Jedna pani zarzuciła mi między innymi to – przepraszam za brutalny język – że w swoich wypowiedziach „sr… na Kanadę”. Tłumacząc to na “nasze”, chodzi o to dlaczego krytykuję Kanadę i wiele aspektów jej życia politycznego, społecznego?
Otóż, czynię to z troski o kraj, w którym mieszkam od grubo ponad 30 lat i – mówiąc patetycznie – podobnie jak wielu innych Polaków – go buduję. To my, to my Ka-na-dyj-czy-cy jesteśmy solą tej ziemi, to również z naszej krwawicy ten kraj korzysta, dlatego jest przykro i smutno patrząc, jak jest spuszczany w dół kanalizacji; stąd moja krytyka, stąd troska o to, co tutaj ma miejsce.
Mówię o tym również dlatego, że właśnie były wybory i mimo wszystko, mimo że większość z nas nie miała na kogo głosować, że wybór był trudny, trzeba na te wybory chodzić; również po to, żeby pokazać, że jeszcze należy o nas się starać, że o nas, wyborców, należy jakoś zabiegać.
I to jest jedna z głównych przyczyn dlaczego krytykuję to, co się w Kanadzie dzieje; bo prostu mi na tym kraju zależy, jako na moim kraju i ufam, że Państwu, którzy tutaj żyją, gdzie żyją wasze dzieci, wnuki, również nie jest to obojętne.
Dlatego naprawdę warto uczestniczyć w życiu Kanady; warto tutaj krzyczeć, warto protestować i warto wskazywać tym wszystkim ludziom, którym nadal na tym pięknym, wielkim, rozległym, wspaniałym kraju zależy, co w nim jest niedobre.
Tłumaczę się więc z zarzutu, który jest pewnego rodzaju figurą retoryczną używaną przez środowiska brutalizujące życie polityczne w imię rzekomej dosadności, a tak naprawdę usiłujące przykryć miałkość argumentu; Nie podoba się w Kanadzie, to won!
To tak nie jest. Nasze powołanie jest tutaj i teraz, tu mamy być i starać się wokół siebie świadczyć.
Tak więc, proszę chodzić na wybory i proszę głosować zgodnie z sumieniem, bo przecież tyle ludzi, których ja bym nie widział w roli decydujących o losach tego kraju, chodzi do urny. Przecież to Państwo, ciężko pracujący Polacy, mieszkający w Kanadzie; ludzie, którzy naprawdę wkładają tu wiele wysiłku, to właśnie tacy ludzie jak wy, proszę Państwa, powinniście decydować o losach tego kraju, bo go budujecie.
Zresztą, jeżeli popatrzymy na wynik głosowania z poniedziałku to można mieć nadzieję, że jednak walec propagandowy, który toczy rządząca Partia Liberalna przed sobą nie do końca wszystko wyrównał; są wciąż środowiska i jest wiele ludzi, którzy widzą co się dzieje. Partia Konserwatywna, mimo tego że usiłowała tym razem częściowo naśladować liberałów kosztem swego tradycyjnego przesłania, zdobyła najwięcej głosów. One, co prawda, nie przełożyły się na mandaty, bo taki jest charakter ordynacji większościowej, ale być może można na tym budować.
I druga rzecz, że jednak 5% dla partii Maxima Berniera świadczy o tym, iż jest pewnego rodzaju awangarda ludzi myślących, którzy widzą, że tracimy wolność, tracimy swobody obywatelskie, tracimy gwarancje konstytucyjne, rzekomo w imię „bezpieczeństwa pandemicznego” . Tymczasem gdy propagandowy lakier bardziej poskrobać, to jednak okaże się, że paszporty szczepionkowe i segregacja sanitarna, z czego nomen omen zrezygnowali nie tak dawno Brytyjczycy, służą jedynie inżynierii społecznej czyli uprzykrzaniu życia osób nie zaszczepionych; przymuszaniu, byśmy tę decyzję podjęli nie ze względu na nasze własne zdrowie i wiedzę na temat zagrożeń chorobowych, lecz ze względu na korzyści administracyjne, które zaszczepienie nam przyniesie.
Jest to podejście uwłaczające naszej inteligencji i godności, ale niestety wydaje się, że politycy hołdują właśnie takiej manipulacji, rezygnując z uczciwej debaty publicznej.
Przypomnijmy, że przecież jeszcze kilka miesięcy temu oni sami zapewniali nas, iż paszporty szczepionkowe są niepotrzebne. Tak mówił Doug Ford, tak mówił Jason Kenney, tak nawet mówił Trudeau, który wskazywał że być może będzie potrzebna jakaś forma potwierdzenia szczepionkowego dla podróży zagranicznych.
Dzisiaj przyszedł najwyraźniej inny rozkaz z centrali i wszyscy jak jeden mąż zmienili zdanie, pomimo tego, że pod względem epidemicznym nic się nie zmieniło, a poziomy wyszczepienia osiągają, a nawet przekraczają te, które wówczas zakładano.
A więc?
A więc chodzi o kontrolę; chodzi o to, żeby nasze elity miały te same możliwości kontroli społecznej, co elity chińskie.
Dlatego wszyscy ludzie, którym na sercu leży wolność, którym jeszcze się chce, którzy nie są wyznawcami religii świętego spokoju, lecz postrzegają życie jako realizację powołania i wartości, muszą ten kraj wziąć w swoje ręce. Jest zadaniem każdego z nas sypać piasek w tryby obecnego „postępu” – poczynając od rozmów w domu z własną rodziną; rozmów z sąsiadami; rozmów z ludźmi w pracy, a na udziale w organizacjach politycznych, społecznych i głosowaniu kończąc.
Jeśli nie zatrzymamy walca to przynajmniej będzie wolniej jechał.
Andrzej Kumor