w kolorze herbaty z mlekiem, którego nerwy nie wytrzymały.
Ktoś włączył latarkę, w świetle której ukazał się Wygrys, przerażony wrzaskiem do granic wytrzymałości.
– Wwwilki i śwink – odpowiedział na wdechu.
– ?
– Winki i świlk? – Wygrys popatrzył pytająco na Herbacianomlecznego.
– ??
– Świlki i wink… – spróbował jeszcze raz już bez większej nadziei.
– Ile świnek? – próbował go naprowadzić Herbacianomleczny, który poczuł się panem sytuacji.
– W haśle nie podawaliśmy liczby! – ujęła się za Wygrysem Julka.
– Dobra, uspokój się – Julka wzięła go na ręce. – Mogę cię ponieść. Skąd się tu wziąłeś?
– Doszliśmy do miejsca, do którego dochodzą dwa korytarze, więc byliśmy pewni, że ten jest wasz i ja nim pobiegłem – wydyszał Wygrys.
– Do jakiego miejsca doszliście? – zapytała Julka, kiedy wszyscy raźno ruszyli dalej.
– Odkryliśmy tajemne przejście z ogrodu do lochów zamkowych.
W tym momencie o mało nie wpadli na ścianę, ale okazało się, że to tylko ostry zakręt. Zaraz za nim zrobiło się jaśniej. Przed ich oczami ukazał się łuk, a za nim zamajaczyła otwarta jasnawa przestrzeń. Usłyszeli parskanie i ciche rozmowy.
– Witajcie na zamku! – Grafitowy stał na balkonie otaczającym olbrzymią podziemną komnatę. Wyglądała jak największy stadion, jaki można sobie było wyobrazić, teraz zupełnie pusty. Konik w kolorze skorupki jajka pomyślał, że wyjaśniła się sprawa wielkiej przestrzeni, na którą natrafili dokumentując tajemne przejścia. Ogrom sali robił wrażenie. Podnieśli głowy, żeby obejrzeć kopuliste sklepienie. Dookoła niego biegł złoty napis:
Bóg Honor Ojczyzna
Przez dłuższą chwilę stali oniemiali. Potem zaczęli powoli schodzić na środek sali. Niektórzy dostali się tam po wąskich, kamiennych schodkach. Inni po prostu zjeżdżając po łagodnym wapiennym zboczu, które tworzyło jedną ze ścian. Komnata była wykuta w białej skale. Ich rozmowy odbijały się echem.
– To są fundamenty, na których stoi cały zamek – powiedziała Bajka.
– Ciekawe, czy oni w zamku o tym wiedzą – szepnęła Julka.
– Może nie. Czasami do takich ważnych miejsc i rzeczy dochodzi się okrężnymi drogami – Jasnobrązowy był równie przejęty co one.
– Babu na pewno wie – powiedziała z przekonaniem Milka.
– W każdym razie musimy być teraz pod zamkiem – Jasnobrązowy zarżał i wszedł między rząd kolumn szukając innego wyjścia. Przez okrągłe u góry drzwi, jakie znał z innych miejsc w zamku, wszedł w szeroki korytarz. Inni zrobili dokładnie to samo, bo nikt nie miał już w tym momencie siły być odkrywcą. Tęsknili za powietrzem i słońcem. Szli teraz szerokim i wysokim korytarzem z łukowym sklepieniem. Mimo, że wciąż było ciemno i dalej musieli oświetlać sobie drogę, korytarz na tyle przypominał wszystko inne, co widzieli w zamku, że czuli się raźniej i wiedzieli, że na pewno dokąś dojdą. Konik koloru kawy z mlekiem zauważył wgłębienie w ścianie wyglądające jakby kiedyś wisiał w nim obraz. Poświecił latarką i przeczytał napis na murze:
Zatrzymaj się w biegu
Inni też się zainteresowali. W kolejnych niszach czytali:
Nie galopuj bez sensu
Zastanów się dokąd idziesz i pomyśl co jest naprawdę ważne
Od tego momentu konik koloru skorupki jajka zaczął notować napisy.
Dobrze wykorzystaj swój czas,
bo masz go dokładnie tyle ile go masz
Już go masz, a co z nim zrobisz, zależy tylko od ciebie
Nie trać czasu na czynienie zła
Zawsze zastanawiaj się co jest dobre, a co złe
Nie rób niczego tylko dlatego, że inni to robią.
Zawsze wiedz dlaczego robisz to, co robisz.
Szukaj Prawdy
Broń prawdy wiecznej, która nie zmienia się nigdy
mimo zmieniających się czasów /Ojciec Pio/
Nie pozwalaj opluwać tego, co wielkie, piękne i dobre
Rycerz broni wiary chrześcijańskiej i kościoła
/Kodeks Rycerski/
Zważaj na dumę rycerską, by pychą nie została splamiona /Kodeks Rycerski/
Z całą pokorą uważajcie innych za lepszych od was samych
Flp 2,3
Nikogo nie prześladuj,
ale też nie płaszcz się przed nikim,
bo wobec dobrego jedynego Boga wszyscy ludzie są równi
Nie daj się zwyciężyć złu, xxx xxx xxxxxx xxxxxxxxx.
Julka usiłowała odczytać ostatni napis, którego dalsza część była prawie niewidoczna. Zmrużyła oczy i z całej siły wpatrywała się w znaki: Rz 12,21 na końcu linijki, jedyne, co dało się przeczytać.
Nie rozmawiali ze sobą, ale byli poruszeni. Stare napisy wydawały im się tak aktualne, jakby ktoś napisał je wczoraj. Mieli wrażenie, że zawierają wiedzę, która bardzo im się przyda. Cieszyli się, że weszli za Jasnobrązowym właśnie w ten korytarz. Niezależnie od tego, byli już naprawdę zmęczeni. Czuli się wyczerpani, brudni i nieświeży. Woda w bukłakach dawno się skończyła. Nie planowali żadnej wyprawy, więc nie wzięli większego zapasu. Ostatkiem sił otworzyli kolejne ciężkie drzwi i prawie wypadli przez nie na miękką trawę. Oślepiło ich słońce. Stali nad samą fosą. Pies Milki energicznie położył przednie łapy na jej ramionach, ale powstrzymał się przed wylizaniem twarzy, bo wiedział, że tego nie lubi.